Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Radomiakiem - Legia bramkarzami stoi

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

20.03.2023 15:05

(akt. 21.03.2023 14:09)

Piłkarze Legii pewnie wygrali z Radomiakiem w Radomiu 2:0 i do Warszawy wrócili z trzema punktami. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Mecz pod kontrolą – Legia przyjechała do Radomia po trzy punkty i od początku kontrolowała przebieg spotkania, była drużyną lepszą i tylko braku skuteczności legionistów gracze Radomiaka zawdzięczają, że do przerwy przegrywali tylko jedną bramką. Statystyki po pierwszej części gry były miażdżące dla gospodarzy. 10:2 w strzałach, 5:0  w celnych uderzeniach, 61:39 procent w posiadaniu piłki, 6:0 w rzutach rożnych, 294:187 w podaniach, 55,8 : 54,9 w przebiegniętych kilometrach. We wszystkich statystykach przewagę miała Legia, nie pozwalając piłkarzom Mariusza Lewandowskiego na nic. Podobnie wyglądał początek drugiej odsłony – legioniści nadal kontrolowali przebieg gry. Sytuacja zmieniła się po tym, jak Legia objęła dwubramkowe prowadzenie. Wtedy gra stała się niechlujna, było wiele strat, a rywale próbowali stwarzać zagrożenie po stałych fragmentach gry. Nie potrafili jednak za bardzo ani trafić w bramkę, ani tym bardziej strzelić gola. Tym samym legioniści wygrali w pełni zasłużenie i dopisali sobie w tabeli kolejne trzy punkty.

Powrót Josue – Trener Kosta Runjaić zapowiadał, że w porównaniu do meczu ze Stalą Mielec zespół chce poprawić posiadanie piłki, krótkie podania i grę z pierwszej piłki. Miał w tym pomóc powrót Josue. W pierwszej połowie Portugalczyk spełnił oczekiwania – regulował tempo gry, grał bardzo odpowiedzialnie. Cały czas miał przy sobie rywala, gdy tylko dostawał podanie, momentalnie ktoś się przy nim pojawiał, czasem faulował, czasem skrobał po Achillesie. Widać było, że jednym z założeń graczy Radomiaka na ten mecz było to, by Josue miał maksymalnie ograniczone miejsce do gry. Warto zauważyć, że naciskany przez przeciwnika grał odpowiedzialnie – nie robił zbędnych „kółek”, nie próbował odwrócić się z piłką, tylko oddawał piłkę do tyłu lub do boku, by nie stworzyć okazji do kontrataku. Ale kapitan stwarzał też okazje kolegom – pierwszą w 12. minucie świetnie posyłając piłkę do Filipa Mladenovicia. Serb uderzył w prawy górny róg, ale strzał wybronił Gabriel Kobylak. Cztery minuty później Josue wypatrzył Muciego, który zdecydował się na strzał zza pola karnego, ale pomylił się o dwa-trzy metry. Następnie znakomicie zagrał do Bartosza Slisza, który przedłużył do Tomasa Pekharta. Czech był sam na sam z bramkarzem, ale posłał piłkę wysoko nad bramką. W 40. minucie sam próbował zaskoczyć bramkarza, ale jego strzał na dalszy słupek z problemami ale wybronił Kobylak. Trzy minuty później wykonywał rzut rożny, próbował zdobyć bramkę dokręcając futbolówkę, ale Kobylak nie dał się zaskoczyć. Z tym, że piłka trafiła w rękę Mike’a Cestora i sędzia po analizie VAR podyktował rzut karny, który Josue zamienił na gola. Było to dobre 45 minut w wykonaniu Josue. Jak zauważył Tomasz Wieszczycki, sam Portugalczyk stworzył kolegom więcej okazji niż cały zespół Radomiaka. Po przerwie zobaczyliśmy jednak innego Josue – jego decyzje było spowolnione, często błędne – a to niecelne podanie jak próba przerzucenia ciężaru gry do Maika Nawrockiego, a to strata po której Portugalczyk musiał  gonić Leandro Rochę i naprawić swój błąd wślizgiem. Udało mu się, co akurat można zapisać na plus.  W dodatku dostał kompletnie niepotrzebną żółtą kartkę – taką w swoim stylu, za pyskówkę i odpychanie rywala.

