Krzysztof Dębek: Medale są ważne, ale nie najważniejsze
24.01.2014 10:00
Czuje się pan człowiekiem będącym w cieniu?
- Nie, choć często spotykam się z takimi pytaniami. Jestem w Legii od 11 lat i bardzo się cieszę z możliwości pracy przy Łazienkowskiej. Staram się dawać z siebie jak najwięcej i wielokrotnie spotykam się z zaufaniem kolegów szkoleniowców i dyrektorów. Po prostu, każdego dnia walczę o to, aby być lepszym.
To w końcu pana postrzega się za głównego wychowawcę słynnego już rocznika ’92. W międzyczasie trwało szlifowanie innych roczników, a teraz idzie już nowa fala, ta po mistrzostwie juniorów.
- Mam przyjemność z zaufania, którym obdarzył mnie klub i akademia - że prowadzę najstarsze roczniki. Jestem więc dla wielu zawodników ostatnim trenerem w juniorach, ale muszę to powtórzyć – na sukces młodzieży pracuje wielu szkoleniowców. Miałem przyjemność współpracowania ze wszystkimi rocznikami, od ’91 do ’96, to dla mnie wielkie doświadczenie i radość, że mogę ich po kolei poznawać.
W Legii każdemu rocznikowi co sezon zmieniają się trenerzy. To obecnie najlepsza opcja? W wielu klubach jest też tak, że szkoleniowiec dostaje zawodników w wieku np. 8 lat i prowadzi tę młodzież, aż do 18 roku życia.
- Różne są szkoły. Kiedyś było tak, że trener prowadził drużynę od grupy naborowej, aż do samego końca. Dzisiejsza specjalizacja wymaga od nas tego, żeby było tak, jak w tej chwili przy Łazienkowskiej. Jeden szkoleniowiec może lepiej sprawdzać się w pracy z najmłodszymi, a inny odnosi lepszy skutek współpracując z chłopakami w wieku gimnazjalnym. Innym aspektem jest to, że zawodnicy muszą być przygotowani na zmianę opiekunów w seniorach oraz na różne style i sposób bycia trenerów. Taka metodyka pozwoli im na szybsze przystosowanie i odnalezienie się w nowych realiach.
Nowe realia będą dotyczyć teraz Dominika Furmana…
- Dominik Furman jest zawodnikiem, który wiele zawdzięcza akademii oraz trenerom pracującym przy Łazienkowskiej. W tej chwili jesteśmy dumni z transferu „Furmiego” do Tuluzy. Nie był on od początku w Legii, ale doszedł do nas w wieku 13 lat. Patrząc na nasz skauting wtedy i teraz, możemy dojść do wniosku, że legionistami nie zostają słabi gracze. Dominik nosił opaskę kapitańską w juniorach oraz w Młodej Ekstraklasie, a obecnie także w młodzieżowej kadrze Marcina Dorny. To piłkarz, który wyróżnia się w środku pola, ma dużą charyzmę i poważnie podchodzi do swoich obowiązków na boisku.
- Umówmy się, że Furman i Wolski pokazali pracę całej akademii, a nie tylko moją czy Jaceka Mazurka. Na sukces tych chłopaków pracowało wiele osób.
Rozmawiając z pana zawodnikami można usłyszeć kilka kluczowych stwierdzeń. Przede wszystkim padają słowa o świetnej atmosferze w trakcie współpracy.
- Każdy ma swój styl pracy. Nie wszystko można kupić czy wyczytać w książkach. Po prostu mam taki, a nie inny styl bycia. Jeżeli między trenerem, a zawodnikiem tworzy się chemia oparta na harowaniu, na treningach i szacunku, to można się tylko cieszyć. Na wszystko jest czas – na żarty i na ciężką pracę, ale całość tworzy ducha zespołu. Nie jestem wcale luźniejszym szkoleniowcem, mam w pamięci wiele sytuacji z różnymi zawodnikami, w trakcie których było ostro i mocno, ale jeśli piłkarz wie, że na to zasłużył i to musiało nastąpić, wtedy nikt na nikogo się nie będzie obrażał.
- Trenowanie piłkarza to praca twórcza. Nie da się zaplanować interakcji i sposobu bycia wobec drugiego człowieka – wiele spraw jest sytuacyjnych, a potrafią determinować przyszłość. To dla mnie bardzo ważne kwestie, a jeśli pchają pracę do przodu i sprawiają, że zajęcia na boisku stają się dla wszystkich wydajniejsze, to pozostaje mi się tylko cieszyć z tego powodu.
