Domyślne zdjęcie Legia.Net

Łapiński story...

Adam Dawidziuk

Źródło: Życie Warszawy

04.11.2002 09:11

(akt. 15.01.2019 11:16)

<img src="img2/lapinski.jpg" border=1 align=left hspace=3 vspace=6> Historia piłkarza Tomasza Łapińskiego udowadnia, że w sporcie liczą się tylko nie talent i umiejętności, ale także zdrowie zawodnika, o którym często szefowie klubów zapominają. Później dochodzi do konfliktów, które obu stronom nie przynoszą zaszczytu - rozpoczyna się bowiem walka o szmal. Są i ciemne strony tej sprawy...
Zimą 1999/2000 ówczesny trener Legii Franciszek Smuda postanowił sprowadzić na Łazienkowską swoich pupili, z którymi zdobywał w Widzewie tytuł mistrza Polski. Oprócz Marka Citki i Pawła Wojtali ściągnięto także Tomasza Łapińskiego. Kontrakty, bardzo wysokie, podpisał z tymi piłkarzami natychmiast prezes Marek Pietruszka. "Łapa" zarabiał jako legionista 150 tys. dol. rocznie. Cała procedura potoczyła się bardzo szybko i w tajemnicy. Kibice śmiali się, że Smuda przeniósł szpital z alei Piłsudskiego w Łodzi do Warszawy na Łazienkowską, bo zawodnicy byli po kontuzjach i nie w pełni sprawni. Łapińskiego nie poddano wówczas w Warszawie żadnym badaniom, zaś doktor Stanisław Machowski został postawiony w trudnej i niezręcznej sytuacji. Wymagano od niego podpisania dokumentów stwierdzających sprawność gracza. Dlaczego prezes Pietruszka działał w ten sposób i po co zdecydował się na podpisanie tak wysokiego oraz długiego kontraktu z niesprawnym zawodnikiem, dlaczego nie posłał piłkarza do wybitnego fachowca w dziedzinie medycyny sportowej - pozostanie tylko jego tajemnicą. Dopiero po podpisaniu kontraktu doktor Stanisław Machowski zajął się Łapińskim. Po ośmiu minutach gry w spotkaniu z Zagłębiem w Lubinie Tomasz Łapiński zszedł bowiem z boiska - odnowiła mu się kontuzja. Powrót do zdrowia trwał blisko dwa lata. Łapiński był operowany, leczony, rehabilitowany, aż w końcu zagrał w meczu rezerw. W listopadzie tego roku wystąpił w meczu pierwszej drużyny. Jacek Zieliński tego samego dnia rozgrywał mecz w barwach reprezentacji narodowej przeciwko Nowej Zelandii, zaś Łapiński wystąpił na pozycji ostatniego stopera w spotkaniu Pucharu Polski z Radomskiem. Zagrał poprawnie, ale widać było, że jeszcze nie jest w formie, jaką pokazał w reprezentacji olimpijskiej, narodowej czy chociażby w Widzewie. W związku z kłopotami finansowymi klubu, postanowiono w Legii renegocjować kontrakty. Wszyscy zawodnicy zgodzili się - Łapiński nie. Prezesi Legii i Polmotu zaproponowali redukcję uposażenia o połowę, czyli do 75 tys. dol. rocznie. - Nie powinno to nikogo dziwić, że zaproponowaliśmy Tomaszowi Łapińskiemu obniżenie kontraktu. To jeden z najlepiej uposażonych piłkarzy w naszym klubie, a nie gra - mówi prezes Polmotu, 80-procentowego udziałowca Legii S. S. A. Andrzej Zarajczyk. - Ciągle jednak nie rezygnujemy z tego piłkarza, czekając na jego powrót do formy. Rzetelnie trenuje i powoli wraca do pełnej dyspozycji. Czekaliśmy tyle, możemy poczekać jeszcze kilka miesięcy. Jeżeli zawodnik będzie chciał po rundzie jesiennej zmienić barwy klubowe, nie będziemy mu robić trudności. Albo zostanie w Legii, godząc się na obniżenie kontraktu, albo zagra w innym klubie. Ważna w tej sprawie jest także opinia trenera Dragomira Okuki. Jeszcze nie wypowiedział się na temat Łapińskiego. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że jest on aktualnie jedynym dublerem dla Zielińskiego. Słuchy o tym, że Łapiński miał przejść do Widzewa bądź Kolportera Kielce, są tylko plotkami. Do klubu nie wpłynęła żadna konkretna oferta. Nie chcę dociekać, dlaczego i po co ściągnięto na Łazienkowską chorego piłkarza. Był to słynny transfer Smudy i przy tym pozostańmy. Nie chcę żyć przeszłością, tylko przyszłością, bo ona jest najważniejsza - zakończył Andrzej Zarajczyk. Łapiński nie zgodził się na obniżenie kontraktu. Mimo to na jego konto wpłynęło ostatnio dużo mniej pieniędzy, niż we wcześniejszych miesiącach. Piłkarz ma zamiar skierować sprawę do sądu. - Będziemy zastanawiali się pod koniec roku nad losem piłkarza. Wszyscy zgodzili się na obniżenie kontraktów, oprócz Łapińskiego. Jeżeli będzie domagał się sprawiedliwości w sądzie, to ją znajdzie, bo za mną przemawia ekonomia i zdrowy rozsądek. Przecież nie można żądać tak dużych pieniędzy, gdy się gra w czwartoligowym zespole - powiedział prezes Legia S. S. A. Edward Trylnik. Właściwie obie strony mają rację. Prezesi, z powodu braku pieniędzy szukają oszczędności, a piłkarz, bo podpisał kontrakt na 150 tys. dol. Teraz dochodzi do formy, a na dodatek ma być zmiennikiem Jacka Zielińskiego na bardzo odpowiedzialnej pozycji ostatniego stopera. Gdzie zatem leży wina? Chyba po stronie prezesa Pietruszki, który w ciemno przygarnął niesprawnego piłkarza.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.