News: Komentarz: Prijoviciowi dziękujemy i życzymy powodzenia

Komentarz: Prijoviciowi dziękujemy i życzymy powodzenia

Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net

18.01.2017 13:55

(akt. 07.12.2018 11:10)

Zanim Aleksandar Prijović trafił do Legii Warszawa, grał w dziesięciu klubach. „Wojskowi” sięgnęli po Serba ze szwajcarskim paszportem po jego udanym sezonie na zapleczu tureckiej ekstraklasy. „Prijo” pokazał się z dobrej strony w Bolusporze Kulubu. Napastnik wzbudził zainteresowanie drużyn z Rosji, Austrii i Niemiec, ale ostatecznie zdecydował się na Legię.

Aleksandar Prijović został przedstawiony kibicom Legii Warszawa kilkanaście dni po sprowadzeniu Nemanji Nikolicia. Gdy kibice i media porównywali obydwu zawodników, szybko wydali wyrok, iż Szwajcar do Polski przyjeżdża z „ogórkowym” CV. Jednakże wszyscy od razu zobaczyli jego podobieństwo do obecnego gracza Manchesteru United – Zlatana Ibrahimovicia. Jak „Prijo” to komentował? Moim zdaniem, najlepiej jak mógł. Otóż potrafił odpowiedzieć z butą, ale zarazem zachowywał zbilansowaną skromność. Zresztą, zawsze zachowywał ten styl wypowiedzi. Dobrym przykładem jest pierwszy wywiad napastnika, którego udzielił „Przeglądowi Sportowemu”. Odniósł się w nim do słów wiceprezesa Lecha Poznań. - Może mówić, co chce, obaj znamy prawdę. Mam e-maile. Dzień przed moim wyjazdem do Turcji sprzedali Łukasza Teodorczyka. Byli zdesperowani, żebym do nich przyszedł. Rutkowski do mnie pisał i dzwonił. Trzy razy przyjeżdżali mnie oglądać, rozmawialiśmy. Interesowało ich nawet to, co jem na śniadanie. Podjąłem instynktowną decyzję, zresztą propozycja Bolusporu była dużo lepsza. Zaryzykowałem i zebrałem owoce, bo dzięki temu jestem teraz w największym klubie w Polsce – powiedział wychowanek FC Sankt Gallen.


Prijović praktycznie każdemu trenerowi Legii musiał udowadniać, iż zasługuje na grę w podstawowym składzie. Henning Berg początkowo stawiał na jednego napastnika. Do tego ustawienia wybierał Nikolicia, który strzelał gole, jak na zawołanie. „Prijo” nie był tak skuteczny, jak jego najlepszy kolega z zespołu. Jednakże niejednokrotnie Szwajcar pokazywał swoją przydatność dla drużyny. Często zdobyte przez niego bramki dobijały przeciwnika bądź decydowały o różnych sukcesach warszawiaków. Wystarczy przypomnieć jego trafienie z finału Pucharu Polski. Snajper w ekwilibristyczny sposób pokonał Jasmina Buricia i „Wojskowi” cieszyli się z wygrania turnieju. Pech chciał, iż po starciu z „Kolejorzem” legionista złamał rękę i miał z głowy końcówkę sezonu.


Zanim jednak Prijović strzelił gola Lechowi w finale Pucharu Polski, musiał kolejnemu szkoleniowcowi pokazać, że zasługuje na grę. Jak tylko trener Berg zaczął stawiać na Szwajcara, Norweg został zastąpiony przez Stanisława Czerczesowa. Rosjanin początkowo również wybierał Nikolicia, lecz po zimowych obozach przygotowawczych zdecydował się zmienić ustawienie „Wojskowych”. „Prijo” na Malcie mocno pracował i wskoczył do podstawowego składu. Od początku 2016 roku razem z „Niko” nękał defensywy przeciwnych zespołów. Obydwaj panowie stworzyli zabójczy duet, który rozbijał zasieki obronne rywali.


Wraz z nowym sezonem do Legii przyszedł kolejny trener. Besnik Hasi Prijovicia wystawiał głównie w krajowych rozgrywkach. W europejskich pucharach Szwajcar grał ogony. Mimo to napastnik nie stroił fochów. Ba! W wyjazdowej rywalizacji z Dundalk FC, pomimo że wszedł na boisko dopiero w 83. minucie, w doliczonym czasie gry strzelił gola. „Prijo” w swoim stylu podciął futbolówkę nad interweniującym golkiperem i zapewnił mistrzom Polski dwubramkową zaliczkę przed rewanżem. Jak się później okazało, jego trafienie było szalenie istotne, ponieważ Irlandczycy w drugim meczu prowadzili przy Łazienkowskiej 1:0. Legioniści zremisowali i po długim czasie awansowali do Ligi Mistrzów. - Kiedy podpisałem kontrakt z Legią, powiedziałem, że chcę sięgnąć po dublet. Ludzie uważali mnie za szaleńca, a my to osiągnęliśmy. Niedawno byłem na obiedzie z kibicami. Mówili, że Ligę Mistrzów pamiętają z dzieciństwa. Ja wtedy oznajmiłem im, iż może doświadczą jej w najbliższym czasie. Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Teraz powinienem do nich zadzwonić, zaprosić ich do restauracji i spytać się, kto miał rację – mówił w wywiadzie z Legia.Net dumny 26-latek.


