04groclin_legia66.jpg

Komentarz: Kiedy wraca bohater z dzieciństwa

Redaktor Łukasz Pazuła

Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net

05.08.2020 12:50

(akt. 05.08.2020 14:08)

W młodości każdy ma jakiegoś idola - sportowca, aktora, bohatera kreskówek. Moje dzieciństwo i okres zainteresowania piłką nożną zbiegł się z czasem Artura Boruca w Legii Warszawa. Gdybym miał wskazać bohatera z młodych lat, wskazałbym właśnie jego. Minęło piętnaście lat, a bohater z młodości powraca.

Z pewnością nie tylko ja mam podobne myśli, nie tylko ja utożsamiam się z tym akurat zawodnikiem. Czemu akurat z nim? Wydaje się, że jest jednym z nas. Trafił do Legii będąc kibicem tego klubu, miał wiele wad, popełniał błędy, ale na naszych oczach stał się kimś ponadprzeciętnym. Pokazał, że ciężką pracą można wiele osiągnąć. 

Wielu kolegów, którzy w tamtym czasie zaczynali interesować się piłką nożną, wychodziła na podwórka i była Borucem lub Saganowskim. "Sagan" powrót na Łazienkowską ma już za sobą. Karierę kończył w stolicy. Teraz za napastnikiem podążył bramkarz. Już w innym anturażu, nie w oryginalnej fryzurze, ale ze swoim charakterem, który przez lata się nie zmienił, a który lata temu pokochali fani przy Łazienkowskiej. 

Początki nie były łatwe. Gdy Łazienkowską opuszczał Radostin Stanew zastanawiałem się, czy warszawski klub da sobie bez niego radę. Kibice i dziennikarze szukali wówczas następcy Bułgara, nie widziały w nim Boruca. Ostatecznie jednak to Artur otrzymał swoją szansę. Początkowo popełniał błędy. Pamiętam  spotkanie z Polonią Warszawa. Pomylił się w prostej sytuacji i gospodarze byli bliscy objęcia prowadzenia. Fantastyczną interwencją popisał się jednak Marek Jóźwiak, łapiąc piłkę lecącą do siatki. Obrońca Legii otrzymał oczywiście czerwoną kartkę, a „Czarne Koszule” wykonywały jedenastkę. Do futbolówki podszedł Igor Gołaszewski, ale nie zdołał pokonać bramkarza „Wojskowych”. Legioniści wygrali 1:0 po golu Aleksandra Vukovicia. Obaj panowie byli bohaterami tego meczu. Do Boruca uśmiechnęło się szczęście. Jak się później okazało nie pierwszy raz.

Boruc szybko wyrósł na lidera zespołu. Za 2004 rok zdobył takie wyróżnienia jak: odkrycie sezonu (Piłka Nożna), najlepszy piłkarz Legii (głosowanie kibiców na Legia.Net), najlepszy piłkarz Warszawy (Gazeta Wyborcza), piłkarski Oscar za najlepszego bramkarza w lidze (Canal +). Katowicki „Sport” natomiast uplasował go jako czwartego najlepszego zawodnika w lidze.

Coraz częściej był chwalony. W pucharach nie uchronił Legii przed porażką z Austrią Wiedeń, ale był komplementowany przez golkipera tego klubu Josepha Didulicę. - Boruc bardzo mi zaimponował. To materiał na bramkarza wielkiej klasy. Atletycznie zbudowany, szybki, zdecydowany, młody... Jest na tyle dobry, że powinien szukać szczęścia w Anglii, Niemczech czy Hiszpanii. Niech wyjeżdża z Polski, bo w waszej lidze już niczego się nie nauczy - mówił Chorwat. Boruc zaś zgolił głowę, co obiecał w przypadku porażki z Austriakami, a po niego zaczęła ustawiać sie kolejka chętnych. Wymieniano m.in. FC Koeln, Borussię Dortmund, Herthę Berlin, QPR, Middlesbrough F.C. Boruc ostatecznie wybrał Celtic FC.

