Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Widzewem - bezproduktywny Valencia

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

28.11.2020 13:20

(akt. 28.11.2020 13:22)

Piłkarze Legii wygrali z Widzewem w Łodzi i awansowali do kolejnej rundy Pucharu Polski. Zrobili to jak najmniejszym nakładem sił, co mogło momentami irytować. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Sparing – Mecz z Widzewem w Łodzi był dla piłkarzy Legii jak sparing z zespołem z niższej klasy rozgrywkowej. Niestety ze spotkań, które elektryzowały nie tak dawno całą piłkarską Polskę nie zostało już nic. Gospodarze przez 90 minut gry nie stworzyli poważnego zagrożenia pod bramką mistrzów Polski. Raz mogło być groźnie, ale Łukasz Kosakiewicz nie trafił w bramkę. To było wszystko, na co było stać Widzew, który tego dnia obchodził 110 rocznicę istnienia. Na trybunie za bramką była nawet oprawa – rozwieszono hasło o treści – Za nami czasu szmat, Widzewa 110 lat! Trzeba jednak przyznać, że były to wyjątkowo smutne urodziny. Na trybunach nie było ludzi, na boisku nie działo się nic, a w dodatku było przeraźliwie zimno. Legia szybko strzeliła gola i do końca kontrolowała przebieg spotkania. Wygrała najmniejszym nakładem sił, co momentami nieco irytowało. Czasem można było odnieść wrażenie, że to sparing, podczas którego legioniści ćwiczyli różne schematy taktyczne. Jak inaczej nazwać rozegranie piłki do pola karnego, brak chęci oddania strzału, wycofanie i znów rozgrywanie akcji od tyłu? Cel został osiągnięty. A mecz, mimo że był trudnym do oglądania widowiskiem, przyniósł odpowiedzi na kilka pytań.

Bezproduktywny Valencia – Tym meczem Ekwadorczyk z pewnością nie przekonał do siebie ani trenera, ani kibiców przez telewizorami. Był niewidoczny, mało aktywny, przeszedł obok spotkania. To kolejny raz, gdy Valencia rozgrywa swój własny mecz. Nie było z niego żadnego pożytku. I nawet nie chodzi o to, że mecz mu nie wyszedł. Najgorsze, że nie było widać chęci do tego, by zrobić coś pozytywnego na murawie. Wygrał tylko 5 z 24 pojedynków z rywalami, zanotował 9 strat, w tym 4 na własnej połowie. Podjął cztery próby dryblingu, tylko jedna zakończyła się sukcesem. Na 45 kontaktów z piłką tylko 14 było udanych co daje bardzo niską średnią 31 procent. Tylko 64 procent jego podań było celnych. Trudno powiedzieć jaka będzie przyszłość tego gracza przy Łazienkowskiej. Już raz miał rozmowę z trenerem Czesławem Michniewiczem. Za wiele to nie pomogło.  Po meczu z Widzewem szkoleniowiec odniósł się do gry Joela. - Jeśli chodzi o Valencię, to przyglądamy mu się. Na razie nie wygląda to tak, jak byśmy tego oczekiwali – myślę, że z naszej, jak i jego strony jest jeszcze dużo do zrobienia, aby ten zawodnik był w takiej formie, w jakiej był w Piaście. Bo dziś, na pewno, w takiej formie nie jest.

