Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kryzys w grze Legii jest bardzo widoczny

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

28.03.2009 09:57

(akt. 18.12.2018 00:28)

Przegrana Legii w Białymstoku, słaby mecz z amatorami z Sanoka, strata dwóch punktów z Górnikiem Zabrze, porażka z GKS Bełchatów i odpadnięcie z rozgrywek Pucharu Ekstraklasy – to osiągnięcia legionistów z ostatnich dwóch tygodni. Nie można tego nazwać wypadkiem przy pracy czy wpadką. Legia jest w dołku, wielu piłkarzy jest dalekich od optymalnej dyspozycji, a na dodatek siada psychika. Gdy podopieczni Jana Urbana tracą bramkę, wtedy tez tracą głowę. Tak było z Jagiellonią i tak było w piątek z GKS-em. Jeśli w Gdyni „Wojskowi” szybko stracą gola to końcowy wynik może być dla nas przykry. Trenerzy robią dobrą minę do złej gry. Kolejne niepowodzenia tłumaczą brakiem skuteczności, szczęścia, złymi piłkami, stresem czy brakiem dopingu. Prawda jest jednak taka, że wielu piłkarzy jest dalekich od formy jaką prezentowali na jesieni. Inaki Astiz jeszcze pół roku temu był dla naszego klubu zbawieniem, świetnie się ustawiał, nie popełniał błędów. Z Hiszpanem w składzie Legia nie traciła bramek. Taki Astiz to jednak wspomnienie, teraz piłkarz coraz częściej się gubi, fauluje, nie nadąża za rywalami. W spotkaniu z Górnikiem faulował w polu karnym Szczota, ale nie zauważył tego arbiter. W piątek sędzia nie był już tak pobłażliwy i pokazał Astizowi dwie żółte i w konsekwencji czerwoną kartkę. Dalecy od formy do jakiej przyzwyczaili kibiców są także środkowi pomocnicy – Roger Guerreiro i Maciej Iwański. Ten pierwszy sprawia wrażenie wypalonego, jakby nie dawał z siebie tego co naprawdę potrafi. Ten drugi został cofnięty na pozycję defensywnego pomocnika i widać, że zdecydowanie lepiej czuje się z przodu. Na usprawiedliwienie obu trzeba dodać, że nawet jak dograją do napastnika świetną piłkę to ten wysiłek zostaje najczęściej zmarnowany. Na jesieni znakomicie prezentował się Takesure Chinyama, który swoimi trafieniami zdobył dla Legii wiele punktów. Niestety „Chini” jest kompletnie bez formy. Ci którzy obserwują treningi nie byli zaskoczeni faktem zmarnowania przez najskuteczniejszego strzelca zespołu dwóch sytuacji sam na sam z bramkarzem Górnika Zabrze. Takie zachowanie jest bowiem niemal normą. Niestety napastnik z Zimbabwe nie czuje oddechu kolegi na plecach, nie ma zbyt dużej konkurencji. Adrian Paluchowski to wciąż melodia przyszłości, a Kamil Majkowski zdecydowanie lepiej czuje się na prawym skrzydle. Swoich umiejętności nie pokazuję także zawodnicy, którzy przyszli zimą na Łazienkowską. Tomasz Jarzębowski na pewno trochę inaczej wyobrażał sobie swój powrót do ukochanego klubu. Miał zastąpić Aleksandara Vukovicia, a stracił miejsce w składzie. On jednak strzelił w piątek piękną bramkę i widać w jego grze stopniowy progres. Marcin Komorowski miał zastąpić Jakuba Wawrzyniaka, ale na razie wciąż przystosowuje się do stylu gry Legii. Krzysztof Ostrowski miał zastąpić Edsona, ale doznał kontuzji i teraz dopiero nadrabia zaległości i dochodzi do formy. Pozostali zawodnicy także jakoś nie wyróżniają się na plus, nie błyszczą formą. Dyspozycję z jesieni utrzymał bramkarz Legii Jano Mucha, swoją dobrą postawą zaskoczył wszystkich Piotr Giza, w każdym meczu stara się Miroslav Radović. To jednak trochę za mało by wygrywać mecze i myśleć o mistrzostwie Polski. Trener Jan Urban ma twardy orzech do zgryzienia, musi coś zrobić, jakoś wstrząsnąć zespołem. W piątek odpadł z Pucharu Ekstraklasy, a wkrótce po meczach z Arką, Cracovią i Piastem może także odpaść z walki o tytuł mistrza kraju. Co zrobić by tak nie było? To trudna praca domowa na najbliższe dni dla sztabu szkoleniowego. Jedno jest pewien jakość gry Legii musi ulec znacznej poprawie.

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.