Kilka uwag po meczu z Lechem - zmiany są konieczne
10.05.2015 10:31
Alarm - Pod koniec marca, po meczu ligowym z Lechem w Poznaniu, napisałem że przy Łazienkowskiej czas bić na alarm – póki nie jest za późno. Wtedy wiele osób pisało, że przesadziłem, że jesteśmy przecież nadal liderem, że zagramy w finale Pucharu Polski. Po kolejnym meczu z Lechem – drugim w tym roku przegranym w lidze, trzeba już włączyć wszystkie możliwe syreny alarmowe i przez najbliższy tydzień wstrząsnąć zespołem, psychiką i czym się da. Jest źle, ale wciąż mamy szansę. Lech z pewnością nie wygra sześciu spotkań w ekstraklasie, z tym że patrząc na grę i styl legionistów można niestety założyć dokładnie to samo. W pierwszej jedenastce potrzebna jest świeża krew. Kolejny raz upomnę się o Dominika Furmana, chętnie widziałbym Guilherme od pierwszej minuty, ale nie na skrzydle, a za napastnikiem. Być może warto postawić na Jakuba Koseckiego, który przecież wcześniej wiele razy pokazywał, że potrafi być dla rywala niewygodnym przeciwnikiem. No i przede wszystkim Orlando Sa – ale o tym w osobnym wątku.
Orlando Sa - Zdaję sobie sprawę, że dla zespołu i samego trenera temat Orlando Sa jest dość niewygodny. Wiele osób narzekało kiedyś na Danijela Ljuboję. Pamiętam jak któregoś dnia siedząc w Sport Barze z Maciejem Rybusem słyszałem narzekanie, że za Serba trzeba pracować w defensywie, wykonywać za niego polecenia taktyczne. Ale „Ljubo” był przy Portugalczyku tytanem pracy. Orlando nie lubi się przemęczać na treningach, na rozgrzewki przedmeczowe wychodzi zawsze jako ostatni. Trener Henning Berg woli graczy, którzy zasuwają, nie akceptuje takiego podejścia, walczy z nim. Sytuacja jest jednak taka - Sa jest dziś jedynym napastnikiem obok Marka Saganowskiego w kadrze zespołu. Ja widzę zmianę w zachowaniu Sa. Po krytyce medialnej i słowach o tym, że już mu nie zależy, robi wszystko by publicznie pokazać, że jest inaczej. I dobrze! Bo w meczach Orlando się stara, walczy, jest ambitny, zaangażowania nie może mu nikt odmówić. Wydaje mi się, że nie stać nas jako Legii, by tak grającego Orlando sadzać na ławce rezerwowych. Do końca sezonu pozostało tylko sześć spotkań, niecały miesiąc. Warto się dogadać, przymknąć oko na pewne sprawy i stawiać regularnie na Portugalczyka. A po sezonie się rozliczyć, usiąść i omówić co dalej. Po sezonie obie strony mogę się ze sobą rozstać, ale teraz dla dobra Legii trzeba się dogadać i grać razem. Legia już nie ma czego bronić, musi atakować i wygrywać kolejne mecze. A do tego ofensywnego stylu gry zdecydowanie pasuje Orlando Sa.
