Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Pogonią - Najpierw Europa, potem szara rzeczywistość

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.03.2024 22:45

(akt. 02.12.2024 13:45)

Piłkarze Legii Warszawa ponownie rozczarowali i mając szansę, by odrobić punkty do rywali, jedynie zremisowali z Pogonią Szczecin przy Łazienkowskiej. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Nowoczesny wstęp i szara rzeczywistość – Trzeba przyznać, że wstęp do meczu z Pogonią Szczecin stał naprawdę na wysokim poziomie. Dzień przed spotkaniem mogliśmy oglądać kulisy z przygotowań do starcia z „Portowcami” z wypowiedziami najważniejszych osób w klubie, czyli prezesa Marcina Herry i dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego. Był też głos kapitana zespołu Josue zapewniający, że nikt inny nie pragnie zwycięstw tak, jak oni. Przed meczem na stadionie był niesamowity pokaz świateł, fantastyczne wykonanie „Snu o Warszawie”, efektowna prezentacja składów. Do tego dostosowali się kibice, prezentując oprawę – racowisko. Każdy, kto oglądał przedmeczowe filmy i był na stadionie godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego, mógł poczuć atmosferę, jaka jest na zachodnich stadionach w dużych klubach oraz to, że mecz z Pogonią jest czymś wyjątkowym. To wszystko jednak prysło jak bańka mydlana wraz z początkiem spotkania. Pierwsza połowa była nudna, zachowawcza. Pogoń skupiła się na zabezpieczeniu tyłów i tylko raz zagroziła bramce Legii uderzeniem Wahana Biczachczjana. Legioniści zaś radzili sobie do szesnastego metra, później pojawiał się problem. Tylko dwa razy zagrozili bramce gości – słupek Yuriego Ribeiro i strzał z ostrego kąta Marca Guala. Poza tym kopanina w środku pola, emocje jak na rybach i poziom sportowy, jaki nie przystoi wydarzeniu o takiej przedmeczowej oprawie.

Kapustka i Augustyniak na swoim miejscu – Szukając małych plusików w tym meczu, warto odnotować dwie rzeczy. Po pierwsze na środek obrony wrócił Rafał Augustyniak i trzeba przyznać, że przy obecnym stylu i podziale zadań, to jest dla niego miejsce o wiele lepsze. „August” grał pewnie, dobrze kierował kolegami, a defensywa z nim jako szefem była po prostu lepsza. Na swojej optymalnej pozycji zagrał też w końcu Bartosz Kapustka – nie na „dziesiątce” gdzie był ustawiany ostatnio, ale nieco niżej. I naprawdę przyjemnie patrzyło się na „Kapiego”, na jego sposób poruszania się, przyjęcie piłki, przegląd pola, wybieganie na pozycje. Do tego sporo widział, właściwie czytał zamiary rywala, sporo piłek przejął. W takiej formie Kapustka jest ogromnym skarbem Legii i być może nawet najważniejszym ogniwem. W sobotę miał aż 105 kontaktów z piłką, podawał z 80-procentową skutecznością, 6 razy dryblował w tym 4 razy udanie, miał 15 odzyskanych piłek, aż 10 przechwytów, oddał 2 strzały w tym 1 celny. Takiego Kapustkę chcemy oglądać jak najczęściej. Czekamy na kolejne roszady – chętnie zobaczylibyśmy np. Marca Guala na „dziewiątce”. Ustawiony za napastnikami ma sporo niecelnych podań, a jego potencjał nie jest odpowiednio wykorzystywany.

Schematyczna gra – Wydaje się, że każdy w ekstraklasie już wie, jak gra Legia i co zrobić, by dać sobie szansę na wywalczenie punktu lub punktów. Chyba każdy trener i piłkarz w ekstraklasie ma wiedzę o tym, jak „Wojskowi” konstruują większość ataków. Nie jest to skomplikowane – ze środka pola Josue lub Kapustka zagrywają na wolne pole na prawą stronę do Pawła Wszołka, a ten stara się dograć do jednego z kolegów w polu karnym. Gdyby chociaż z równą częstotliwością piłka wędrowała na lewą stronę, to zadanie dla rywali byłoby trudniejsze. Pogoń nie grała w takim stylu, do jakiego przyzwyczaiła kibiców. W pierwszej połowie „Portowcy” byli schowani za podwójną gardą, nastawieni przede wszystkim na to, by gola nie stracić. Być może było to spowodowane meczem rozgrywanym w środku tygodnia, a być może chłodną kalkulacją. Tak czy inaczej, goście zrealizowali swoje założenia przedmeczowe i wywalczyli jeden punkt, z czego po spotkaniu zadowoleni byli i zawodnicy, i trener na konferencji prasowej. Legia wobec takiej postawy graczy Jensa Gustafssona była często bezradna i zwykle biła głową w mur. Nie można odmówić legionistom chęci, ale zabrakło po prostu umiejętności, zgrania i podejmowania odpowiednich decyzji.

Znów błąd indywidualny – Legia w ekstraklasie rzadko traci gole po składnych akcjach rywali, po których kiwamy wszyscy głowami z uznaniem i myślimy – ale oni to rozegrali! Nie! Legia traci gole, bo zwykle ktoś popełni katastrofalny w skutkach błąd. Nie szukając daleko – w Kielcach przy próbie wyprowadzania piłki błąd popełnił Artur Jędrzejczyk, nie popisał się Dominik Hładun i tlen rywalowi został podany. Teraz Marco Burch podszedł w okolice środka boiska, popełnił błąd techniczny, odwrócił się w kierunku swojej bramki i stracił piłkę. Rywale bezlitośnie skorzystali z tego prezentu. Przypomnijmy, że w starciu z Puszczą Niepołomice gol dla gości również padł po błędzie Burcha – przegrał walkę o górną piłkę z rywalem w polu karnym. Podobnie było w meczach Jagiellonią w Białymstoku czy Śląskiem we Wrocławiu — tam również Marco zawalił gole. Tylko w tym roku błędy indywidualne obrońców kosztowały zespół sześć punktów, a gdybyśmy policzyli takie błędy w całym ligowym sezonie, to tych straconych w taki sposób punktów byłoby znacznie więcej. Może trzeba więc dokonać pewnych korekt, zwiększyć asekurację na boisku? Inaczej będziemy ten sezon wspominać naprawdę źle.

Najgorszy start roku od pięciu lat — Piłkarze Legii Warszawa rozegrali w tym roku cztery mecze w lidze. Bilans – jedna wygrana 1:0 i trzy remisy. 6 punktów po 4 meczach to najgorszy bilans od pięciu lat. W zeszłym sezonie było to 10 punktów. Dwa lata temu, czyli w sezonie 2021/22, gdy zespół startował rok z przedostatniej pozycji w tabeli i był pogrążony w największym od lat kryzysie, było to 7 punktów. Rok wcześniej również 7, zaś w sezonie 2019/20 było to 10 punktów. Identyczny wynik, czyli 6 punktów w 4 meczach rozpoczynających rok Legia uzyskała w sezonie 2018/19. A przecież poza starciami w lidze mieliśmy jeszcze dwa spotkania z Molde, oba przegrane. Szczególnie bolesny był mecz w Warszawie i klęska 0:3. Byłoby świetnie gdyby były to złe miłego początki, ale na razie niewiele na to wskazuje. Choć w naszej lidze w teorii wszystko jest możliwe.

Jak dobrze znasz Artura Jędrzejczyka?

1/15 W którym sezonie Artur Jędrzejczyk zadebiutował w Legii, w oficjalnym meczu?

Polecamy

Komentarze (92)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.