Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kucharz na ostro: Złożone przyczyny porażki

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

31.03.2009 22:23

(akt. 18.12.2018 00:08)

Sobotnia porażka reprezentacji w Belfaście uruchomiła lawinę krytyki. To zrozumiałe, bo każdy, kto oglądał mecz, czuje się zdegustowany. Ja również. Nie potrafię zrozumieć przyczyn czy też powodów tak słabego występu naszych Orłów. Szukając wyjaśnień skorzystałem z analizy różnych komentatorów, ekspertów. Po tej lekturze wiem jedno, że ten mecz pozostanie dla mnie zagadką. Tak jak kiedyś zagadką była dla mnie postawa sędziego Fijarczyka w meczu Legia - Odra, który tłumaczył swoje decyzje o niepodyktowaniu dwóch ewidentnych rzutów karnych pomrocznością jasną, czyli zaburzeniem świadomości (teraz wiemy więcej o tym, skąd się wzięła ta pomroczność) - pisze w swoim kolejnym tekście <b>Cezary Kucharski</b>.
Tłumaczenia piłkarzy nie rozwiewają wszystkich wątpliwości. Mówienie, że Irlandia Płn. miała więcej charakteru i serca (M. Lewandowski), że rywale zaczęli lepiej mecz, lepiej się rozumieli (M. Żewłakow), nie usprawiedliwia faktu tak dużej ilości popełnionych błędów i kiksów. Najtrafniej występ Polaków ocenił Marcin Wasilewski. - Wszystko, co robiliśmy, było kuriozalne - powiedział obrońca Anderlechtu. I ja się z tym zgadzam. Tyle że taka postawa z czegoś wynika. Bo jak nazwać zagranie Michała Żewłakowa do podobno najlepszego przyjaciela z reprezentacji Artura Boruca, po którym pada gol samobójczy. To była ignorancja założeń taktycznych Leo Beenhakkera (Irek Jeleń powiedział, że mieliśmy nie podawać do Boruca) i abecadła piłkarskiego przez wybitnego reprezentanta Polski i jej kapitana, a nie przez jakiegoś debiutanta czy młokosa. To podanie pognębiło Artura i kto wie, może nawet samego Leo, za którym przecież to Michał Żewłakow stał murem. Czyż to nie kuriozalne? Kuba Wawrzyniak nie mógł nie czuć, że to on ostatni dotknął piłkę, która leciała na rzut rożny, i bez sensu ją asekurował. Mógł wybić ją na aut. W konsekwencji tego rzutu rożnego padła druga bramka, bo nasi wysocy obrońcy nie wybili głową piłki lecącej na wysokości lamperii. Sytuacja z bramkarzami to kolejne kuriozum. Artur Boruc zazwyczaj grał w czapeczce, gdy świeciło słońce - tym razem nie. Okazuje się, że nawet sraczka czy ,jak ktoś woli, kłopoty żołądkowe Łukasza Fabiańskiego miały z perspektywy czasu znaczenie. Bo to właśnie bramkarz Arsenalu miał stanąć na bramce. Może inaczej to wszystko by się wtedy potoczyło? Ułożyć wszystkie wydarzenia z Belfastu w logiczną całość nie sposób. Przecież nikt nie uwierzy, że nasi piłkarze są tak słabi, jak się zaprezentowali w sobotę. Mamy przecież w pamięci mecz z Czechami w tych samych eliminacjach. Myślę, że w Belfaście nastąpiła niesamowita kumulacja pechowych zdarzeń, decyzji, okoliczności wynikających z ich życia (również prywatnego) mających negatywny wpływ na ich sobotnią postawę. W piłce mówi się, że szczęściu trzeba pomóc. Niestety, w ostatnim czasie nasza kadra zrobiła dużo, by przyciągnąć pecha. Jak dużo, pozostanie to tajemnicą.

Polecamy

Komentarze (7)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.