Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Pogonią - świetny środek pola Legii

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

29.09.2023 10:50

(akt. 30.09.2023 13:12)

Piłkarze Legii Warszawa w środę wygrali w Szczecinie z Pogonią 4:3, choć całą drugą połowę meczu grali w osłabieniu. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Rotacja, pięć zmian, sześciu graczy lewonożnych – Na pięć zmian względem spotkania z Górnikiem Zabrze zdecydował się trener Kosra Runjaić. W defensywie pojawił się Steva Kaupadi zamiast Radovana Pankova, Paweł Wszołek wrócił na swoje miejsce zastępując Makanę Baku, podobnie jak Bartosz Slisz zastępując Jurgena Celhakę, a Josue, Macieja Rosolka. Ernest Muci tym razem wyszedł w pierwszym składzie, a Marc Gual usiadł na ławce rezerwowych. Trzeba więc przyznać, że szkoleniowiec Legii niezwykle poważnie potraktował Pogoń Szczecin i posłał do boju pucharową jedenastkę, zbliżoną do optymalnej. Warto zwrócić uwagę jak zróżnicowany był wyjściowy skład – Tobiasz, Kapuadi, Ribeiro, Elitim, Kun i Josue to gracze z wiodącą lewą nogą, zaś Jędrzejczyk, Wszołek, Slisz, Pekhart i Muci z lepszą prawą. Posiadanie tak zróżnicowanej kadry daje duże możliwości sztabowi szkoleniowemu.

Świetny, techniczny środek pola – To co rzucało się w oczy w czasie meczu, zwłaszcza w pierwszej połowie spotkania, to świetny środek pola, który został zdominowany przez legionistów. Trójka Slisz, Elitim, Josue to dziś najlepsza pomoc w całej ekstraklasie, ale i jedna z lepszych w ostatnich latach. Slisz to już nie tylko człowiek który biega za dwóch i odbiera piłki, ale również rozgrywa. W Szczecinie schodził chętnie na prawą stronę wypychając Wszołka do środka i posyłał do niego dokładne podania w pole karne. Josue czuł luz przy kreowaniu sytuacji, chętnie zagrywał zewnętrzna częścią stopy czy to do Tomasa Pekharta czy też do Ernesta Muciego i zwykle były do piłki bardzo groźne, otwierające drogę do bramki. Nieco słabiej było w defensywie, Portugalczyk popełnił też błąd przy wyprowadzaniu piłki, który skończył się stratą gola, ale im bliżej bramki rywala tym wyglądał lepiej. I do tego Elitim, równie dobry w defensywie co w ofensywie, ale Kolumbijczykowi warto poświęcić oddzielny akapit.  

Pan piłkarz Elitim – To naprawdę jest świetny transfer Jacka Zielińskiego i Radosława Mozyrki. Jest w Legii krótko, a już zżył się z zespołem, identyfikuje się z nim, ciszy jak dziecko po golach swoich czy kolegów, bardzo szybko dopasował się do stylu gry i wymagań Kosty Runjaicia. Początkowo głównie przyglądał się kolegom i rywalom, poznawał ligę i nowe środowisko, ale bardzo szybko zaczął odrywać ważną rolę w drużynie, z meczu na mecz ważniejszą. W meczu w Szczecinie walczył w defensywie, wracał się, pomagał kolegom, asekurował ich – miał 11 odbiorów w tym 5 na połowie przeciwnika! W fazie kreacji niemal bezbłędny, jego podania były dokładne, mierzone, przeszywające linię obrony. Podawał z 90 procentową skutecznością – 52 z 58 podań dotarło do adresata. Wygrał 70 procent pojedynków – 11 z 16. Oddał tylko jeden strzał na bramkę i zakończył się golem, choć w tej sytuacji dopisało mu nieco szczęścia. Ale temu trzeba pomóc i Elitim to zrobił chwilę wcześniej odbierając futbolówkę i decydując się na strzał. Zaliczył też asystę na wagę trzech punktów – pod nieobecność Josue, który opuścił już murawę, wywalczył rzut wolny w bocznej strefie boiska. Zrobił to bezczelnie – kopnął w powietrze nabierając rywala i prowokując go, a ten po chwili go sfaulował. Z rzutu wolnego dograł idealnie na głowę Steva Kapuadiego, który zdobył swoją pierwszą i jakże ważną bramkę dla Legii. Nie byłoby tego zwycięstwa w Szczecinie, gdyby nie Juergen Elitim i jego świetna gra.

