News: Krystian Bielik: Zakochałem się w Legii i w Warszawie

Krystian Bielik: Zakochałem się w Legii i w Warszawie

Marcin Szymczyk

Źródło: tomaszcwiakala.pl

30.05.2017 12:00

(akt. 07.12.2018 10:25)

- Pierwszą rundę po transferze z Legii spędziłem w U-23 Arsenalu, drugą w Birmingham. Rozegrałem 10 meczów w Championship i z pewnego poziomu nie schodziłem. Albo grałem bardzo dobrze, albo dobrze, albo poprawnie, ale bez jakichś niespodzianek. Dobrze, że zacząłem grać. W Legii powąchałem seniorską piłkę, której potem zapomniałem w Londynie. Fajnie było wrócić do prawdziwego, profesjonalnego futbolu i pokazać, że nie zginąłem - opowiada Krystian Bielik w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą.

Znalazłem taką wypowiedź Karola Klimczaka: „My w ten sposób nie handlujemy młodymi graczami. Inaczej przedstawiamy tym chłopcom ścieżki rozwoju. Mówimy: „Trenuj w akademii, zadebiutuj w Lechu, a my wspólnie z twoimi rodzicami pomożemy ci znaleźć dobry klub, ale dopiero za jakiś czas (…). W Lechu miał jednak ułożoną inną ścieżkę rozwoju, podobną do tej, jaką mają Dawid Kownacki czy Jakub Serafin”


- Nikt nie opowiadał, że znajdą mi klub. Było „trenuj, trenuj”. No i były obiecanki. Trener juniorów starszych, Marek Śledź obiecywał, że weźmie mnie do starszych. Złamałem jednak duży palec u stopy, wypadłem na miesiąc i na pół roku znów zostałem cofnięty do młodszych. Obudzili się pod koniec, gdy zaczęło śmierdzieć odejściem. Dali mi kontrakt, ale długo go nie podpisywałem, bo związałem się z Czarkiem Kucharskim, Pawłem Hardejem i zaczęły się rozmowy z Legią. Lech zaczął się bać i postawili ultimatum: albo rozwiążę kontrakt z menedżerem, albo nie będę grał.


No dobrze, a co z tą mityczną ścieżką rozwoju, o której tak wiele się tam mówi?


- Była, była. Rozpisana na tablicy w pokojach trenerów. Trener Śledź pokazywał mi, za ile lat znajdę się w pierwszej drużynie. Teraz bym w niej był. Przynajmniej według tablicy. Mam na ten temat swoje zdanie – uważam, że byłem na tyle dobry, by grać wyżej. Powiem więcej – gdybym wtedy od sześciu miesięcy występował w juniorach starszych i przyszłaby Legia, to odmówiłbym. W ogóle nie ciągnąłbym tematu. Nie byłbym zainteresowany. Po pierwsze – nie chciałbym zdradzić klubu, który wywiązał się z obietnicy. Po drugie – byłbym w lepszej sytuacji. Junior starszy trenował we Wronkach, nie musiał nigdzie wyjeżdżać, szatnia i baza na miejscu… Nawet takie głupoty. Cóż, cała ta sytuacja to typowy błąd klubu. Lech przyznaje się, że coś zaniedbali. A na moim miejscu tylko głupi by nie skorzystał z takiej oferty, jaką dała Legia.


- Czasem dostałem wyróżnienie od trenera, usłyszałem, że wszystko fajnie wygląda, ale nic za tym nie szło. Rozmowa rozmową, a na nic się nie przekładało. Głośno powiedziałem, że to wszystko wydawało mi się dziwne i powinni działać szybciej. Widziałem, że niektórzy juniorzy młodsi byli lepsi od starszych, a nie mieli nawet okazji, żeby potrenować ze starszymi. Gdyby dali nam sygnał i wzięli na trening do juniorów starszych, to chłopaki by się lepiej poczuli. Dodatkowy bodziec do rozwoju. Nie mówię nawet o pierwszej drużynie czy rezerwach – chodzi mi o juniorów starszych! Przyszła Legia? Podpisałem, siema i tyle. Słuchaj, ja nawet nie wiem, czy mogę mówić, że nie przebiłem się w Lechu. Nie chcę nikogo obrażać, bo szanuję tych ludzi, ale to typowy błąd systemu. Albo opowiadali, że załatwią nam buty do gry. Dostawaliśmy 300 złotych, ale co za to kupisz? Butów raczej nie, a tylko słyszeliśmy: „podajcie rozmiary, załatwimy, załatwimy”, czekaliśmy trzy-cztery miesiące i nic.


Lech uchodzi w Polsce za wzór akademii.


- Od tamtej pory sporo się zmieniło, ale wiem, że nadal nie jest perfekcyjnie. Szanuję oba kluby, w obu zostawiłem świetnych znajomych i pracowałem z super trenerami, ale Legia pod względem organizacji to w porównaniu z Lechem inna bajka.


W Warszawie poszło ci błyskawicznie – po dwóch meczach w rezerwach zadebiutowałeś w Ekstraklasie.


- Było sześciu na moje miejsce. Ivo Vrdoljak, Helio Pinto, „Jodła”… W pierwszy trening wjechałem z grubej rury. Nawet na takim głupim „dziadku”. Zacząłem jechać tak, że sobie nie wyobrażasz. Typowa walka o marzenia. Trener Berg mi zaufał. Dostałem sygnał, na jaki nie mogłem liczyć w Lechu. Szansę z Koroną wykorzystałem w stu procentach. Ten mecz był mój. Nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze na boisku. Pierwszy raz grałem przy takim dopingu. Adrenalina na takim poziomie, że czujesz, że żyjesz. Zostałem wybrany zawodnikiem meczu. Rozwaliłem po prostu system! (śmiech) Pamiętam, jak wcześniej wszedłem do szatni Legii. Patrzę, siedzi Łukasz Broź i pytam Dominika Ebebenge:


– Mam do niego mówić na pan?
– Oczywiście, że na ty!


„Rado” wziął mnie na skrzydła na pierwszym treningu. Tak samo „Bereś”, „Broziu” czy Kuba. A Mati Hołownia, z którym mieszkałem, pokazał mi Warszawę (śmiech). Zakochałem się w Legii i tym mieście od początku. Zawsze będę wspominał ten czas jako jeden z najlepszych okresów w życiu.


Czyli paradoksalnie czujesz się bardziej związany z Legią niż z Lechem?


- Gdzie ja grałem w Lechu? Tylko w młodych drużynach, gdzie jeżdżą za tobą tylko rodzice. Grasz o punkty, ale co to za punkty? Wygrywasz jakieś mistrzostwa, ale co z tego? Większym sukcesem jest utrzymanie w Birmingham. W Legii dostałem to, o czym nie marzyłem w Lechu i mówię tu nawet o grze w rezerwach u trenera Magiery.


Zapis całej rozmowy z Krystianem Bielikiem można przeczytać na stronie tomaszcwiakala.pl.

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.