Legia bramkarzami stoi – W piątek w Radomiu wystąpiło dwóch bramkarzy Legii. W ekipie „Wojskowych” Dominik Hładun, zaś w zespole gospodarzy wypożyczony z Łazienkowskiej Gabriel Kobylak. „Hładi” w tym meczu nie miał zbyt wiele pracy – Radomiak w pierwszej połowie spotkania nie oddał celnego strzału na bramkę. W takich warunkach trudno jest zachować koncentrację, którą rywale sprawdzili w końcu w 65. minucie gry. Hładun pokazał, że był rozgrzany i przygotowany na interwencję. Po dośrodkowaniu Roberto Alvesa główkował Leandro Rocha. Piłka polecała w prawy róg bramki, w kierunku murawy. Wydawało się, że będzie gol, ale znakomicie spisał się Hładun odbijając piłkę do boku. Gdyby nie ta interwencja, mielibyśmy remis i zrobiłoby się nerwowo. Było to jedno z dwóch celnych uderzeń graczy gospodarzy – drugim był strzał Alvesa bez problemu wyłapany przez Dominika.

O wiele więcej pracy miał Gabriel Kobylak. W 10. minucie spotkania po dośrodkowaniu Bartosza Kapustki z rzutu rożnego główkował Rafał Augustyniak i dobrze piąstkował piłkę golkiper wypożyczony z Legii. Dwie minuty później kapitalnie obronił strzał Filipa Mladenovicia. W 28. minucie Paweł Wszołek chciał zgrać piłkę głową do Tomasa Pekharta, ale wyszedł mu strzał na bramkę. Kobylak jednak był czujny, nie dał się przelobować i popisał się efektowną i efektywną interwencją. Na pięć minut przed przerwą miał problemy ze strzałem Josue, „wypluł” piłkę, ale ostatecznie wyszedł  z tej sytuacji obronną ręką. Dwie minuty później popisał się już nienaganną interwencją – Ernest Muci odegrał do Bartosza Kapustki, ten posłał piłkę pod poprzeczkę, ale świetnie spisał się bramkarz Radomiaka wybijając piłkę na rzut rożny. Z narożnika boiska Josue dokręcał piłkę w kierunku bramki, nie dał się zaskoczyć Kobylak, ale po tym jak wybił futbolówkę ta trafiła w rękę Mike’a Cestora i sędzia wskazał na jedenasty metr. Przy rzucie karnym próbował zdekoncentrować Josue, ale ta sztuka mu się nie udała. Kobylak pofrunął w swój lewy róg, a piłka wylądowała w prawym. Przy golu Macieja Rosołka nie miał nic do powiedzenia. Dobry był to występ Kobylaka, gdyby nie on porażka Radomiaka byłaby bardziej dotkliwa.

Bezbłędny Augustyniak – Bardzo dobry mecz rozegrał w Radomiu Rafał Augustyniak, który dość niespodziewanie znalazł się w pierwszym składzie, zastępując na środku defensywy Artura Jędrzejczyka,  który narzekał w tygodniu na ból w kolanie. Pewny i skuteczny w swoich interwencjach, dobrze krył rywali od piłki, uprzedzał z łatwością graczy Radomiaka, asekurował kolegów, gdy przytrafił im się błąd, stawał na linii strzałów. Po przejęciu piłki chętnie ruszał z nią do przodu, wyprowadzał ze strefy obronnej, gdzie zastępował go w takich sytuacjach Bartosz Slisz. Twardy i nieustępliwy w swoich interwencjach, a przede wszystkim bezbłędny – zarówno w pierwszej jak i w drugiej połowie. Pewny punkt zespołu, od początku do samego końca. W doliczonym czasie gry, w zamieszaniu w polu karnym, dwukrotnie wyjaśniał sytuację i oddalał zagrożenie od bramki Legii.

Wejście smoka – W końcówce spotkania trener Kosta Runjaić postanowił coś zmienić w grze Legii Warszawa. Ernesta Muciego zastąpił Maciejem Rosołkiem i okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Minutę później, przy pierwszym kontakcie z piłką, Rosołek cieszył się z gola. Paweł Wszołek minął rywala z prawej strony boiska, wbiegł w pole karne, tam przełożył sobie Raphaela Rossiego i wyłożył piłkę „Rosiemu”, który tylko dostawił stopę i po chwili cieszył się z gola. – Jestem bardzo szczęśliwy, cały sezon poluje na gole, ale  nie zawsze się to udawało. Mam nadzieję, że teraz worek z bramkami się rozwiąże - mówił po meczu z optymizmem Rosołek, który trafił do siatki rywala po 1100 minutach. Życzymy sympatycznemu piłkarzowi by tak właśnie się stało, bo skuteczny i pewny siebie Rosołek jest zespołowi bardzo potrzebny.

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.