Faul na Jędzy, wyższy poziom greckiego aktorstwa – Teatr ma swoje początki w Grecji, był świętem, tam pojawił się pierwszy aktor, tam wykształcił się jeden z rodzajów literackich – dramat. W ostatnich tygodniach Grecy dzięki korzeniom teatralnym wynieśli ekstraklasę na nowy poziom symulowania, poziom dotąd nieosiągalny dla innych w kraju nad Wisłą. Najpierw popis dał Alexandros Katranis w Gliwicach. Zaatakował Josue i trafił go w staw skokowy. Równo z tym jak sam w sposób zagrażający zdrowiu legionisty faulował, zaczął krzyczeć z bólu, padł na murawę niczym rażony prądem, wyjąc niesamowicie zwijał się na murawie. Prowadzący spotkanie Damian Sylwestrzak dał się nabrać, nie wytrzymał też ciśnienia i pokazał legioniście drugą żóltą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Siedzący przy VARze Bartosz Frankowski oczywiście nie pomógł. Drugą odsłonę greckiego dramatu mieliśmy w Szczecinie. Alexandros Kolouris starł się z Arturem Jędrzejczykiem. Obaj piłkarze wzajemnie się trzymali i doprowadzili do upadku. Legionista upadając trafił w twarz gracza gospodarzy, a ten zacząć się momentalnie trzymać za głowę. Do czasu – w pewnym momencie Grek spostrzegł, że na jego ręku jest but „Jędzy” i postanowił to wykorzystać. Momentalnie chwycił za but, trzymał z całej siły i darł się jak oparzony. Artur próbował wstać, chciał zabrać nogę, ale nie bardzo miał jak. Sędzia Tomasz Musiał, podobnie jak wcześniej Damian Sylwestrzak, był zauroczony próbką greckiej sztuki teatralnej i postanowił ukarać legionistę żółtą kartką. I pewnie nie rozmawialibyśmy o tej sytuacji gdyby nie Bartosz Frankowski na VARze – znów nie pomógł, ale tym razem postanowił interweniować, czego nie zdecydował się zrobić w Gliwicach. Pokazano sędziemu zdarzenie w zwolnionym tempie, co zakłamało rzeczywistość i arbiter zmienił decyzję, anulował żółtą kartkę i sięgnął po czerwoną.  Trzeba przyznać, że panowie Katranis i Kolouris poziom symulki wznieśli na niespotykany dotąd poziom.

Odwrócone losy meczu, gra o pełną pulę – Legia kolejny raz odwróciła losy meczu, kolejny raz w tym sezonie. Trzykrotnie w Szczecinie przegrywała i trzy razy odrabiała straty aż w końcu wyszła na prowadzenie, którego nie oddała już do końcowego gwizdka. Jeszcze bardziej imponujące jest to, że Legia dwukrotnie odrabiała straty w osłabieniu, grając w dziesiątkę, a następnie zadała decydujący cios. Warto też dodać, że po strzeleniu czwartego gola Legia już do końca kontrolowała przebieg spotkania, nie pozwoliła Pogoni skonstruować choćby jednej akcji, świetnie w końcówce grali Gil Dias i chwalony już wielokrotnie w tym podsumowaniu Elitim. Drużyna Kosty Runjaicia jest dziś mocna sportowo ale jeszcze mocniejsza mentalnie! Ta drużyna zawsze gra o pełną pulę, bez względu na okoliczności i rzucane kłody pod nogi. Pewnie wiele zespołów i trenerów po strzeleniu trzeciego gola wyrównującego poczułoby zadowolenie i na tym poprzestało zważywszy na okoliczności, ale nie Legia – tam nikt nie zadowalał się remisem, każdy chciał wygrać i cel został osiągnięty. Bartosz Slisz mówił wprost o tym, że wypominano im, że  dawno nie wygrali na wyjeździe – od marca i meczu z Radomiakiem, że od sześciu lat nie zwyciężyli w Szczecinie i zrobili wszystko by więcej nie było okazji do takiego wypominania. I to się udało zrobić mimo wyjątkowo niesprzyjających okoliczności.

Dwa stracone gole na własne życzenie – By nie było samych pozytywów i komplementów, to wspomnimy, że Legia w Szczecinie nie wyciągała wniosków w grze defensywnej. Pogoń dwukrotnie w taki sposób rozgrywała rzut rożny, że podania z narożnika boiska było kierowane przed pole karne do Wahana Biczachczjana, a ten uderzał na bramkę. W kilku innych sytuacjach reprezentant Armenii czekał przed polem karnym i próbował uderzać lewą nogą, robić użytek ze swojego największego atutu. Niestety piłkarze Legii nie wyciągnęli z tego wniosków. W 71. minucie przy rzucie rożnym pozostawiono Wahana samego przed polem karnym, gdy piłka do niego trafiła próbował do niego doskoczyć Josue, ale było już za późno i po chwili piłka zatrzepotała w siatce bramki Kacpra Tobiasza. Warto też zwrócić uwagę, że piłkarze Pogoni błyskawicznie doskakiwali do Josue, gdy tez rozgrywał piłkę do tyłu. Tak było w 29 minucie gdy osaczony Portugalczyk stracił piłkę na 25 metrze, ale wówczas miał za sobą trzech piłkarzy Legii, a jego błąd naprawił Artur Jędrzejczyk. Niestety sytuacja się powtórzyła po przerwie w 51. minucie meczu – znów do wyprowadzającego piłkę Josue doskoczył piłkarz Pogoni i odebrał piłkę, ale wówczas kapitan miał za sobą tylko Steva Kapuadiego, który był dość pasywny w sytuacji gdy Alexandros Kolouris wbiegł w pole karne i oddał strzał a po chwili cieszył się z gola. Legia musi wystrzegać się takich sytuacji, w końcu przecież przyjdzie mecz i rywal gdy takich strat nie dane będzie odrobić.

Polecamy

Komentarze (38)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.