Kilka spostrzeżeń po meczu ze Śląskiem - napastnikom strzelać nie kazano
26.08.2024 22:50
Brzydka pierwsza połowa meczu — Trener Legii Goncalo Feio posłał do boju silną jedenastkę, zbliżoną na dziś do optymalnej. W składzie zaszły tylko dwie zmiany w porównaniu do spotkania z Dritą w czwartek — mającego za sobą dwa słabsze mecze Luquinhasa zastąpił Ryoya Morishita, zaś Miguela Alfarelę zmienił Marc Gual. Piłkarze Legii Warszawa przed meczem ze Śląskiem mieli raptem jeden trening, zaś zawodnicy Śląska odbyli przed meczem z Legią sześć treningów. Byłem ciekaw czy oglądając mecz zauważę, czy miało to jakiekolwiek znaczenie dla przebiegu spotkania i z przykrością stwierdzam, że chyba nie miało. Przez pierwsze piętnaście minut Legia zmuszona była do ataku pozycyjnego. Pełen mikrocykl treningowy pozwolił sztabowi Śląska skonstruować wymagającą taktykę pozwalającą ustawić zespół na własnej połowie, bronić się wszystkimi możliwymi sposobami i być gotowym na kontry. Niby nic nowego w starciu z Legią, podobnie długimi momentami grała np. Puszcza Niepołomice, ale po wicemistrzu Polski spodziewaliśmy się nieco więcej. Legia w tym ataku pozycyjnym w pierwszym kwadransie wyglądała całkiem dobrze, prowadziła grę, była bardziej aktywna, stwarzała sobie sytuacje, po przechwytach szybko znajdowała się w pobliżu pola karnego Śląska. Gra toczyła się głównie na połowie Śląska, ale do czasu. Schowany za podwójną gardą Śląsk w 14 minucie przeprowadził wzorową kontrę — Mateusz Żukowski poradził sobie z Rubenem Vinagre, popędził do przodu, zagrał do Arnau Ortiza, a ten wyłożył piłkę Sebastianowi Musiolikowi. Ten na szczęście nie trafił w piłkę. Ta kontra pokazała jednak, że Legia nie może grać w ten sposób, bo może skończyć się podobnie jak w ubiegłym sezonie, czyli wynikiem 0:4. I Legia od tego momentu coraz częściej oddawała piłkę rywalowi, skupiała się na pressingu i po odbiorach stwarzała ewentualne zagrożenie. Nikt nie chciał jeszcze raz nadziać się na szybki atak Śląska. Efekt był zatrważający — Śląsk po pierwszej połowie miał współczynnik goli oczekiwanych 0,08, zaś Legia 0,14. Można powiedzieć, że oglądaliśmy futbol na nie!
Napastnikom strzelać nie kazano — Już w pierwszej minucie meczu, chwilę po rozpoczęciu gry, Marc Gual wykorzystał potknięcie Petra Pokornego, ruszył z piłką i podał do Blaża Kramera, który jednak, zamiast mocno uderzyć na bramkę, kopnął tak, że futbolówka poturlała się w kierunku rąk Rafała Leszczyńskiego. Szkoda, bo to mogło, a nawet powinno być prowadzenie Legii — niestety Słoweniec przed przerwą grał tak, jakby tego dnia nie zjadł obiadu. W 13. minucie Gual dostał piłkę pod nogi będąc w polu karnym, ale jego uderzenie trafiło w nogi obrońcy. W 22. minucie Morishita przejął piłkę i zagrał do Guala, który mógł uderzać na bramkę, ale zdecydował się podać do Kramera — zrobił to jednak tak, że oddał futbolówkę Pokornemu. W szóstej minucie doliczonego czasu gry do pierwszej połowy Tomasso Guercio podał piłkę do… Bartosza Kapustkl, ten błyskawicznie uruchomił Kramera, który będąc na 16 metrze znów uderzył tak, że w zasadzie podał piłkę do rąk Leszczyńskiemu. Po zmianie stron, w 51. minucie, Kramer przejął piłkę i będąc przed polem karnym uderzył na bramkę. Tym razem z siłą uderzenia wszystko było jak należy, ale Słoweniec nie trafił w bramkę — pomylił się o dobry metr. W 86. minucie Luquinhas przejął piłkę, poprowadził ją i wyłożył jak na tacy do Miguela Alfareli, który jednak za długo zwlekał z oddaniem strzału i został zablokowany. Szkoda, bo to były cztery wyśmienite okazje bramkowe. Szkoda, że Legia już dziś nie sprowadza do ataku piłkarzy pokroju Nemanji Nikolicia, Orlando Sa czy nawet Jarosława Niezgody lub Mahira Emrelego — każdy z nich pewnie minimum połowę tych sytuacji by wykorzystał.