Piłkarze podkreślali również, że praktycznie zawsze stawał pan w ich obronie na zewnątrz. Aż nasuwa się na pewno nieco wyolbrzymione porównanie z Mourinho.
- Kieruję się swoimi zasadami, w zgodzie z tym co widzę. Najważniejsze to osiągnąć porozumienie pozwalające wspólnie pchać wózek w jednym kierunku.
Nie chcę od początku wystawiać żadnych laurek, ale duet z Jackiem Magierą może stać się idealnym? Wydaje się, że obaj po prostu pasujecie do siebie.
- Na razie bardzo krótko ze sobą współpracujemy. Myślę, że od oceny naszej pracy będą jednak inni i na to przyjdzie czas. Z Jackiem znamy się od początku mojej pracy w Legii i nigdy nie mieliśmy ze sobą żadnych kłopotów, za to często, długo i ciekawie rozmawialiśmy o futbolu. Pozostaje tylko poczekać i zobaczymy jak to będzie.
Macie już cele i założenie na tę pracę?
- Na razie skupiamy się bardziej na organizacji pracy i zapoznaniu ze wszystkimi zawodnikami. To tyle póki co, mamy też wiele spotkań i spraw do poukładania.
Zabrakło wam siedmiu zawodników z rezerw powołaych do pierwszej drużyny na początku przygotowań. W jakikolwiek sposób krzyżuje wam to plany?
- To żaden kłopot. Łącznie z bramkarzami mamy w chwili obecnej praktycznie trzydziestu zawodników na treningach. Dla całej akademii i ludzi pracujących na szczeblu drugiej drużyny to raczej radość, że ci piłkarze nieźle spisywali się w trzeciej lidze i teraz mogli zaprezentować się trenerowi Bergowi w pierwszym zespole.
Dla pana tym większa radość, bo pięciu zawodników prowadził pan w poprzednim sezonie.
- Nawet dokładnie nie liczyłem ilu ich tam jest, ale fakt – do Turcji poleciało pięciu mistrzów Polski juniorów z sezonu 2012/2013. Mam nadzieję, że pokazali się z jak najlepszej strony przed trenerem Bergiem, który w Lillestrom zmienił najstarszą drużynę w taką, której średnia wieku była najniższa w całej Tippeligaen. Zawodnicy byli przed obozem pełni nadziei oraz pewnego rodzaju stresu, ale to także działało na nich mobilizująco.
W tej chwili stać ich na występy w pierwszej drużynie? To już ten poziom?
- Jasne, że ich stać. Mówiliśmy już o świetnym roczniku ’92… Kiedyś też nie mieliśmy pewności, że im się uda i trudno było być pewnym, że ktoś na nich postawi. Z perspektywy czasu możemy spojrzeć, że dwóch zawodników zostało już sprzedanych za granicę, pięciu jest w pierwszej drużynie, a kolejnych dwóch występuje w Ekstraklasie w innych klubach. Teraz młodszych porównujemy właśnie do nich. Być może rocznik ’94 nawiązujący do nich namacalnymi sukcesami, może pokazać, że da radę się do nich przyrównać, ale równie dobrze to mistrzostwo Polski może być wkrótce nic nieznaczące.
Siódemkę, która wyjechała do Turcji, zastąpiła siódemka zawodników z zespołu występującego w Centralnej Lidze Juniorów. Co możemy o nich w tej chwili powiedzieć?
- To młodzi chłopcy, którzy dzielnie walczą o to, aby piąć się w górę. Jest kilku zawodników występujących w juniorskich reprezentacjach Polski – oni zaczynają się pokazywać w naszym zespole. Nie jest dziś ważne czy wywalczą miejsce w pierwszym składzie czy też w „osiemnastce”. Dla nich najważniejsze jest ogranie się wśród seniorów, co będzie dla nich cennym doświadczeniem. Jeżeli ta siódemka nawet wróci do ekipy z CLJ, to nic się nie stanie. Na pewno będzie swobodny przepływ graczy pomiędzy drużyną naszą, a juniorską.
Nie boicie się, że ci, którzy nie załapią się w jedynce będą potem przeżywać swoje niepowodzenie? Taka sytuacja już była w przeszłości chociażby z Żurkiem, Widejką czy Jagiełło. Podobnie może być z tymi, którzy nie zostaną u was i zostaną odesłani do juniorów.
