Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Wisłą Płock - stare grzechy

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

13.09.2020 10:35

(akt. 13.09.2020 11:28)

Piłkarze Legii wygrali w Płocku z Wisłą 1:0 po golu Tomasa Pekharta, ale w drugiej połowie zagrali źle i mieli szczęście, że dowieźli do końca korzystny wynik. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Stary grzech – Do 35. minuty piłkarze Legii grali dobrze, mieli optyczną przewagę, rozgrywali mądrze piłkę i stwarzali sobie sytuacje. Martins trafił w poprzeczkę, Kapustka wprost w bramkarza, w końcu piłkę w siatce umieścił Pekhart. I kiedy wydawało się, że kolejne bramki są kwestią czasu, legioniści znów popełnili błąd, który powtarza się od jakiegoś czasu. Po tym jak objęli prowadzenie, przestali grać to, co do tej pory. Cofnęli się i pilnowali prowadzenia. Zaczęli grać nerwowo, popełniali głupie faule. A to woda na młyn dla rywala, który ma w swoich szeregach Szwocha, a ten kapitalnie wykonuje stałe fragmenty gry. Po jego podaniach blisko pokonania Boruca byli Tuszyński i dwukrotnie Sheridan. I tak naprawdę legioniści mieli sporo szczęścia, że po ostatnim gwizdku sędziego mogli cieszyć się z trzech punktów. – Cofnęliśmy się, chcieliśmy dowieźć wynik. Musimy sobie z tym lepiej radzić i lepiej reagować – mówił po meczu Aleksandar Vuković.

Szukając pozytywów – Solidnie wyglądała lewa strona boiska. Mladenović grał bardzo dobrze. Pewnie w defensywie i ciekawie w ofensywie. Miał 77 procent celnych podań, w tym to najważniejsze, na głowę Pekharta. Serb naprawdę szybko wkomponował się w drużynę i jest jej wyróżniającą postacią. Co ważne, Mladenović dobrze współpracuje z Luquinhasem. Brazylijczyk często schodzi do środka i zostawia miejsce byłemu graczowi Lechii, a ten potrafi z tego zrobić właściwy użytek. Dobrze się uzupełniają, „Luqi” też coraz częściej pomaga koledze w defensywie. W końcu też mogliśmy obejrzeć dobrze grającego Martinsa – uzyskał drugi wynik w Instat Index. Aż 91 jego podań dotarło do adresata – najwięcej w zespole. Był aktywny, pod grą, przyjął 41 podań, tracił mało piłek. Trafił w poprzeczkę, to on rozpoczął akcje bramkową zagrywając do Luquinhasa. Cieszy postawa Portugalczyka, który borykał się z urazami i od dość dawna nie mógł odnaleźć dobrej dyspozycji. Pochwalić należy też Bartosza Slisza – zrobił wiele dobrego na boisku – fajne podania, wygrane pojedynki, udane dryblingi. Pozytywem jest też postawa Pekharta, który często się wracał i pomagał w defensywie. Wprawdzie stracił najwięcej piłek – aż 16, ale był aktywny i co najważniejsze skuteczny. Oddał dwa strzały i jeden z nich zakończył się golem. Szkoda, że jak na razie w trzech ligowych meczach do siatki trafiał tylko on. Ma na koncie cztery bramki.

Wiele do poprawy – Jako zespół legioniści prezentowali się dobrze tylko do 35 minuty, później wróciły stare grzechy. Przede wszystkim zadowolenie z prowadzenia, nie widać w drużynie chęci pójścia za ciosem i dobicia przeciwnika. A przecież najlepszą obroną jest atak. Dodatkowo w drugiej połowie osłabło tempo gry, mistrzowie Polski stracili kontrolę nad meczem i mieli trochę szczęścia, że dowieźli korzystny wynik do końca. Słabo funkcjonowała cała prawa strona. Michał Karbownik po przerwie spowodowanej pandemią gra gorzej, nie może odnaleźć dyspozycji z jesieni. Z kolei Bartosz Kapustka miał momenty, w każdym kolejnym meczu jest ich coraz więcej. Ale widać, że zawodnik potrzebuje jeszcze czasu by się odbudować i zacząć grać tak, jak dawniej i na miarę oczekiwań. Jose Kante zagrał od pierwszej minuty i wypada się cieszyć, że wrócił do zdrowia. To najważniejsze, ale grał już lepsze mecze. Walczył, nie odstawiał nogi, mógł mieć asystę, ale brakowało jeszcze czucia piłki. Tracił sporo piłek, wygrywał mało pojedynków. Czas powinien działać jednak na jego korzyść.

Ofensywna niemoc – To jak słabo prezentowała się Legia w drugiej połowie meczu najlepiej oddają liczby. Po przerwie legioniści nie oddali żadnego celnego ani nawet niecelnego strzału na bramkę! Raziła niedokładność, nerwowość i błędy w rozegraniu. Co z tego, że udało się w środku pola odebrać futbolówkę, skoro było ona zagrywana na walkę i zwykle padała łupem gospodarzy. Widać było dużą bojaźń oraz brak pewności siebie. Zespołowi potrzebna jest przekonująca wygrana, która pozwoli drużynie uwierzyć w siebie. Na razie jest jednak trwoga o wynik, gdy ten jest korzystny. Wtedy wszyscy grają zbyt asekuracyjnie, podświadomie się cofają, często zbyt głęboko i zamiast kreować sytuacje, pomagają je tworzyć rywalom. W efekcie takiej postawy to przeciwnicy po zmianie stron byli częściej przy piłce, oddali więcej strzałów i byli bliscy wyrównania. Mistrzowie Polski zamiast skupić się na kreowaniu kolejnych sytuacji, wypracowanych schematach gry czy wymianie piłki z tzw. "klepki", to skoncentrowali się na tym, by gola nie stracić. Legia tak grać nie może i to jest element nad którym sztab szkoleniowy i piłkarze muszą mocno popracować.

Nadzieja na lepsze jutro – Od meczu z Wisłą w Płocku do spotkania z Górnikiem w Warszawie będzie aż osiem dni. Legioniści będą mogli przepracować pełny mikrocykl treningowy w dużej grupie zawodników. Do zajęć powrócą Paweł Wszołek i Josip Juranović. Z zespołem treningi rozpocznie Joel Valencia. Czas działa też na korzyść Rafaela Lopesa, który dopiero co wrócił po urazie. Z każdym tygodniem lepiej powinni prezentować się Jose Kante, William Remy czy Bartosz Kapustka. To może być kluczowy czas. Jeśli zespół przepracuje go właściwie, może odpalić. Czy tak się stanie? Przekonamy się wkrótce.

Polecamy

Komentarze (61)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.