Henning Berg – Jesienią Norweg był chwalony za wyniki i styl gry w Lidze Europy. Zespół radził sobie w ważniejszych meczach w lidze. I ten sam szkoleniowiec i ten sam styl teraz jest krytykowany, bo to, co mu wychodziło jesienią, teraz często nie zdaje egzaminu. Jest w tym jednak spora wina zdarzeń losowych. Przede wszystkim wciąż odbija się sprzedaż Miroslava Radovicia, na którego miejsce nikt nie przyszedł. Ondrej Duda miał kontuzję, nie doszedł jeszcze do takiej dyspozycji, z jakiej go pamiętamy. Michał Masłowski przez pierwsze tygodnie grając w parze z „Rado” wyglądał zdecydowanie lepiej, teraz potrzebuje czasu. O „Saganie” i Sa” już było. Efekt jest taki, że całą siłę ofensywną zespołu oparto na skrzydłowych – na Michale Kucharczyku i Michale Żyro. Oni w tym roku dali już drużynie bardzo wiele, ale to stało się czytelne dla rywali, a innych opcji niestety nie widać. Trener jest w trudnej sytuacji, szuka rozwiązań, czasem jego posunięcia mogą nam się wydawać irracjonalne, ale… Nie tak dawno obejrzałem dokument o wychowankach Manchesteru United, którzy zdobyli potrójną koronę. I oni siedząc przy piwie wspominają powody odsunięcia od pierwszego składu. – Nie zagrałem w czterech meczach z rzędu bo na trybunach siedzieli naziści i byłem za młody – wspomina z uśmiechem Nicky Butt. – Mnie kiedyś odstawił by było za gorąco – śmieje się Paul Scholes. – A mnie bo trawa była zbyt zielona – dodaje David Beckham. Jak by wyglądały te wspomnienia gdyby nie sukcesy zespołu? Podobnie może być z Henningiem Bergiem. Jeśli zdobędzie mistrzostwo większość będzie go dobrze wspominać po latach – być może nawet Orlando Sa. Gorzej jednak, jeśli sukcesu zabraknie.
Dossa Junior – To zawodnik, który prezentuje odpowiednią dla Legii klasę sportową. Pamiętamy jak grał i ile dawał zespołowi gdy był zdrowy i w formie. Pech się rozpoczął gdy złapał kontuzję na meczu reprezentacji. Przez cztery miesiące się leczył, odbył na zgrupowaniu w Sotogrande trzy treningi z zespołem i od razu wskoczył do pierwszego składu na mecz z Ajaksem. To był błąd – wprawdzie w Amsterdamie na świeżości Portugalczyk zagrał dobrze, o tyle w rewanżu było już fatalnie. W dodatku kontuzja mu się odnowiła. Lekarze ostrzegali, że tak może być, gdy zawodnik nie zdecyduje się na operację. Teraz od trzech tygodni Dossa trenuje już normalnie z drużyną, ale nikt się nie spieszy z jego powrotem. Być może Portugalczyk zagra w rezerwach jeden mecz – a najbliższym starciu z Polonią. Jeśli wypadnie pozytywnie to będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na kolejny mecz ligowy.
Porażka, która boli – Zdarza się przegrać mecz, to tylko sport. Ale takie porażki jak sobotnia z Lechem bolą podwójnie. To gdybanie, ale jestem przekonany, że gdyby legioniści grali od pierwszej minuty tak, jak zagrali przez ostatnie 30 minut, to nie przegraliby tego spotkania. Niestety przez pierwsze 45 minut nie oddali chyba nawet groźnego strzału na bramkę, grali z przekonaniem, że w końcu i tak coś wpadnie. Dopiero gdy był pożar, gdy przegrywaliśmy 0:2, to zespół zaczął grać tak, jak powinien. Tak jak oczekują tego kibice – ofensywnie i z zaangażowaniem. Piłkarze często po przegranych meczach mówią, że muszą wyciągnąć wnioski z tej porażki. Niestety mam wrażenie, że od jakiegoś czasu nikt w Legii nie uczy się na błędach. Najlepszym tego dowodem druga bramka dla Lecha. Vrdoljak stracił piłkę na środku boiska – zdarza się. Był czas i miejsce by ktoś podbiegł do Linettego i przerwał akcje, nawet faulem, kosztem żółtej kartki. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Który raz w tym sezonie nasi zawodnicy tracą podobną bramkę? Niestety z tych poprzednich razów nikt nie wyciągnął wniosków i tak jest z wieloma innymi rzeczami. Teraz potrzebne są szybkie zmiany. W przeciwnym razie nastąpi powtórka sezonu 2011/12. Tym bardziej, że Legię czekają potwornie trudne mecze – a punkty możemy stracić już we Wrocławiu ze Śląskiem.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.