- Zastanawiamy się czasami nad tym. W tym momencie naszą rolą będzie wytłumaczenie zawodnikom sensu ćwiczenia na poziomie wyżej i potem powrotu do drużyny będącej stopień niżej. Jeżeli zawodnicy będą dobrze myśleli, a my im w tym pomożemy, to nie będą tego tak odczuwali. Złe rozumowanie może przynieść negatywne skutki i mogłoby wprowadzać niezadowolenie. Trzeba skupiać się na rozwoju, a wtedy efekty po czasie przyjdą.
Ilu piłkarzy ma liczyć kadra rezerw?
- Jesteśmy już po rozmowach z trenerem Magierą. Ostateczny kształt zespołu wyklaruje się w lutym, ale w drużynie ma się znaleźć 23 zawodników.
Czyli wielu będzie musiało albo grać w juniorach albo odejść na wypożyczenie.
- Póki co na razie niewiele wiemy, nie chcę dzielić skóry na niedźwiedziu – wszystko może się jeszcze okazać, więc jest to raczej sprawa do omówienia w przyszłości. Obecnie każdy ma czystą kartę i nie możemy patrzeć, że jak ktoś mniej grał, to pewnie jest gorszy.
A jak zapatrujecie się na piłkarzy schodzących do zespołu z pierwszej drużyny? Wiem, że to nieuniknione, ale to strasznie potrafiło zachwiać grą całej ekipy.
- Na pewno analizując takie sprawy można wyciągnąć wnioski, że tak było, ale ja uważam trochę inaczej. Wszystko zależy od dnia, dyspozycji i podejścia konkretnego zawodnika. Prowadząc zespół juniorów wielokrotnie korzystałem z zawodników rezerw, którzy podnosili poziom gry i pomagali odnieść sukces, ale czasem jak ktoś ma słabszy dzień to wszędzie pokazałby się z gorszej strony.
Ciągnie was w tej chwili w stronę dosyć sztywnej jedenastki czy jednak większej rotacji niż było to u Dariusza Banasika?
- To kolejna kwestia, która jest jeszcze do dokładniejszego przedyskutowania, ale na pewno będą grali najlepsi. Szansę muszą dostawać ci prezentujący najlepszą dyspozycję.
Liderowanie w trzeciej lidze jest zaletą czy jednak pewnego rodzaju utrudnieniem? Czasem lepiej atakować z drugiego rzędu...
- Czeka nas duże wyzwanie w piłce seniorskiej, ale cel jest jeden – awans. Nie jest tak, że tylko chcemy grać klasę wyżej, to bardzo pomoże nam w rozwoju, lepiej powiększać umiejętności na jak najwyższym szczeblu. Sprawa jest trudna, ale wszyscy w nią wierzą. Skład, który się wykrystalizuje, będzie zdeterminowany żeby zająć pierwszą lokatę na koniec rozgrywek.
Dla pana asystowanie Jackowi Magierze to awans? W końcu w CLJ prowadził pan drużynę samodzielnie.
- Dla mnie to kolejna oznaka zaufania, bo będę asystentem, ale w piłce seniorskiej. Chcę dawać zawodnikom jak najwięcej i jak najmocniej wspomagać Jacka. Jestem z tego zadowolony.
Jaki był pana poziom wiedzy o rezerwach w momencie obejmowania funkcji w tym zespole? Oglądał pan jesienią mecze tej ekipy?
- Byłem na kilku meczach i rzucało mi się w oczy, że to faktycznie trudna liga – co podkreślał trener Banasik. Wśród rywali jest wielu doświadczonych graczy, którzy potrafią grać w piłkę, występowali kiedyś w Ekstraklasie czy też na jej zapleczu, a teraz są po prostu u schyłku swoich karier. Z takimi przeciwnikami ciężko się gra – na pograniczu faulu, a każdy minimalny błąd może być katastrofalny w skutkach, o czym na początku chłopaki się boleśnie przekonywali. Ale najważniejsze, że zaliczyli naprawdę dobry finisz rundy.
Cofnijmy się jeszcze do przeszłości. Jak się zaczęła przygoda Krzysztofa Dębka z Legią?
- Trafiłem do Legii w 2003 roku, a wcześniej pracowałem w Stowarzyszeniu Edukacji Młodych Piłkarzy pod okiem takich trenerów jak Kapera czy Śledź. Nie mogę zapomnieć o pierwszych krokach, które tam stawiałem. Przy Łazienkowskiej przejąłem rocznik ’91 między innymi z Bochenkiem, Stochem, Lisieckim, Rosłoniem – pierwszy, pionierski, na którego błędach uczyli się wszyscy. Później do tej ekipy trafił chociażby Łukasik, ale jak widzimy tylko jemu udało się przebić do pierwszego zespołu i jak na takie ryzyko błędu. to oczekiwania się spełniły.
