Aleksandar Vuković

Komentarz: Kwestia trenera, czyli generałowie i oficerowie

Redaktor Adam Dawidziuk

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

06.04.2019 21:43

(akt. 06.04.2019 21:50)

Już dziesiątki nazwisk, polskich, zagranicznych, znanych, mniej znanych. Kwestia nowego trenera Legii wywołuje emocje, będą one jeszcze większe, też w zależności od wyników Aleksandara Vukovicia. A ja mam pewien pomysł.

Generalnie schemat od kilku lat jest taki sam. Ktoś przychodzi, zawsze przedstawia się go jako zbawcę. I raczej na początku daje radę, a potem są problemy. W zależności od trenera, pojawiają się szybciej lub trochę szybciej. Nowi ściągają swoje sztaby, karuzela się kręci, ale w zasadzie każdy szybko kończy jako przegrany. Trzeba zwalniać (też szybko lub szybciej), płacić pensje, odprawy, a przecież mało który pracuje za drobne.

Czytam analizy, kto do Legii, kto do Lecha, kto tam gdzieś indziej, ale szczerze mówiąc, to żadne nazwisko nie przemawia, każdego wyrzucali, każdy zawiódł, tutaj mowa głównie o tych zagranicznych. Od wielu, wielu lat jestem przy największym polskim klubie, przeżyłem wielu, lepszych czy gorszych trenerów. Mało który nie zostawił po sobie czegoś pozytywnego, nawet jak był tak wycieńczający, jak Ricardo Sa Pinto. Specjalnie zwracam na to uwagę, na te małe rzeczy, czasem szczegóły, rozwój poszczególnego gracza. Bo te szczegóły są czasem istotniejsze od fantastycznych odpraw taktycznych.

Dziś futbol na dobrym poziomie bardzo się rozrósł, ale odnoszę wrażenie, że nie u nas. My ciągle mówimy o trenerach, których hurtowo zwalniamy. W październiku są super, w lutym dostają karton i się pakują. Po latach doświadczeń wiem, że tak, owszem, trener to ten szef, mózg, ale mam takie powiedzenie, że takim generałem jesteś, jakich masz ludzi pod sobą. Ty odpowiadasz, decydujesz o strategii, ale ktoś musi to wszystko jeszcze wykonać. W codziennej pracy i na polu bitwy, czyli w meczu.

Dziś ster tej łodzi na niespokojnym morzu o nazwie Legia, trzyma Vuković, asystuje mu Marek Saganowski. Mało, prawda? Bo właśnie przechodzę do meritum. Patrzę na te ostatnie lata, 10, 20, 30, czy trzy. I pamiętam, jak odwiedziłem Artura Boruca w Celtiku, miałem okazję oglądać tam trening. Tylu trenerów, asystentów, to ja w całej polskiej lidze wtedy nie widziałem, łącznie. A sympatyczny pan Gordon stał i patrzył, chyba nawet piłki nie kopnął. Od prowadzenia zajęć miał szeroką grupę ludzi, a on tylko wyciągał wnioski. Potem każdy z nich zdał mu raport, znowu mógł o nich pomyśleć i na ich podstawie, także po swoich przemyśleniach, podejmować decyzje. Notabene trochę w ten sposób prowadził Legię trener Jacek Magiera kilka lat później.

Specjalnie daję przykład Celtiku sprzed 10 lat, bo daleko mu było wtedy (i teraz też) do topowego klubu Europy, ale swoje wygrywał i odkładał dobre pieniądze, płacił świetne kontrakty zawodnikom. Ale ciągle myślę o tym sztabie, bardzo rozbudowanym. I głośno myślę, bo pojęcia nie mam, czy to wypali, żeby może Legia poszła taką drogą. Dziś słyszę, że Vuko nie ma doświadczenia. Kochani, on ma go więcej, niż się komuś wydaje. Wystarczy w stopniu dostatecznym znać historię Legii z ostatnich pięciu lat, żeby wiedzieć ile było kryzysów, ile sukcesów, a to wszystko uczy.

A więc dlaczego, o ile zda egzamin, czyli zrobi dobry wynik w końcówce sezonu, nie postawić odważniej na niego, a pieniądze, które i tak trzeba będzie zapłacić nowemu trenerowi (bardzo duże), zainwestować w inne obszary, a przede wszystkim w sztab trenerski. W fachowców. Oczywiście tutaj musi być transparentność i zgoda co do wspólnego działania. Po prostu: wokół Vuko, gościa znającego każdy kąt w klubie z Łazienkowskiej, buduje się zespół kozaków, specjalistów (przygotowanie fizyczne, trening indywidualny, indywidualizacja treningu, i tak dalej). Trochę tego było za Magiery, trochę za Henninga Berga, czyli ostatnich trenerów, którzy zrobili dobry wynik. Ale to ciągle mało, nie podążono tą drogą, może też ze względów finansowych, ale nie podążono.

Podobnie jak duża część kibiców, ja też doceniam, a z biegiem lat jeszcze bardziej, niż wtedy kiedy pracował, trenera Stanisława Czerczesowa. I ciągle pamiętam wywiad z nim, jeszcze pracując w Przeglądzie Sportowym, z kwietnia 2016 roku. Padły dziesiątki anegdot czy powiedzeń, ale jedno brzęczy mi w głowie, co powiedział pan Stanisław: Jeden człowiek niczego sam nie zbuduje i nie poprawi, może jedynie zepsuć.

Chodziło mu o to, że na sukcesy pracuje cały sztab, a jak trafi się taki Besnik czy Ricardo, czyli indywidualiści uważający się za alfy i omegi (albo jak mawiał Franciszek Smuda, za alfy i romeo), to szybko przegra i nic nie osiągnie. Stąd taki pomysł, przemyślany, ale i spontaniczny. Nie wiem czy dobry, oceńcie.

Vuko ma rozum, serce, jest związany z klubem, ludzie go szanują, on szanuje ludzi. Nie napisałbym tego w czasie, kiedy był asystentem Magiery, bo wtedy przeginał, choć jak sam potem mówił, to wszystko było wyreżyserowane i zaplanowane. Dziś to zupełnie inna osoba, co pewnie sami widzicie. Czekam na kolejne mecze, może w niedzielę przegra, nie wiem. Jednak podkreślę: z pieniędzmi, które ma Legia, żaden trener niczego nie gwarantuje. Gdyby Legia miała trzy razy więcej pieniędzy, to wciąż by było mało, aby być pewnym danego trenera i jego sztabu. Po latach prób, wielu koncepcji, może czas na inną? 

Na koniec kolejna mądrość trenera Czerczesowa, jedna z tych mądrzejszych mądrości: „Porażki? Nie przeżywam ich, bo trener, który to robi, przestaje nim być, staje się kibicem. A wtedy klub powinien zacząć szukać nowego trenera. Nie ma co się zamartwiać. Trzeba analizować, wyciągać odpowiednie wnioski i zachować chłodną głowę. Bez emocji, bo tylko wtedy wnioski będą słuszne”.

Polecamy

Komentarze (72)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.