Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kucharz na ostro: You have to walk alone

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

23.10.2007 12:02

(akt. 21.12.2018 23:14)

Sensacja stała się faktem! Nikt chyba nie przypuszczał, że drużyna, która kilka tygodni temu weszła do wspaniałej historii Legii serią siedmiu spotkań bez porażki, przegra u siebie z Odrą Wodzisław! Czyżby kryzys w Legii? To pytanie zadają sobie sympatycy stołecznego "manszaftu". Moja teza jest taka, że to raczej kłopoty w krótkim terminie. Zakładam oczywiście, że nie będzie kłopotów wewnątrz drużyny, o których nikt nie będzie wiedział, a wsparcie ze strony kibiców wróci na właściwe tory.
Mam wrażenie, że taktyką i ustawieniem w meczu z Odrą trener Jan Urban zaskoczył nie tylko mnie, ale też swoich piłkarzy. Uznał chyba, że porażka z Lechem nie była jedynie słabszym dniem oraz że formuła z jednym napastnikiem się nie sprawdza. Tak rozumiem zmianę z dobrze prosperującego ustawienia 4-5-1 na "nowe" 4-4-2. Nowe, bo wśród czterech pomocników wszyscy byli ofensywnymi, a to rzadko się zdarza w tym systemie. Trener Legii założył jednak przed meczem, że poziom sportowy Odry pozwala na ryzyko wymiany defensywnego pomocnika Vukovicia na napastnika i bardziej ofensywne ustawienie. Pozostawienie na ławce Tomka Kiełbowicza było wytłumaczalne. Legia nie weszła w mecz dobrze, brakowało entuzjazmu. Natomiast zawodnikowi Odry wyszedł tzw. strzał życia. W normalnej sytuacji po takim lekkim nokdaunie legioniści powinni zareagować agresją w ataku i przy odbiorze piłki zamknąć przeciwnika w swoim polu karnym, bombardować ofensywnymi akcjami non stop. Jednak piłkarzom Odry pozwalano długo utrzymywać się przy piłce. Atak i pomocnicy nie potrafili się zorganizować, aby szybko odebrać przeciwnikom piłkę. Wiadomo - piłkarze ofensywni są słabsi w odbiorze. Powodowało to wzrost pewności siebie u piłkarzy Odry, a coraz większą frustrację i nerwowość u legionistów. Zmiany w przerwie nie odwróciły biegu spotkania. Właściwie legioniści po raz pierwszy w tej rundzie przy Łazienkowskiej potrzebowali wsparcia ze strony kibiców. Niestety, nie otrzymali go. Usłyszeli za to znowu: "Legia to my". Ciekawe, że ci, co tak krzyczą, uaktywnili się w momencie niepowodzenia stołecznej drużyny! Jakoś się kłóci to z hasłem: "Legia zawsze razem". Protestujący i solidarni z nimi czują się ponoć niesprawiedliwie skrzywdzeni. Piłkarze pewnie również, bo to oni są "beneficjentami" braku dopingu. Parafrazując hymn Liverpoolu: Piłkarzu Legii - You have to walk alone (Musisz iść sam).

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.