Wnioski, spostrzeżenia

Kilka wniosków po meczu ze Śląskiem

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

09.12.2019 18:10

(akt. 11.12.2019 18:32)

Piłkarze Legii Warszawa pojechali do Wrocławia po trzy punkty i pewnie pokonali liderującą ekipę Śląska. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Dominacja – Po meczu, w sali konferencyjnej rozmawiali ze sobą dziennikarze z Wrocławia. – Legia zapowiadała, że przyjedzie tutaj jak po swoje i tak to wyglądało – wyszła na boisko i zabrała trzy punkty do Warszawy – mówił jeden, a reszta przytakiwała. I faktycznie, poza niemrawym początkiem i rzutem karnym sprokurowanym przez Pawła Wszołka i Igora Lewczuka, goście na więcej gospodarzom nie pozwolili. Różnica w umiejętnościach była bardzo widoczna, wyższość wicemistrzów Polski była niepodważalna. Piłkarze Śląska nie radzili sobie z rozgrywaniem piłki, a naciskani pressingiem popełniali błędy, tracili futbolówkę. Organizacja gry była po stronie Legii była na zdecydowanie wyższym poziomie. Legioniści przejechali się po rywalu niczym walec. Wygrali trzema bramkami, ale mogli i powinni strzelić więcej goli.

Ogromna rola Majeckiego – Doskonale pamiętamy, jak interwencje Arkadiusza Malarza pomogły Legii zdobyć dwa mistrzostwa Polski. Radosław Majecki do tej pory bronił solidnie, ale brakowało meczów, które by wybronił, w których w znacznym stopniu przyczyniłby się do wygranej. W niedzielę Majecki miał swój pierwszy raz – obronił rzut karny w ósmej minucie spotkania, co było punktem zwrotny w całej rywalizacji. Gdyby legioniści przegrywali, mecz mógłby potoczyć się zupełnie inaczej. A tak legijna maszyna ruszyła z miejsca, rozpędziła się i nikt nie był już w stanie jej zatrzymać. Można zaryzykować stwierdzenie, że bez Majeckiego tej wygranej by nie było. Poza sytuacją z jedenastką wybronił jeszcze strzał z ostrego kąta, wyłapał kilka dośrodkowań. Na więcej nie pozwolili mu koledzy.

Legia lepsza taktycznie - Trener Vitezslav Lavicka podkreślał po meczu, że Legia zaprezentowała więcej jakości i była doskonale zorganizowana w defensywie. W stołecznym obozie panowało pewne rozczarowanie pierwszą połową, choć wicemistrzowie Polski przeważali nad rywalami. „Wojskowi” zasłużenie prowadzili - i do przerwy i po ostatnim gwizdku sędziego. Zespół Aleksandara Vukovicia wiedział jak grać oraz znał słabe strony przeciwników. Legia w odpowiedni sposób zmieniała tempo gry, a także korzystała z wolnego miejsca na flankach. Andre Martins i Domagoj Antolić ponownie zdominowali środek pola, dodatkowo korzystając z braków kadrowych rywali. Lavicka w niedzielę nie mógł skorzystać z kapitana Krzysztofa Mączyńskiego oraz Michała Chrapka. Obaj pauzowali przez nadmiar kartek. Nie zmienia to faktu, że legioniści ponownie zaprezentowali się lepiej od przeciwników: zarówno pod względem indywidualnym, jak i drużynowym. Legia dobrze wyglądała pod względem taktycznym, mając małe odstępy między formacjami i szybko przechodząc z obrony do ataku. Gospodarze nie byli gotowi na grę z tak rozpędzonym przeciwnikiem i często tracili głowę. To pozwalało gościom na tworzenie kolejnych okazji w ofensywie. Gdyby skuteczność była lepsza, a Putnocky nie był tak dobrze dysponowany, wynik byłby jeszcze bardziej okazały. 

Karbownik i Kante znów zachwycają - Michał Karbownik wyrasta na największe odkrycie Ekstraklasy w tym sezonie. Zaczęło się od chęci sprawdzenia młodziana na lewej obronie. Droga nie była prosta, bo letnią przeszkodą stała się kontuzja. Potem juniorski reprezentant Polski wrócił do zdrowia, dostał szansę w meczu z ŁKS-em, a po trzech miesiącach stał się podstawowym zawodnikiem Legii na nietypowej dla siebie pozycji. Gra w defensywie, choć wiele dokłada do ofensywy. Najlepiej świadczy o tym pięć asyst. W niedzielę mial udział przy dwóch bramkach. Asystował przy golu Wszołka i wiele zrobił, by swoją bramkę zdobył też Jose Kante. Wrażenie robi dynamika i łatwość dostawania się pod pole karne rywali, jak i krótkie prowadzenie piłki przy nodze. To sprawia, że Karbownik jest trudny do powstrzymania dla przeciwników, a ci nie są w stanie łatwo przedostać się jego stroną, gdy atakują. 

Wspomniany Kante również zasługuje na kolejne pochwały. Reprezentant Gwinei wykonuje w trakcie spotkań tytaniczną pracę. We Wrocławiu wygrywał wiele powietrznych pojedynków, wspomagał drugą linię i starał się regularnie zagrażać defensywie Śląska. W niedzielę był najlepszy na boisku według indeksu InStat (355), a przy tym miał najwyższy procent udanych zwodów i liczbę zwycięskich pojedynków z rywalami. W pierwszej części gry strzelił gola, lecz był wtedy na pozycji spalonej. Nie zraził się, dalej szukał szansy, a ta nadeszła w drugiej połowie. Kante potrafi dobrze zachować się w trudnych sytuacjach. Tak było w Łęcznej, gdy zgrał sobie piłkę barkiem i oszukał obronę rywali. Tak było tez w niedzielę, gdy doskonale minął przeciwników, wypatrzył Gwilię i stworzył mu stuprocentową szansę. Ale też przy swojej bramce, zachował się w najlepszy możliwy sposób, pokonując Putnocky’ego z ostrego kąta. Vuković może mieć ból głowy. Wybór między Kante a Niezgodą do najłatwiejszych nie należy. 

Oprawa godna hitu - Spotkanie Śląska z Legią zapowiadane było jako hit kolejki. Frekwencja dopisała. Na trybunach zasiadło 31 819 widzów. To czwarta najlepsza liczba w historii WKS-u pod kątem występów w Ekstraklasie. Gospodarze poniekąd nie wykorzystali szansy na najlepszą reklamę, bo przegrali 0:3 i mieli problem, by przeciwstawić się wicemistrzom Polski. Ukontentowana mogła być za to rzesza fanów ze stolicy. Kibice Legii jako pierwsi w historii zapełnili największy sektor gości w lidze. Warszawiaków na trybunach było 3421, co było rekordowym wyjazdem w kontekście polskiej ligi. Fani „Wojskowych” byli w stanie przekrzyczeć liczniejszą miejscową publiczność i zaprezentowali trzy oprawy. Nie brakowało pirotechniki, choć krok dalej poszli miejscowi, którzy odpalili nad boiskiem fajerwerki. To sprawiło, że niedzielny wieczór przypominał Sylwestra, lecz sędzia Piotr Lasyk musiał przerwać widowisko na dziesięć minut. Efektami z pewnością zainteresuje się również Komisja Ligi, która wszelkie opóźnienia zwykła surowo karać. Nie zmienia to faktu, że mecz na szczycie Ekstraklasy miał godną wydarzenia oprawę, a atmosfera podobała się piłkarzom obu drużyn. 

Polecamy

Komentarze (56)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.