News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag po meczu z Zagłębiem - bezradna Legia

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

29.04.2016 16:30

(akt. 21.12.2018 15:37)

Piłkarze Zagłębia od początku meczu z Legią narzucili swój styl gry i legioniści byli bezradni, nie bardzo wiedzieli jak ten stan rzeczy zmienić. Na pochwałę nie zasłużył nikt. Tak nie gra zespół walczący o tytuł mistrza Polski. Czas na kilka uwag i spostrzeżeń po meczu w Lubinie.

Wczoraj najlepsi, dzisiaj najgorsi


Ostatnio można zaobserwować niesamowitą huśtawkę nastrojów u każdego, kto kibicuje Legii. W Chorzowie legioniści zagrali najgorsze 45 minut w rundzie wiosennej, ale już trzy dni później rozegrali najlepszy w tym roku mecz z Cracovią. Kiedy wydawało się, że wszystko jest na właściwej drodze, przyszedł czas na Lubin. Z Zagłębiem nasi piłkarze zaprezentowali się bardzo słabo. Stworzyli sobie dwie niezłe szanse bramkowe przez cały mecz, a w dodatku zmarnowali jest Nemanja Nikolić i Michaił Aleksandrow. Kibic często myśli sercem, po Cracovii był przekonany, że Chorzów to wypadek przy pracy. Dziś znów zadaje sobie pytanie, która Legia jest prawdziwa. Po tej kolejce piłkarze Stanisława Czerczesowa nadal będą liderować w Ekstraklasie, a jeśli w poniedziałek pokonają Lech Poznań w finale Pucharu Polski, znów będą w niebie… Pytanie czy to się uda, a jeśli tak, to jak długo w tym niebie będą? Wraz z końcem sezonu pojawiają się coraz większe emocje, ale wydaje się, że trzeba odrobinę dystansu, że trzeba poczekać na ostateczne rozstrzygnięcia.


Znów nie było wariantu „B”


Piłkarze Zagłębia Lubin postanowili pokonać Legię jej własną bronią i od pierwszych minut narzucili wysoki pressing. I legioniści nie potrafili sobie z nim poradzić. Jak widać co innego stosować pressing, a co innego spod niego się uwalniać. Niestety gracze Stanisława Czerczesowa w kolejnym już spotkaniu pokazali, że gdy nie działa pressing, nie maja planu awaryjnego i nie wiedzą jak grać, by zmienić obraz gry. A drużyny przeciwne już wiedzą, że jak Legia gra i starają się w różny sposób temu przeciwstawić. Z Cracovią wyglądało to dobrze, bo zespół szybko strzelił gola i potem już poszło jak po maśle. W Lubinie pierwsi gola stracili, a plan nakreślony przed meczem nie był skuteczny. W takich wypadkach, jeśli nic nie wychodzi z tego, co było założone, fajnie by było liczyć na kogoś, kto indywidualnymi umiejętnościami pociągnie zespół. Dryblingiem minie jednego zawodnika, balansem ciała zmyli drugiego i strzeli gola lub wyłoży piłkę partnerowi. Niestety Legia nie ma takiego piłkarza w swoich szeregach, odkąd Łazienkowską opuścił Miroslav Radović. Ale jeszcze smutniejsze jest to, że takie indywidualności są w innych zespołach i trenerzy potrafią to wykorzystać -  np. Starzyński w Zagłębiu…


Raziły indywidualne błędy


Pierwsza bramka padła po rzucie rożnym. Arkadiusza Woźniaka zgrywającego piłkę głową nie zdołali powstrzymać Artur Jędrzejczyk oraz Aleksandar Prijović. Futbolówkę do siatki wbił Jakub Tosik, który uciekł Łukaszowi Broziowi. Drugie trafienie to błyskawiczna kontra po stracie Michała Kucharczyka, świetne zagranie Starzyńskiego, pojedynek jeden na jednego prowadzili Krzysztof Piątek oraz Igor Lewczuk. Gracz Zagłębia ruszył jednak w prawą stronę, a czwartkowy kapitan „Wojskowych” tylko statystował. 20-latek bez większych trudności umieścił piłkę w siatce. Takich błędów było więcej, zbyt dużo jak na zespół walczący o mistrzostwo Polski. Wystarczy wspomnieć początek meczu, nieclena główka „Jędzy”, wybicie piłki wślizgiem przez Malarza pod nogi rywala i strzał w poprzeczkę. Za dużo tego było. Wynik obrazuje to najlepiej…


Nikt nie zasłużył na pochwały


Można się doszukiwać niezłej postawy i aktywności u Adama Hlouska. Można stwierdzić, że Nemanja Nikolić robił co mógł, ale nie mógł za wiele, bo żyje z podań. Tak naprawdę jednak w stołecznym zespole, w meczu w Lubinie, nie wyróżnił się nikt. Cała drużyna zagrała na jednym, słabym poziomie. Nic nie przyniosły zmiany, a w dodatku wpuszczenie na boisko Michała Pazdana przy niekorzystnym wyniku, można tłumaczyć tylko tym, by złapał rytm meczowy przed finałem Pucharu Polski. Każdy popełniał błędy. To był jeden z najsłabszych meczów wiosną (konkuruje z konfrontacjami w Niecieczy i Chorzowie). Ostatni raz legioniści wygrali na wyjeździe w lidze 19 marca, gdy pokonali Lech Poznań 2:0.


Stałe fragmenty gry


Wychowałem się na Legii z lat 90-tych. Wtedy też zdarzały się mecze, w których Legii nic nie wychodziło. Ale wtedy Legia miała piłkarza, który stałymi fragmentami gry wygrał dla zespołu wiele meczów, zdobył wiele punktów. Leszek Pisz strzelał gole z rzutów wolnych częściej, niż niektórzy obecni piłkarze z karnych. Do tego świetnie egzekwował rzuty rożne. Potem takich zawodników już nie było, ale stałe fragmenty gry wykonywane przez Tomasza Kiełbowicza czy Edsona też dały kilka punktów. Póki na boisku był Tomasz Brzyski, notował zawsze kilka asyst w rundzie znajdując w polu karnym Tomasza Jodłowca czy Ivicę Vrdoljaka. Teraz stałe fragmenty nie są mocną bronią Legii i gol Nikolicia po dośrodkowaniu Guilherme z Cracovią tego nie zmienia – jedna jaskółka wiosny nie czyni. A szkoda, bo gdy są takie mecze jak z Ruchem czy Zagłębiem, gdy pressing nie działa, stałe fragmenty gry mogłyby być zabójczą bronią.

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.