Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Pogonią - tragiczna pierwsza połowa spotkania

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

23.09.2024 17:00

(akt. 23.09.2024 18:54)

Piłkarze Legii Warszawa, po fatalnym meczu w Szczecinie, przegrali z Pogonią 0:1. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Tragiczna pierwsza połowa meczu — Piłkarze Legii przez pierwsze 45 minut meczu nie oddali strzału na bramkę. Nie, że strzału celnego, ale niecelnego również. Okrągłe zero! Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie takiego osiągnięcia w wykonaniu graczy Legii — kiedykolwiek. Pogoń po stracie potrafiła błyskawicznie odzyskać piłkę i gracze Legii sobie z tym nie radzili. To, co było do tej pory atutem Legii, stało się atutem Pogoni. Zawodnicy Legii sprawiali wrażenie zagubionych. Legioniści powinni do przerwy przegrywać, ale dopisywało im szczęście. Tak było w 3. minucie gdy po dograniu Kamila Grosickiego i strzale Efthymisa Kolourisa, piłka nieznacznie minęła bramkę Kacpra Tobiasza. W 26. minucie Rafał Kurzawa zagrał za linię obrony do Linusa Walqvista, ten wycofał w pole karne do Kolourisa, który nieznacznie się pomylił, posyłając piłkę tuż ponad bramką. Akcje Legii w pierwszej części gry kończyły się albo szybką stratą, albo faulem w bezpiecznej od bramki Pogoni odległości.

Pozorowana gra napastników — Nie tak dawno usłyszeliśmy argument, że w kadrze Legii jest trzech byłych królów strzelców. Co z tego, skoro obecnie wszyscy są kontuzjowani lub / i bez formy. W meczu z Pogonią legioniści wyszli na boisko w ustawieniu z dwoma napastnikami i były to miejsca zmarnowane. Nie ilość a jakość się liczy, jeden Efthymis Kolouris zrobił dużo więcej na murawie niż duet Jean Pierre Nsame — Marc Gual. To jak obaj prezentowali się w Szczecinie, było obrazem nędzy i rozpaczy. Przyjrzyjmy się poczynaniom atakujących Legii. W 38. sekundzie meczu Kacper Chodyna posłał dobre dośrodkowanie w pole karne, ale tam Nsame przegrał walkę o pozycję. Minutę później Chodyna przejął piłkę, zagrał prostopadle podanie do nóg Guala, które jednak źle przyjął futbolówkę i ją stracił. Potem obaj pozorowali grę w defensywie — gdy Leo Borges wychodził z piłką spod własnej bramki, obaj nasi napastnicy niby zrobili dwa szybsze kroki w jego kierunku, ale zaraz potem odpuszczali i gracz Pogoni przemierzał kolejne metry z piłką przy nodze. W 12. minucie Nsame przyjął podanie od Tobiasza, ale zastawiając się, momentalnie zanotował stratę. Czyli nawet gra tyłem do bramki, co wydawało się być mocną stroną „DżejPi” w Szczecinie zawodziła. W 27. minucie Tobiasz wybił daleko piłkę, którą Nsame głową zgrał do Guala, a ten główkował tam, gdzie nie było żadnego z kolegów i tym samym oddał piłkę gospodarzom. Trzy minuty później Jurgen Celhaka zagrał kapitalne podanie do Kacpra Chodyny, a ten z pierwszej piłki podał do Nsame. Chodyna był na spalonym, ale Kameruńczyk nie mógł tego wiedzieć. Oddał strzał wysoko nad poprzeczką, kompletnie marnując dogodną sytuację. Nie jest więc tak, że nie miał podań. Miał ich mało, ale jak je dostał, to i tak je marnował. W 35. minucie Gual zagrał do boku do Chodyny, którego pozycję zdublował Nsame i w efekcie Kacper nie miał komu zagrać piłki w pole karne. Najlepszym podsumowaniem formy napastników Legii była sytuacja z 48 minuty meczu — Gual na środku boiska zabrał piłkę Leonardo Koutrisowi i biegł sam na bramkę. Zamiast jednak biec szybko, ile sił w nogach i uderzyć na bramkę, to biegł na zaciągniętym hamulcu i rozmyślał nad skończeniem sytuacji i przez to dał się dogonić Benediktowi Zechowi, choć ten tracił do Hiszpana dobre kilka metrów. Słabość to słowo najlepiej opisujące grę duetu napastników Legii. Tym bardziej żałować można faktu, że bez żalu, ostatniego dnia okienka transferowego, sprzedano jedynego napastnika, który bramki strzelał i był w odpowiedniej formie.

Znów błąd w kryciu, tym razem Vinagre — Dziwny to był mecz Rubena Vinagre. Niby walczył, niby chciał, ale błędy popełniał przedziwne. W 18. minucie przejął piłkę we własnym polu karnym, po czym podał na odległość trzech metrów do Fredyrka Ulvestada. Czemu tak zrobił, co nim kierowało, wie chyba tylko Portugalczyk. Przy sytuacji bramkowej do pewnego momentu był przy Alexandrze Gorgoniu, ale nagle odpuścił jego krycie i tylko przyglądał się, jak gracz gospodarzy przekłada sobie piłkę na lewą stronę i uderza na bramkę. Tak jakby zobaczył niewidoczną granicą i stwierdził, a to już nie jest moja strefa, niech ktoś inny go tam pokryje… Doprawdy dyskwalifikujące grę obronną zachowanie Vinagre. Do strzelca jedynego gola próbował jeszcze doskoczyć wślizgiem Jurgen Celhaka, ale nie zdążył. Co gorsze wcześniej w podobnej sytuacji był Wahan Biczachczjan, oddał strzał z tego samego miejsca. Tyle że piłkę lecącą do bramki zdołał odbić piętą na rzut rożny Artur Jędrzejczyk. A już po stracie gola, również z tego samego miejsca uderzał Rafał Kurzawa — strzał wybroniony przez Tobiasza. Legioniści więc nie wyciągali wniosków z popełnionych błędów. W 76. minucie po stracie Rubena Vinagre sam na sam Kacprem Tobiaszem znalazł się Kamil Grosicki, ale górą był bramkarz Legii.

