Kosta Runjaić: Chcemy stać się potęgą w Europie Wschodniej
09.08.2023 12:00
Po zdobyciu Pucharu Polski i wicemistrzostwa sięgneliście także po Superpuchar w starciu Rakowem Częstochowa. To są pana pierwsze dwa trofea. Co te sukcesy dla pana znaczą?
- Zwłaszcza zdobycie Pucharu Polski w maju to jeden z tych dni, o których słusznie mówi się, że będziemy o nich pamiętać przez całe życie. Objąłem drużynę Legii w dość trudnej sytuacji. Nikt nie spodziewał się, że zdobędziemy tytuł już po roku. A finał krajowego pucharu z Rakowem był naprawdę epicki: w piątej minucie gry dostaliśmy czerwoną kartkę i przez 115 minut graliśmy w osłabieniu jak Galowie z Asterixa i Obelixa, z 30 000, 40 000 fanów Legii na trybunach. To był wielki dzień. Także sukces w Superpucharze był ważny, ponieważ wydawało się, że na tym trofeum spoczywa klątwa: Legia nie była w stanie go wygrać przez 15 lat. Ale ogólnie uważam, że sukces trenera nie powinien być mierzony tylko tytułami. Jeśli potrafi przekazać drużynie jasną wizję gry, gra lepiej, niż można by oczekiwać na podstawie indywidualnej jakości zawodników; jeśli za jego kadencji cały klub rośnie zarówno sportowo, jak i ekonomicznie - to są naprawdę wielkie sukcesy. I uważam, że w Legii nie idziemy w złym kierunku.
Kiedyś nazwał pan Legię Warszawa polskim Bayernem Monachium. Czy w tym sezonie celuje pan w mistrzostwo Polski?
- W ubiegłym sezonie zajęliśmy drugie miejsce w polskiej lidze. Stąd naturalnie wynika cel na ten rok: mamy tylko jedno miejsce, w którym możemy się poprawić. To uczucie, że dążymy do mistrzostwa, łączy wszystkich w klubie. To nie jest wyniosłość. Wiemy, że mamy silnych konkurentów. Ale w ubiegłym sezonie widzieliśmy, jak dominujący futbol potrafimy grać, z wieloma pięknymi golami i stabilną organizacją w defensywie. Jeśli będziemy potrafili to jeszcze bardziej utrzymać, jeśli będziemy się dalej rozwijać, to jest tylko jeden cel.
Czy to będzie pojedynek z Rakowem? Czy spodziewa się pan, że jakiś inny klub również powalczy o tytuł mistrzowski?
- Rakow w dużej mierze zachował swoją drużynę mistrzowską z ubiegłego roku i wzmocnił się m.in. Sonnym Kittlem. Ale także Lech Poznań czy Pogoń Szczecin mają ugruntowane drużyny w czołówce. Lech w zeszłym roku dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, odpadł dopiero z Fiorentiną. Byłoby logiczne, gdyby te trzy zespoły walczyły o czołowe miejsca.
Gdy latem 2022 roku przeszedł pan ze Szczecina do Warszawy, klub praktycznie leżał na dnie, zajął dziesiąte miejsce, co było najgorszym wynikiem od 1991/92 roku. Jak pan przywrócił Legię do życia?
- Od pierwszego dnia przedstawiłem jasną wizję, jak i ile pracy trzeba włożyć, aby stopniowo przywrócić Legię na szczyt. Zarówno w drużynie, jak i na wszystkich innych poziomach klubu, wprowadziłem bezpośrednią i jednoznaczną komunikację. Oczywiście spędziliśmy bardzo dużo czasu na treningach. Trwało to trochę, zanim opracowaliśmy odpowiedni system podstawowy i model gry dla naszej drużyny. Szczególnie w pierwszych sześciu miesiącach musieliśmy w sztabie szkoleniowym co tydzień dostosowywać treningi zmiennie i elastycznie. Również poza boiskiem ważne jest zwracanie uwagi na detale i wprowadzanie odpowiednich zmian, jeśli to konieczne. Moim zdaniem nasza szatnia była ponura i pozbawiona atmosfery, legijnego DNA. Postaraliśmy się to odpowiednio zmienić.