Brak konsekwencji u sędziego — Dość szybko, bo już w 2. minucie meczu, sędzia Szymon Marciniak pokazał żółtą kartkę Blażowi Kramerowi, za dość delikatne nadepnięcie na palce Aleksandra Paluszka. Arbiter wyznaczał w ten sposób granicę i temperował zapędy do ewentualnej gry faul — ma do tego prawo. Tyle że Marciniakowi brakowało później konsekwencji. W 8. minucie Marc Gual był faulowany przez Petra Schwarza uwalniając się spod krycia, Marciniak nie pokazał kartki. W 15. minucie sędzia nie zareagował na faul na Rubenie Vinagre i gospodarze ruszyli z kontrą. Minutę później Gual był faulowany przez Aleksa Petkova, ale znów arbiter nie utemperował zawodnika Śląska, jak miało to miejsce na początku z Kramerem. W piątej minucie doliczonego czasu gry Petkov znów poturbował Guala — Hiszpan wyliczał, że to trzecie przewinienie tego gracza na nim, ale Marciniak kartki mu nie pokazał. Tym bardziej więc nie wiemy, czemu akurat Kramera na początku meczu postanowił utemperować — do boiskowych brutali przecież nie należy. Był za to Szymon Marciniak konsekwentny w puszczaniu sytuacji, gdzie faul był lub sytuacja była na pograniczu przewinienia — tak było gdy Paweł Wszołek złapał w pół Tomasso Guercio, nie zauważył faulu Rafała Augustyniaka na Petrze Schwarzu, tak było też gdy Aleksander Paluszek nie był do końca zainteresowany piłką tylko dość agresywnie wbiegł w Blaża Kramera. Niestety następstwem tej sytuacji było zderzenie Kacpra Tobiasza z Arturem Jędrzejczykiem — obaj w przerwie pojechali do szpitala. Po meczu trener Goncalo Feio miał o to pretensje mówiąc, że do tej sytuacji nie powinno w ogóle dojść. Po przerwie, w 60. minucie, Nahuel Leiva pchnął na ziemię Marca Guala i zabrał mu piłkę, sędzia nakazał grać dalej. Ale gdy cztery minuty później Marcin Cebula wpadł na Patryku Kuna, to odgwizdał faul — by było jasne, w obu wspomnianych przypadkach faule były. Po tym rzucie wolnym padł gol dla Śląska — fatalne było krycie i założenie defensywy na ten stały fragment gry. Nikt nie zwracał uwagi na będącego dość głęboko w polu karnym i zamykającego akcje Guercio. Wracając do sędziowania — nie podobało nam się to, w jaki sposób zawody prowadził Szymon Marciniak, który mylił się w obie strony, promując za wszelką cenę grę w kontakcie. W Europie czy na dużych imprezach ten sam arbiter sędziuje inaczej, bardziej szczegółowo, nie pozwala na przewinienia, wszystko ma pod kontrolę. Ale w ekstraklasie czuje się gwiazdą i poziom koncentracji wyraźnie spada.
Kobylak dał radę — Kacper Tobiasz w przerwie meczu pojechał na szycie do szpitala. Na razie nie wiemy, co spowodowało, że zdecydował się wyjście z bramki i w konsekwencji zderzenie z Arturem Jędrzejczykiem. Nie wiemy też, czy sygnalizował obrońcy Legii, że piłka jest jego — Jędza nie miał prawa go widzieć ani też spodziewać się z jego strony zagrożenia. Faktem jest, że za „Tobiego” do bramki musiał wejść Gabriel Kobylak, nie do końca rozgrzany — starał się to zrobić w przerwie, w ekspresowym tempie, trener Arkadiusz Malarz. Tuż po przerwie na minę wsadził "Kobiego" Sergio Barcia — w niegroźnej sytuacji posłał piłkę na rzut rożny. Petr Schwarz dośrodkował piłkę na głowę Mateusza Żukowskiego, a ten skierował futbolówkę w kierunku bramki. Kobylak popisał się jednak znakomitą interwencją i uchronił zespół od straty gola. Później dwukrotnie dobrze interweniował na przedpolu, pewnie wyłapując piłkę. Skutecznie grał nogami. Przy stracie gola winy żadnej nie ponosi — zawalił plan defensywny na ten stały fragmenty gry, który nie zakładał tak głębokiego krycia w polu karnym. Brawa należą się Kobylakowi, który poradził sobie w trudnej sytuacji.
Późny powrót do domu — Piłkarze Legii mogli zaraz po meczu i konferencji prasowej z udziałem trenera ruszyć do Warszawy. Wszyscy jednak zgodnie stwierdzili, że nie zostawią we Wrocławiu Kacpra Tobiasza i Artura Jędrzejczyk, którzy mieli robione badania w szpitalu. Zespół postanowił na nich poczekać. Trochę to trwało, ale obaj wrócili do kolegów z dobrymi wiadomościami — skończyło się na strachu i kilku szwach, badania na szczęście nie wykazały nic poważnego. Drużyna dotarła do Książenic po godzinie 4 nad ranem, zawodnicy nie ruszyli do domów, ale noc spędzili w LTC. „Tobi” i Jędza” na poniedziałek i wtorek mieli zaplanowane kolejne badania profilaktyczne, by jak najszybciej być do dyspozycji sztabu szkoleniowego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.