Komentarze do gry Legii
15.09.2009 08:25
W dzisiejszej prasie jest sporo komentarzy i porad co trzeba zmienić w grze Legii. Wybraliśmy dwa z Przeglądu Sportowego i Gazety Wyborczej. - Jeżeli lubicie nudę albo potrzebujecie pogadać ze znajomymi, musicie koniecznie podążać śladem warszawskiej Legii. Podopieczni <b>Jana Urbana</b> tworzą w ostatnich tygodniach najnudniejsze spektakle w ekstraklasie. Stołeczny zespół nie traci goli, ale i nie myśli o ich zdobywaniu. Było to szczególnie widoczne we Wrocławiu - czytamy w najstarszym sportowym dzienniku w kraju.
Warszawscy defensorzy, kierowani przez Dicksona Choto nie
mieli żadnych problemów z odbieraniem piłki rywalom, ale to co działo się po przekazaniu futbolówki środkowym pomocnikom, pozostawiało wiele do życzenia. Trio zupełnie nie potrafiło znaleźć wspólnego języka z ustawionym na szpicy Marcinem Mięcielem. Podania adresowane do "Miętowego" były bardzo czytelne, zbyt lekko zagrywana piłka stawała się łatwym łupem dla środkowych obrońców Śląska. W drugiej połowie zastąpił go Takesure Chinyama. Gra ofensywna legionistów zaczęła wyglądać odrobinę lepiej. Bardzo żałuję, że Janowi Urbanowi zabrakło odwagi i w drugiej połowie meczu we Wrocławiu nie zaryzykował i nie poszedł na całość. Gdyby Chinyama dołączył do Mięciela, a Legia przeszła na system 1-4-4-2, obrona Śląska musiałaby zacząć pękać w szwach i gole dla warszawian mogłyby być tylko kwestią czasu. A będący tego dnia w wybornej formie Choto, poradziłby sobie z rywalami nawet jeśli z tyłu zostałby sam.
Gazeta Wyborcza - Gdyby mecz ze Śląskiem miał miejsce 2 lata temu, gdyby wtedy Legia po 6 kolejkach miała aż 7 punktów straty do lidera, to można by to było z trudem zaakceptować. W aktualnej sytuacji takie odwalanie piłkarskiej tandety nie może mieć żadnego usprawiedliwienia. Mecz we Wrocławiu potwierdził wszystkie zarzuty wobec drużyny. Należy jasno stwierdzić, że wobec przynajmniej jednej drużyny w lidze Legia nie ma szans. I nie chodzi o mecze bezpośrednie, które wiele razy w przeszłości zamazywały rzeczywistość. Chodzi o całokształt. O to, że Wiśle kryzysy przytrafiają się czasami, zaś Legia w kryzysie tkwi permanentnie.
Legia przegrywa ponad 20 proc. swoich meczów, więc nie ma o czym rozmawiać. Bieżący sezon może tę statystykę znacząco pogorszyć. Zastanawiałem się, skąd u trenera Urbana taki upór, takie przekonanie, że grając wciąż z jednym napastnikiem i Gizą jako ofensywnym pomocnikiem, będzie w stanie odmienić swój coraz gorszy rekord. Zacząłem szukać w mojej pamięci i z przerażeniem odkryłem, że Urban do złudzenia przypomina mi Piechniczka z lat 80. Mimo że bardzo wielu uważa, iż Piechniczek to świetny trener, który wprowadził naszą reprezentację dwa razy do MŚ, to ja mam pogląd odmienny. Dla mnie pan Piechniczek jako jedyny polski trener przegrał dwa MŚ. I proszę ze mną nie polemizować: w 1982 r. mistrzem były Włochy, a w 1986 r. - Argentyna. Skoro te dwie drużyny wygrały, to reszta przegrała.
W 1982 r. w półfinale z Włochami trener zrezygnował z Szarmacha i wyszedł z jednym napastnikiem. Próbował ratować sytuację w przerwie, sięgając po jednego ze swoich ulubieńców - Pałasza (cieniutki był to gracz w reprezentacji). Szarmach siedział na trybunach. Kilka dni później strzelił piękną bramkę Francji. W 1986 r. było znacznie gorzej. Tam drużyna składała się głównie z ulubieńców trenera. Byli beznadziejni stoperzy - Wójcicki i Majewski. Był Komornicki jako jakby playmaker. Był Boniek, Matysik, Smolarek, Ostrowski. Mieliśmy wtedy naprawdę świetną generację młodych dobrych graczy: Tarasiewicz, Prusik, Kubicki, Wdowczyk, Karaś, Kaczmarek, Urban, Dziekan. Ci ludzie, mądrze poprowadzeni, naprawdę mogliby wtedy sporo zdziałać. Mieliśmy wtedy w Polsce kilku niezłych środkowych obrońców. Do Meksyku pojechali dwaj najwolniejsi. Meksyk pozostaje dla mnie symbolem porażki. Porażki w imię konserwatyzmu, kumoterstwa, uprzedzeń, niechęci do zmian. Za kadencji Piechniczka reprezentacja Polski - znana z polotu, umiejętności budowania ataku pozycyjnego - zaczęła opierać swą grę na prostackich kontrach i odnosić "zwycięskie remisy". I kiedy widzę, jak Urban wpuszcza biednego Smołę na minutę przed końcem meczu albo każe mu grać wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinien, to przypomina mi się, jak Piechniczek zniszczył Kazika Budę, obwiniając go za remis z Albanią w Mielcu.
Nie podążaj drogą Piechniczka, Janie Urbanie. Albo podążaj, tylko że nie w Legii.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.