Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Wartą - rozczarowanie

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

27.11.2023 16:30

(akt. 27.11.2023 23:49)

Piłkarze Legii Warszawa mieli zacząć gonić czołówkę, a zamiast tego zremisowali z Wartą Poznań po przeciętnym widowisku. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Rozczarowanie – Mecz z Wartą Poznań miał być świętem pod każdym względem przy Łazienkowskiej. 50. urodziny obchodziła Żyleta, kibice zadbali więc o odpowiednią oprawę spotkania. Ludzie w klubie stawali na głowie by również sprostać wyzwaniu – kibiców gości usadzono na trybunie zachodniej, powiększono tym samym pulę wejściówek do sprzedaży, udało się wyprzedać wszystkie bilety! Do pełni szczęścia brakowało tylko tego, co wydawało się formalnością czyli wygranej z Wartą Poznań. Niestety piłkarze i trener nie stanęli na wysokości zadania, zaś gracze gości nie przestraszyli się pełnego i głośnego stadionu, nie zagrali jakoś wybitnie, ale mądrze i konsekwentnie realizowali plan nakreślony przez Dawida Szulczka. I to wystarczyło! Tak jak Ł3 długo była twierdzą nie do zdobycia, tak w ostatnich czterech meczach były porażki z Rakowem Częstochowa i Stalą Mielec oraz remisy z Lechem Poznań i Wartą Poznań. I co smutniejsze wcale wiele nie trzeba zrobić by z Warszawy punkty wywieźć – wystarczy mądrze się bronić, mieć dwóch stoperów którzy odetną Tomasa Pekharta od dośrodkowań, postawić kogoś blisko Josue, kto będzie Portugalczykowi utrudniał swobodne rozgrywanie piłki i czekać na błędy legionistów, które zwykle się zdarzają. Legia stała się zbyt czytelna dla przeciwnika. Dziś każdy w ekstraklasie ma plan na spotkanie z Legią i jeśli konsekwentnie go realizuje to jest blisko sukcesu.

Niezły początek i to tyle – Zawodnicy Kosty Runjaicia mieli obiecujący początek spotkania. Już w 2. minucie Patryk Kun zagrał do Ernesta Muciego na wolne pole ale ten był na minimalnym spalonym. Dwie minuty później bliski trafienia do siatki był Tomas Pekhart. Dimitros Stavropoulos tak wyprowadzał piłkę spod własnej bramki, że trafił w nabiegającego Czecha i futbolówka przeleciała obok bezradnego Adriana Lisa, ale i obok bramki. W 5. minucie Josue zagrał do boku do Kuna, który tak dośrodkował piłkę w pole karne, że trafił w poprzeczkę. Niestety w polu karnym z ofensywnych graczy Legii był tylko Pekhart. Gdyby ktoś jeszcze się tam pofatygował, to być może dopadłby do piłki i skierował do siatki. I kiedy wydawało się, że gol dla Legii jest kwestią czasu, to bramkę zdobyli goście. I po 20 minutach gra Legii siadła, aż do rzutu karnego w doliczonym czasie pierwszej części gry nie działo się nic. Po zmianie stron udało się strzelić gola wyrównującego, ale „Wojskowi” nie rzucili się do ataków by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Co więcej w ostatnich minutach to Warta oddaliła zagrożenie od własnego pola karnego atakując i to Warta była bliższa wygranej.

Bohater Muci, antybohater Pankov – Jeśli kogokolwiek z podstawowej jedenastki Legii można pochwalić za mecz z Wartą to tylko Ernesta Muciego. Od początku meczu do samego końca wykazywał ochotę do gry, biegał, dryblował, strzelał. Po faulu na nim był rzut karny dla Legii, wykorzystany przez Josue. Sam strzelił drugiego gola wykorzystując podanie od Bartosza Kapustki. Reprezentant Albanii tylko trącił piłkę i pokonał bramkarza gości. Oprócz tych sytuacji zapamiętaliśmy akcję z 77. minuty, gdzie pognał z piłką i wypuścił na wolne pole Gila Diasa, Trzy minuty później również Muci wyłożył piłkę idealnie w tempo do Marca Guala, ale ten uderzył obok bramki. To był naprawdę dobry mecz Ernesta i mamy nadzieję, że tym występem zapracował na zaufanie i nie zacznie kolejnych spotkań na ławce rezerwowych. Coś ciepłego można też powiedzieć o rezerwowych czyli Diasie i Kapustce, którzy dali dobre zmiany.