Prijović podczas rozmowy z naszym serwisem nie był zadowolony z faktu, iż tak rzadko wychodził na boisko. Jednakże podobnie jak za poprzednich szkoleniowców, w końcu otrzymał swoją szansę. Niestety, jego premierowy występ w europejskich pucharach w sezonie 2016/2017 od pierwszej minuty przypadł na mecz z Borussią Dortmund. BVB rozprawiło się z legionistami, a losy Hasiego zostały przesądzone. Nowym szkoleniowcem został Jacek Magiera. Obecny opiekun warszawiaków również potrzebował czasu, zanim przekonał się do „Prijo”. - Każdy zawodnik jest sfrustrowany, kiedy siedzi na ławce lub na trybunach. Zwłaszcza, jeśli czuje, że na to nie zasługuje. Trzeba jednak zachować spokój i pracować. Uważam, że w poprzednim sezonie pomogłem Legii. To, czy będę grał, nie zależy ode mnie. Mogę tylko sprawić, że osoba, która o tym decyduje, stanie przed trudniejszym wyborem – powiedział Szwajcar w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.


Prijović dostał szansę w spotkaniu z Koroną Kielce i wszedł w drugiej połowie. Napastnik dał świetną zmianę, perfekcyjnie wywiązał się z roli jokera i przechylił szale zwycięstwa na stronę Legii. Kilka dni później „Prijo” wyszedł w podstawowym składzie na Real Madryt. Co prawda nie miał okazji wystąpić na Santiago Bernabeu, ale zrekompensował to sobie asystą przy bramce Thibaulta Moulina. Szwajcar nie strzelił gola w Hiszpanii, ale dwa razy posłał piłkę do siatki na Signal Iduna Park. 26-latkowi brakowało naprawdę niewiele, by skompletował hat-tricka. Od tego historycznego momentu dzieliły go centymetry. Niestety, snajper nie wykorzystał zagrania Jakuba Rzeźniczaka z lewej strony. Futbolówka po jego firmowej podcince odbiła się tylko od poprzeczki. - To wspaniałe uczucie strzelić gola w Lidze Mistrzów. Mnie się udało zdobyć dwie bramki. Staramy się reprezentować Polskę w tych elitarnych rozgrywkach – mówił tuż po spotkaniu z BVB napastnik.


Prześmiewcze do tej pory komentarze Prijovicia względem Ibrahimovicia stały się nagle jakoś mniej groteskowe, skoro na podobne żarty pozwalali sobie europejscy eksperci, którzy oglądali mecz Borussii z Legią. Ludzie pytali się na Twitterze: „Co do cholery Zlatan zrobił w Dortmundzie?” Szwajcar swoją wysoką dyspozycję podtrzymał. W konfrontacji ze Śląskiem Wrocław najpierw świetnie wymanewrował obrońców, a potem podcinką pokonał bramkarza. Następnie wykorzystał dokładną centrę Vadisa Odjidji-Ofoe i ustalił końcowy rezultat spotkania jeszcze w pierwszej połowie. „Wojskowym” później zostały jeszcze trzy konfrontacje. Legioniści zremisowali z Wisłą Płock, później zaś zwyciężyli ze Sportingiem Lizbona, a „Prijo” zanotował asystę przy bramce Guilherme. Natomiast przed pojedynkiem z Górnikiem Łęczna szwajcarski snajper pechowo złamał obojczyk. 


Jednak nie to był największy problem Legii. Ni stąd, ni zowąd Prijović zadeklarował, że odchodzi z klubu. „Prijo” wziął przykład z Nikolicia, który po spotkaniu z Piastem wygłosił podobną deklarację. Kłopot w tym, iż władze „Wojskowych” liczyły się z taką decyzją „Niko”, lecz nie brały pod uwagę takiego zachowania u drugiego napastnika. Snajper dopiął jednak swego i odchodzi do PAOK-u Saloniki. Niestety, wypowiedzią dla „Super Expressu” zakrywa trochę obraz swoich warszawskich dokonań…


„Prijo” sporo zawdzięcza Legii. Dzięki niej zdobył mistrzowski tytuł, zagrał w Lidze Mistrzów, wystąpił przeciwko swojej ulubionej drużynie - Realowi Madryt, strzelił dwa gole na Signal Iduna Park, a teraz ma okazje podpisać najbardziej lukratywny kontrakt w swojej karierze a do tego dostanie ogromne pieniędze za podpis na umowie. Piłkarz uznał, iż już drugiej takiej okazji nie będzie miał. Mimo wszystko „Wojskowi” mieli sporo pociechy z jego goli. Obie strony spełniły swoje oczekiwania. Oczywiście, szkoda że tak kończy się owocna współpraca. Z pewnością mógł zachować się lepiej, z większą klasą. Jednakże Prijović od pierwszego dnia w Warszawie mówił co myśli i tak też zrobił teraz. Zawsze był do dyspozycji kibiców i dziennikarzy, którzy mogli liczyć na jego ciekawy komentarz, jak na przykład: - „No Prijo, no party!”


Po podpisaniu umowy z PAOK powiedział kilka słów za wiele, poniosło go mówiąc, że zrobił krok do przodu - chyba, że chodziło o kwestie finansowe. Jednak nie zapominajmy, że dał nam wcześniej trochę powodów do radości. W piłce, jak i w życiu, często rządzi pieniądz. „Prijo” tak wybrał, miał do tego prawo. Sportowe na dziś znalazł się w zespole słabszym, ale tak zdecydował. Wypada więc podziękować za grę w Legii i życzyć powodzenia.

Polecamy

Komentarze (40)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.