News: Komentarz: Nagy i Hildeberto bezradni w III lidze

Komentarz: Nagy i Hildeberto bezradni w III lidze

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

13.11.2017 09:42

(akt. 12.12.2018 21:40)

W zeszłym tygodniu Dominik Nagy został przywrócony do kadry pierwszego zespołu. Zastanawiałem się z jakiego powodu. Oglądałem mecze rezerw i Węgier nie pokazał w nich nic nadzwyczajnego – schowany za plecami rywali, grał głównie do najbliższego rywala. Jedyny pozytyw jaki widziałem w jego przywróceniu to moment – drużyna wygrała cztery mecze z rzędu i trener Romeo Jozak mógł powiedzieć swemu piłkarzowi – słuchaj, zwyciężaliśmy bez twojej pomocy, dawaliśmy sobie radę bez ciebie. Jeśli chcesz brać udział w projekcie mojej Legii, to weź się w garść. Zawodnik też teoretycznie powinien zrozumieć, że nie jest zespołowi niezbędny i jeśli chce być jego częścią, to musi się ogarnąć.

Piłkarze drugiej drużyny zapewniali, że Nagy sumiennie pracował na treningach, był profesjonalistą i z tego powodu być może został przywrócony do jedynki. Odpowiedzią na pytanie czy piłkarz poradził już sobie z samym sobą, miało być niedzielne spotkanie drugiej drużyny z Polonią Warszawa. Niestety jest ona negatywna. Węgier należał do najgorszych na boisku. Obrał taktykę chowania się za plecami kolegów, odgrywania do najbliższego w zespole. Nie brał na siebie ciężaru gry, w dodatku unikał gry kontaktowej – przy najmniejszym kontakcie z przeciwnikiem teatralnie upadał i domagał się faulu. Nie dawał się na to nabrać dobrze prowadzący zawody sędzia, który od pierwszego gwizdka pozwalał na tzw. męską grę, ale w granicach przepisów.


Naprawdę trudno mi zrozumieć, co się stało z Węgrem? Przecież jeszcze rok temu był to gracz o wysokich umiejętnościach, który dołożył swoją cegiełkę do obrony tytułu mistrzowskiego. Piłkarz, który był nadzieją na przyszłość, który pukał odważnie do pierwszego składu i miał na to argumenty. Dziś zaś nie wyróżnia się na tle III ligowej kopaniny, a jeśli się wyróżnia, to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Obserwujący jego poczynania z trybun trener Romeo Jozak nie mógł być zadowolony z tego co widział.


Podobnie zaprezentował się Hildeberto. Portugalczyk dotąd grał niewiele – tak w pierwszym zespole, jak i w rezerwach. Ale gdy przebywał na murawie, pokazywał, że ma to coś. Pierwszy niebezpieczny sygnał wysłał, gdy otrzymał szansę od chorwackiego szkoleniowca w starciu z Lechią. Przez 30 minut gry nie pokazał nic – głównie tracił piłkę, wdawał się w bezsensowne dryblingi i wymachiwał rękami z niezadowolenia. Niestety potwierdzenie tej postawy oglądaliśmy w spotkaniu z Polonią w III lidze. Zawodnik zagrał w ataku, a więc nie na swojej pozycji, ale nie powinno mieć to wpływu na fakt, że przegrał niemal wszystkie pojedynki z obrońcami. Jego walki z Grzegorzem Wojdygą wyglądały jak starcia boksera wagi papierowej z zawodnikiem wagi ciężkiej. Portugalczyk odbijał się od niego jak od ściany, nie potrafił go nabrać na żaden zwód czy drybling, był bezradny jak dziecko.


Doszło do tego, że z Hildeberto zaczęli się śmiać gracze rezerwowi „Czarnych Koszul”, którzy rozgrzewając się w przerwie, po każdym nieudanym zagraniu pokrzykiwali „Berto”. Gdy w drugiej połowie kolejny raz został zatrzymany przez defensywę ekipy trenera Krzysztofa Chorobaka, szydzić zaczęli z Portugalczyka też kibice Polonii. W pewnym momencie to wszystko stało się żałosne i wstydliwe. 

Zarówno Nagy jak i Hildeberto unikali gry kontaktowej, jakby chcąc uniknąć urazu. Niestety nie tędy droga. Sztab szkoleniowy stoi przed trudnym zadaniem – trafienia do głów obu piłkarzy, musi spowodować zmianę ich mentalności i nastawienia do zawodu. W przeciwnym razie talenty obu piłkarzy nigdy się nie rozwiną. Czas pokaże jaką drogą podążą Węgier i Portugalczyk.

Polecamy

Komentarze (35)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.