Na przeciwległym biegunie był Radovan Pankov – który przy pierwszym golu został ograny, a następnie się przewrócił, co napędziło dalszą część akcji. Yuri Ribeiro goniąc Tomas Prikryla nie zdążył, Kacper Tobiasz odbił piłkę przed siebie, szkoda że nie zdołał sparować futbolówki do boku, dopadł do niej ponownie Prikryl, ale tym razem jego strzał był precyzyjny i goście wyszli na prowadzenie. Przy drugim trafieniu rola Pankova była już niepodważalna – najpierw kompletnie bez sensu zaatakował łokciem w powietrzu rywala, który nawet gdyby ten pojedynek główkowy wygrał, to nic by w tej sytuacji nie ugrał. Można się spierać, czy Serb tak mocno trafił przeciwnika by ten upadł, ale z pewnością swoim zachowaniem dał sędziemu pretekst by wskazał na wapno. Arbiter początkowo nie zauważył przewinienia, puścił grę, a Pankov nie zrażony jednym błędem popełnił drugi – wybijając piłkę z pola karnego trafił w rywala i zrobiło się zamieszanie. Gra w końcu jednak została przerwana, Damian Kos obejrzał sytuację na wideo i podyktował jedenastkę. Pankov do końca meczu popełnił jeszcze dwa błędy przy wyprowadzaniu piłki. Legia przez półtora roku próbowała się pozbyć Joela Abu Hanny, od dwóch lat bezskutecznie próbuje się pozbyć Ihora Charatina, a od pół roku też Lindsaya Rose'a. Tyle, że nowi zawodnicy wcale nie są lepsi od nich. Jeśli Pankov nie poprawi swojej gry, to za rok może podążyc drogą niechcianych w tym momencie przy Łazienkowskiej piłkarzy.

Dośrodkowania – Na osobny akapit zasługują dośrodkowania. Legia posyłała mnóstwo piłek w pole karne, ale większość starć powietrznych wygrywali Dawid Szymonowicz czy Bogdan Tiru. Wiadomo, że mając Tomasa Pekharta w szesnastce wystarczy dobrze mu dograć piłkę na głowę, by zrobił z tego użytek, ale raz że trzeba to robić umiejętnie, a dwa musi to być elementem zaskoczenia dla rywala. A oba warunki nie były spełnione. Gdy „Wojskowi” ruszali z akcją z góry można było przewidzieć sposób jej finalizacji czyli dogranie do boku i dośrodkowanie lub czasem płaskie dogranie do któregoś z kolegów. Legioniści 32 razy posyłali piłkę w pole karne, ale tylko 7 razy piłka docierała do adresata. Nie lepiej jest z piłką posyłaną w pole karne z rzutów rożnych. Choć w zespole są piłkarze, którzy dobrze grają głową i w powietrzu jak Pekhart, Artur Jędrzejczyk, Radovan Pankov, Rafał Augustyniak czy Paweł Wszołek, to po kornerach zagrożenia nie ma. W sobotę Legia miała cztery rzuty rożne i pożytku z tego żadnego. A jak wyliczył Marcin Łagowski to już 92 rzuty rożne z rzędu bez gola dla legionistów. Co ciekawe jeśli w meczu z Wartą było jakieś zagrożenie pod bramką Adriana Lisa to raczej po płaskich dograniach piłki w pole karne – tak gola strzelił Ernest Muci, tak dwukrotnie bliski szczęścia był Marc Gual.

Huczna pięćdziesiątka - Pięćdziesiąte urodziny obchodziła podczas meczu z Wartą Żyleta – trybuna znana w całym piłkarskim środowisku, narzucająca trendy w kibicowaniu. Już podczas „Snu o Warszawie” na trybunie wschodniej, w miejscu gdzie na starym stadionie miała miejsce Żyleta, rozświetlił się napis LEGIA z rac. Po chwili zaprezentowano sektorówkę z hasłem „Gdybym jeszcze raz, miał urodzić się…”. Później był popis pirotechniczny, kilka minut później całą przestrzeń na trybunie północnej zajęło płótno z Żyletką i hasłem Żyleta jest zawsze z Wami a całość podświetliły race, a na koniec pierwszej części gry było racowisko. Jubileusz w godnej i zacnej oprawie, zabrakło tylko zwycięstwa na boisku…

Polecamy

Komentarze (29)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.