W szkockim klubie Boruc stał się ulubieńcem trybun. Dostał przydomek „Holy Goalie” czyli święty bramkarz. Popisywał się niesamowitymi paradami w spotkaniach w lidze szkockiej, ale i Lidze Mistrzów przeciwko FC Barcelonie czy AC Milan. Dodatkowo prowokował fanów Rangersów F.C. czy to wykonując znak krzyża czy też pokazując ciekawe tatuaże. Nie zapominał przy tym o Legii. Często pozdrawiał legionistów „eLką”, a dodatkowo obiecał kibicom „Wojskowym”, że jeśli stołeczny zespół zdobędzie mistrzostwo Polski, zasponsoruje z tej okazji tysiąc piw. Słowa dotrzymał.

Boruc odnosił sukcesy w Celtiku, Fiorentinie, Southampton, Bournemouth oraz w reprezentacji Polski. Wszędzie zyskiwał sobie sympatię fanów - poprzez grę na boisku, ale i postawę poza nim. Miał niepowtarzalny styl, chodził własnymi ścieżkami, nonszalancki, niepokorny i pełny wiary w swoje umiejętności. Choć nazywany świętym bramkarzem, do świętych nigdy nie należał. Potrafił się dobrze bawić, a gdy uznał to za stosowne uderzyć kolegę z własnej drużyny. Kibice nigdy się jednak od niego nie odwrócili widząc w nim cząstkę samego siebie. 

Dziś Boruca zna każdy kibic Legii Warszawa, każdy fan reprezentacji Polski. Każdy, komu zdarzało się kilka razy w życiu wziąć do ręki gazetę sportową czy posłuchać wiadomości w radiu lub obejrzeć dziennik w telewizji. To postać nietuzinkowa, która wielokrotnie była na ustach całej Polski. Postać, która przez całą karierę utożsamiała się z Legią. Boruc dał temu dowód kibicując warszawiakom na trybunach w Płocku niedługo po transferze do Celtiku, jak i w Glasgow, gdy stołeczny zespół mierzył się z Rangersami, a on był zawodnikiem Bournemouth. Tymi gestami i stałością w uczuciach imponował również fanom, którzy nie są związani z Legią. Ale przede wszystkim prezentował wysokie umiejętności bramkarskie. Chyba każdy kibic w Polsce, wie jaki jest znak firmowy tego akurat bramkarza - wykonanie „pajacyka”, gdy napastnik znajduje się z nim w sytuacji sam na sam. Rzadko się zdarza, by mistrz Polski pozyskiwał gracza tak związanego z klubem, a przy tym mającego za sobą tak wielką karierę. 

Oczywiście nie brakuje też krytyków - Legia sprowadza 40-latka, który ostatni mecz zagrał blisko 1,5-roku temu. Gracza, który rozgrywając jeden mecz, od razu stanie się najstarszym piłkarzem w historii Legii. Ale Boruc się tym nie przejmuje, już wiele razy bronił się na murawie i potrafił udowadniać, że klasy mu nie brakuje. Krytykom odpowiada krótko: – będę się wypowiadał na boisku.

Powrót Boruca to wielkie wydarzenie. Dla kibiców, dla Legii i całej polskiej piłki. Przy Łazienkowskiej zobaczą go różne pokolenia fanów. Także najmłodsze, którego nie było jeszcze na świecie, gdy "Król Artur" był graczem Legii. To ostatni taniec Artura - mamy nadzieję, że skończy się sukcesami - mistrzostwem Polski, krajowym pucharem i fazą grupową europejskich pucharów. Póki co pozostaje czekać na pierwszy po powrocie występ Boruca w Legii, na stadion, który żyje, gdy idol wybiega na murawę. Życzę sobie i wszystkim sobie by idol sprzed stał się nowym idolem dla młodego pokolenia.  

Polecamy

Komentarze (29)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.