Brzmi jak intensywna praca.
- W pierwszym roku nie znalazłem tak wiele czasu na sen. Nie wszedłem do klubu, ogłaszając: "Teraz przychodzę i wszystko robię inaczej", ale konstruktywnie wyjaśniłem moje pomysły, starałem się wszystkich wciągnąć i pozwoliłem kompetentnym ludziom, którzy tam byli, działać. Na przykład nie przywiózłem z Niemiec zespołu trenerskiego, ale specjalnie skomponowałem zespół z ludzi z różnych kultur piłkarskich. W zespole szkoleniowym mieliśmy w zeszłym roku jednego Niemca, jednego Baska, jednego Serba, jednego Greka i kilku Polaków. Moje nadzieje się potwierdziły: różnorodne pomysły i opinie się wzajemnie obrodziły. Ponadto miałem szczęście, że wszyscy ważni ludzie w klubie bardzo otwarcie podchodzili do moich nowości. Prezes Dariusz Mioduski i dyrektor sportowy Jacek Zieliński sięgnęli granicy finansowej, gdy wszyscy byli przekonani, że na przykład potrzebujemy jeszcze napastnika. To stworzyło najważniejsze: poczucie współpracy.
W Szczecinie współpracował pan z talentami, takimi jak Kacper Kozłowski - Legia ma także kilku utalentowanych graczy w swoich szeregach. Maik Nawrocki przeszedł już na kolejny etap swojego rozwoju, a Kacper Tobiasz może być następny...
- Właśnie sprzedaliśmy Maika Nawrockiego za bardzo znaczącą kwotę do Celtiku. Jako trener odczuwam oczywiście stratę. Ale rozumiem i akceptuję, że dla polskich klubów sprzedaż talentów w celu sfinansowania funkcjonowania drużyny jest konieczna. W Szczecinie przez cztery i pół roku straciliśmy kilku bardzo dobrych zawodników, takich jak Adam Buksa, a mimo to udało się nam stale polepszać zespół. W Szczecinie również nauczyłem się na podstawie bolesnych doświadczeń mówić "stop" i domagać się wzmocnień, gdy sprzedaż zawodnika zagraża odpowiedniemu funkcjonowaniu drużyny.
Strategia transferowa Legii jest bardzo różnorodna, nowi zawodnicy pochodzą z wielu różnych krajów. Jak ważny w tym procesie jest pana głos lub jakie ramy wyznacza działowi sportowemu?
- Mamy kompetentnego i energicznego głównego skauta, Radosława Mozyrkę, który wykonuje znaczną pracę przy przygotowywaniu transferów. Każdy transfer jest następnie omawiany wspólnie z dyrektorem sportowym, skautami i zespołem trenerskim. Oczywiście w sprawach finansowych również odbywają się konsultacje z zarządem. Im większe osiągamy sukcesy, tym bardziej udowadniamy piłkarzom, jak zorganizowana praca odbywa się w Legii i tym łatwiejsze stają się transfery zawodników. Wiemy, jakie mamy możliwości: chcemy stać się potęgą w Europie Wschodniej.
W zeszłym sezonie dzieliliście stadion z Szachtarem Donieck, który ze względu na wojnę od dawna nie może grać u siebie. Jak przebiega ta współpraca, w jaki sposób kluby mogą sobie nawzajem pomagać?
- Polska to sąsiadujący z Ukrainą kraj, wszyscy tutaj naturalnie śledzimy, jak brutalna jest wojna i jak mocno dotyka ludzi tam. W Polsce to wywołało ogromne poczucie współczucia, i jest to tylko uczciwe i normalne, że Legia również oferuje wsparcie na miarę swoich możliwości. Niestety w tym sezonie nasz stadion jest zajęty: ponieważ również gramy w europejskich pucharach. Dlatego Szachtar tym razem musi jeździć trochę bardziej na zachód. Jak słyszałem, ich mecze w Europie mają odbywać się w Hamburgu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.