Teraz jeszcze jest miejsce na jakąkolwiek improwizacje czy w akademii wszystko jest poukładane?
- Wtedy akademia dopiero startowała. Dziś próżno szukać dobrze zorganizowanych szkółek w Polsce, poza nami i może jeszcze jednym czy dwoma ośrodkami. Dziesięć lat temu, pod kierownictwem Jacka Mazurka, pracowało 4-5 szkoleniowców włącznie ze Strejlauem, Muszyńskim, Banasikiem czy Lewandowskim. W porównaniu z 2003 roku dokonaliśmy niesamowitego postępu.
Co jest najlepsze w obecnej akademii?
- (Po dłuższym zastanowieniu) Na pewno wielu dobrych trenerów, którzy ciężko pracują, jak również samo zarządzanie i organizacja spraw stricte treningowych – od przygotowania motorycznego po taktykę. Systematyka została wdrożona i jest spokojnie prowadzona i podzielona na poszczególne stopnie trudności, które każdy młody legionista musi przejść. Póki co, daje to nam wymierne korzyści.
Wielką bolączką pozostaje problem z boiskami, a właściwie z jednym, bo ostatnio akademia korzysta zaledwie z jednej płyty.
- Te boiska to największy minus i to bez dwóch zdań. To chyba majstersztyk, że godzimy pracę akademii mając dostęp do takiej, a nie innej liczby boisk. Ostatnio oczy cieszy balon, który do końca marca pozwoli trenować bez śniegu, ale zobaczymy co się dalej wydarzy.
Minusem są chyba również bursy, w których mieszkają zawodnicy.
- Nie możemy porównywać się z akademią Ajaxu czy ze szkółkami angielskimi, które są znacznie lepiej przygotowane organizacyjnie. Krok po kroku staramy się iść do przodu. Wybudowanie ośrodka, o którym słyszy się od pewnego czasu, byłoby wielkim postępem - rozwiązałoby to wiele problemów.
Odbiegliśmy nieco od tematu – o trenerze Dębku wiele osób szerzej usłyszało po przegranych mistrzostwach Polski juniorów w Dębicy w 2009 roku.
- Pamiętam to i czasem rozmawiam jeszcze na ten temat z chłopakami z rocznika ’92. Jak dobrze pokazuje przeszłość, nie zawsze trzeba zwyciężyć rozgrywki juniorskie, żeby wygrać potem swoją przyszłość w seniorskiej piłce. Akurat wtedy nie zdobyliśmy mistrzostwa Polski, za to niektórzy sięgnęli po nie potem – w Ekstraklasie. Większy procent naszych zawodników gra obecnie na wyższym poziomie.
O naszych zawodnikach już wcześniej wspominaliśmy, a z Lecha na wysokim poziomie pozostali Drewniak, Kamiński, Bereszyński oraz trener Rumak.
- Nasza młodzież z większą łatwością przebiła się i utrzymuje w tej seniorskiej piłce, a jak widać zwycięzcy z Lecha w mniejszości występują teraz w Ekstraklasie. Pogratulować należy Mariuszowi Rumakowi, którego kariera trenerska bardzo ładnie się potoczyła. My pracujemy dalej i wszystko też przed nami.
Dalsza praca przyniosła efekty, w 2013 roku udało już się zdobyć mistrzostwo.
- Po złote medale sięgnęły połączone siły roczników ’94 i ’95, a nawet ’96. Powetowaliśmy sobie porażkę z przeszłości i zasłużenie zdobyliśmy mistrzostwo. Mam nadzieję, że kariery chłopaków rozwiną się wprost proporcjonalnie do zawodników, którzy wcześniej ulegli Lechowi.
Dla pana to póki co największy sukces?
- Na pewno miło się wspomina ten triumf, ale największym sukcesem, który chcę kontynuować, jest dla mnie umiejętność złapania wspólnego języka z zawodnikami, którzy mogą dzięki temu czerpać radość z treningu. A to z kolei pozwala im na rozwój. Fajnie, że chłopaki czasem zadzwonią, porozmawiają i powspominają – to jest najlepsze. Te namacalne medale czy puchary też są super, ale jednak takie rzeczy, o których wspomniałem, są dla mnie ważniejsze, wyjątkowe...
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.