Prowokacja od piłkarza Pogoni — Prowokacje coraz częściej są częścią taktyki rywala. Trener Goncalo Feio w środowisku ma opinię faceta, który nie zawsze panuje nad emocjami, w Szczecinie próbował to wykorzystać piłkarz, co jest absolutnie naganne i skandaliczne. W pewnym momencie tuż przy linii bocznej, Linus Wahlqvist walczył o piłkę z Luquinhasem, ale zrobił to podnosząc wysoko nogę i niemal kopiąc w głowę Brazylijczyka. Działo się to tuż przed stojącym przy linii Goncalo Feio, który krzyknął faul. Wtedy zawodnik Pogoni idąc w kierunku szkoleniowca Legii, dwukrotnie krzyknął sp…j. Nie zareagował ani sędzia techniczny, któremu uwagę zwrócił kierownik zespołu Konrad Paśniewski, ani sędzia główny. Takie zachowania są coraz częstsze w wykonaniu ludzi z ławek rezerwowych, ale że piłkarz w ten sposób odzywa się do trenera, to jest coś nowego i skandalicznego. Oczekiwałbym, że komisja ligi zajmie się tym przypadkiem i wyciągnie wobec zawodnika „Portowców” stosowne konsekwencje.

 

Rewolucja na razie bez pozytywnych efektów — Legia od początku roku kalendarzowego gra w piłkę poniżej oczekiwań, dobre mecze można było policzyć na palcach jednej ręki, za to kompromitacji jak dwumecz z Molde było znacznie więcej. Zimą z klubu odeszli bardzo ważni zawodnicy — Ernest Muci i Bartosz Slisz, latem nie przedłużono kontraktów z Josue i Yurim Ribeiro. Przyszło 4 nowych trenerów i 10 nowych zawodników — wliczając w to powrót  z wypożyczenia po roku Jordana Majchrzaka. Miało być lepiej, mieliśmy grać szybciej, bez spowalniającego i ograniczającego zespół Portugalczyka, a jest gorzej niż było. Zmian było tak dużo, że w krótkim czasie było to bardzo trudne do ogarnięcia. Jedyną nadzieją było to, że z tym trudnym zadaniem poradzi sobie Goncalo Feio i na tym opierała się niemal cała wiara. Na razie jednak nie wyszło tak, jak powinno. Proces trwa i trudno powiedzieć, w jakim pójdzie kierunku. Na dziś zespół jest nie tylko na boisku pozbawiony liderów, ale i jakości. Prawie nikt z nowych zawodników nie ciągnie tego zespołu do przodu. Sergio Barcia popełnił kilka błędów i zawalił minimum dwie bramki. Jean Pierre Nsame na razie postrzelał sobie tylko w meczu z amatorami z Walii oraz w spotkaniu z Motorem, gdy ten już nie miał ochoty do gry, poza tym gra jest dla niego za szybka. Claude Goncalves był świetny podczas przygotowań do sezonu, ale forma ewidentnie przyszła za wcześnie i nie wszystko, co złe w poczynaniach Portugalczyka da się wytłumaczyć kontuzją Juergena Elitima. Od pierwszego meczu o stawkę Goncalves zrobił więcej złego niż dobrego. Migouel Alfarela miał dobre momenty, ale gdy zaczął dostawać poważna szanse, zaczął zawodzić. Luquinhas dobrze zaczął sezon, ale im dłużej trwa, tym bardziej uwypuklają się jego wady — po przejęciu piłki potrafi z nią pobiec w okolice pola karnego i tam zaczynają się schody — brakuje dobrego podania, nie ma strzału na bramkę. Jeśli ktoś uważał, że będzie w stanie wejść w buty Josue, to gratulujemy poczucia humoru. Kacper Chodyna długo nie przekonywał, ale ostatni mecz z Pogonią zagrał poprawnie, co daje jakieś nadzieje. Najwięcej dobrego da się powiedzieć o Rubenie Vinagre, choć odpuszczenie krycia (kolejny już raz) w meczu z Pogonią czy brak prawej nogi co było dużym problemem gdy w meczu ze Śląskiem został przesunięty na 20 minut na prawą stronę boiska, pokazują dlaczego nie poradził sobie w Sportingu czy w klubach Premier League. O Marcelu Mendesie Dudzińskim, Maxim Oyedele czy Jordanie Majchrzaku nawet nie ma co wspominać, bo albo nie zagrali, albo ich role były epizodyczne. W taki sposób nie da się zbudować zespołu walczącego z miejsca o trofea, zmian było za dużo i jak na razie nie przynoszą one pozytywnego efektu. Być może za kilka miesięcy będziemy mogli stwierdzić, że transfery odpaliły, ale wtedy na mistrzostwo Polski może być za późno. Jeśli tak to będzie dalej wyglądało, będziemy mieli kolejny sezon przejściowy.

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.