Użyteczny Cholewiak – Mateusz Cholewiak został sprowadzony do Legii jako żołnierz, który ma wykonywać określone zadania. Sprawdzał się za kadencji trenera Aleksandara Vukovicia, potrafił strzelać ważne gole, kilka razy pomógł w wygranej. Gdy zespół przejął Czesław Michniewicz skrzydłowy był kontuzjowany. Mógł odejść z drużyny, miał oferty, ale szkoleniowiec stwierdził, że potrzebny mu będzie lewonożny skrzydłowy, bo takich w kadrze za wielu nie ma. Piłkarz, gdy się wyleczył, na treningach często pokazywał się z jak najlepszej strony. Zagrał dwa mecze w rezerwach – z Polonią Warszawa i Huraganem Morąg. Później przyszedł czas na Widzew i Cholewiak jako jeden z niewielu graczy na murawie nie zawiódł, pokazał się z przyzwoitej strony. Zdobył bramkę, miał skuteczność podań na poziomie 86 procent, wygrał 80 procent pojedynków z rywalami, 50 procent jego dryblingów było udanych. Nie chodzi o to, że zagrał jakiś super mecz – tak nie było. Ale pokazał, że trener może na niego liczyć, a on sam wciąż może wypełniać nakreślone zadania, czyli być skutecznym żołnierzem u kolejnego dowódcy.

Przegląd kadr – Trener Czesław Michniewicz wprawdzie zapowiadał 3-4 zmiany w składzie w porównaniu do spotkania z Cracovią, ale było ich znacznie więcej – aż 7. Oprócz wspomnianych już Cholewiaka czy Valencii zagrali Paweł Stolarski, Mateusz Wieteska, Luis Rocha, Michał Karbownik i Rafael Lopes. Najważniejsze, że „Karbo” po przebyciu kwarantanny epidemiologicznej pokazał, że nie zapomniał, jak się gra w piłkę i że jego organizm szybko poradził sobie z chorobą. Piłkarz asystował przy trafieniu Cholewiaka, miał 100 procent celnych podań. Gorzej wyglądały jego pojedynki z rywalami – wygrał tylko 3 z 12 co daje średnią 25 procent, ale ogólnie 59 procent jego kontaktów z piłką było udanych. Jak na pierwszy występ po przerwie, nie było źle. Z pewnością „Karbo” rozpocznie mecz z Piastem w podstawowym składzie. Dobrze i solidnie grał „Wietes”, ale wystąpił z opatrunkiem na dłoni. Na jednym z treningów ucierpiał jego palec i przybrał dziwne kształty. Konieczny będzie zabieg i akurat on nie będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na spotkanie z zespołem z Gliwic. Pracowity był Luis Rocha, który pewnie jest pogodzony z tym, że to jego ostatnie miesiące w Legii. Jednak Portugalczyk solidnie pracuje na treningach i w meczach czy to rezerw czy w pierwszym zespole w Łodzi z Widzewem pokazuje, że może być alternatywą na wypadek urazów kolegów. Paweł Stolarski sprawiał wrażenie poddenerwowanego, piłka nie zawsze się go słuchała. Grał ambitnie, 76 procent jego podań dotarło do adresata, a co ciekawe na 6 prób dryblingów 4 były udane. Miał jednak za dużo strat – 7 z czego 2 na własnej połowie. Proces odbudowania „Stolara” trwa. Czy ta sztuka uda się trenerowi Michniewiczowi – wkrótce się przekonamy. Rafael Lopes się starał, ale że drużyna nie atakowała zbyt często bramki rywala, to nie mógł za wiele pokazać. Cofał się i próbował pomagać kolegom, ale na 9 pojedynków z rywalami wygrał tylko 1. Miał 10 strat, w tym 3 na własnej połowie.

Mecz bez historii – To nie był mecz, który kibice będą wspominać latami. Widzew nie napędził stracha Legii, jak miało to miejsce rok temu. Nie postawił się, nie doprowadził do najmniejszych emocji. Poza bramką wiele ciekawego się nie wydarzyło. Był jeden element kibicowski – fani Legii zaznaczyli swoją obecność. W Krakowie były fajerwerki, zaś w Łodzi maszynista przejeżdżający pociągiem w pobliżu stadionu wytrąbił C C CWK CWKS Legia! Słabo grali gospodarze, słabo też goście. - Dobry był tylko wynik spotkania, bo wygraliśmy. Reszta zdecydowanie do poprawy. Nie zagraliśmy dobrego meczu. Cieszy tylko to, że awansowaliśmy dalej – mówił po spotkaniu uczciwie i szczerze Michniewicz.

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.