Lech Poznań – Legia Warszawa 3:0. Nokaut w Poznaniu
01.10.2017 17:19
W Warszawie rzadko słychać brawa dla piłkarzy Legii, częściej to drwiący śmiech. Mistrzowie Polski zawodzą, a mecz w Poznaniu był kolejnym bardzo słabym występem. Zaledwie kilka słów można by poświęcić grze „Wojskowych” w defensywie. Stołeczni zostali w blokach, w piłkę grali zawodnicy z Poznania, którzy musieli sobie radzić bez zawieszonego Nenada Bjelicy, który zamiast na ławce trenerskiej, zasiadł na trybunach. Lechici dominowali i od początku zaznaczali swoją przewagę przechodząc również do wysokiego pressingu. Założenie Romeo Jozaka jest takie, by Legia grała szybko. Wydawać mogłoby się, że to ideały kierowane do „Kolejorza”, który właśnie tak ogrywał raz za razem warszawską defensywę. Wiele zamieszania, zwłaszcza w pierwszej połowie, robił Darko Jevtić. Szwajcar potrafił przebiec pół boiska, minąć trzech rywali, ale brakowało mu finalizacji w polu karnym. Lepiej było z celnością podań. To między innymi jego akcja zaowocowała pierwszym golem dla Lecha.
Poznaniacy tworzyli przewagę pod polem karnym Legii. Dokładność i częściej wygrywane pojedynki sprawiały, że „Kolejorz” często gościł pod bramką Arkadusza Malarza. W 12. minucie piłka trafiła na prawą stronę do Roberta Gumny, a ten doskonale dośrodkował w pole karne. Najniższy z lechitów, Maciej Gajos, uprzedził Michała Pazdana i skierował futbolówkę do siatki. Reprezentant Polski kolejny błąd popełnił w 38. minucie. Wyżej od niego wyskoczył Łukasz Trałka, który uwolnił się spod krycia, a następnie wykorzystał dogranie Jevticia. Defensywa mistrzów Polski grała niepewnie i miała problem z wyprowadzeniem futbolówki. Widać było, że Maciejowi Dąbrowskiemu, który tworzył parę stoperów z Pazdanem, brakowało rytmu meczowego. Legioniści nie potrafili odpowiadać na ataki Lecha. Próby szybkich rozegrań piłki kończyły się ciągłymi stratami. Żaden z zawodników nie decydował się na indywidualne szarże. Brakowało zawodnika, który wziąłby ciężar odpowiedzialności na swoje barki. Przed przerwą, „Wojskowi” mieli dwie okazje, po rzutach rożnych. Oceniając po powtórkach, sędzia Szymon Marciniak powinien podyktować dwa rzuty karne, ale arbiter nie chciał skorzystać nawet z systemu VAR. Źle to jednak świadczy o mistrzu Polski, kiedy ten nie jest w stanie stworzyć sobie sytuacji, a w defensywie musi liczyć na Malarza.
Wiele mówi statystyka celnych strzałów. Legia przez cały mecz oddała tylko jedno uderzenie w kierunku bramki rywali. Autorem był Maciej Dąbrowski i próba nie stworzyła żadnych kłopotów dla Matosa Putnocky'ego. Może dlatego, że piłkę z linii bramkowej wybijał jeden z obrońców. Wejście Guilherme za Michała Kucharczyka również nie przyniosło wielkiego ożywienia. Zmiana była taka, że warszawiacy częściej gościli na połowie rywali, ale nie miało to przełożenia nawet na posiadanie piłki, które Legia w premierowej odsłonie miała w statystykach większe. Poznaniacy realizowali za to swój plan - grać spokojnie, bez emocji. I to im wychodziło.
Lechici doskonale niszczyli akcje warszawiaków w zarodku. Doskonałym przykładem może być akcja z 63. minuty, kiedy miejscowi błyskawicznie „skasowali” szansę ekipy Jozaka po rzucie wolnym. Trzy-cztery kontakty i sam na sam z Malarzem wybiegł Maciej Makuszewski. Reprezentant Polski nie pomylił się, a jego zespół prowadził już 3:0. To był koniec. „Wojskowym” zdarzało się gościć pod bramką miejscowych tylko przy okazji stałych fragmentów gry. W 84. minucie Marciniak podyktował rzut karny dla Legii. Guilherme już szykował sie do uderzenia, Lasse Nielsen obejrzał żółtą kartkę, ale arbiter zdecydował się na weryfikację z użyciem systemu VAR. Decyzja była jedna - nie ma „jedenastki”, ani kartonika. I był to wybór słuszny.
Najwięcej fajerwerków było na trybunach, gdzie lechici regularnie odpalali pirotechnikę, a warszawiacy zaprezentowali racowisko w końcówce spotkania. Mecz skończył się przegraną legionistów 0:3, a po ostatnim gwizdku… Piłkarze usłyszeli kilka haseł od fanów, ale to ostatnio staje się małą tradycją.
Autor: Piotr Kamieniecki
Lech Poznań - Legia Warszawa 3:0 (2:0)
Bramka: Maciej Gajos 12', Łukasz Trałka 38', Maciej Makuszewski 65'.
Żółte kartki: Dilaver, N. Nielsen, Makuszewski - Kopczyński, Guilherme, Dąbrowski.
Lech: Putnocky - Gumny, Janicki, L. Nielsen, Dilaver - Makuszewski, Trałka, Jevtić (88' Majewski), Gajos, Situm (22' Radut) - N. Nielsen (70' Gytkjaer).
Legia: Malarz - Broź, Dąbrowski, Pazdan, Hlousek - Nagy, Kopczyński (79' Jodłowiec), Hamalainen, Moulin, Kucharczyk (46' Guilherme) - Sadiku (64' Niezgoda).
Obie drużyny do spotkania przystąpiły po porażkach w poprzedniej serii spotkań LOTTO Ekstraklasy. Legia wróciła bez punktów z meczu z Jagiellonią Białystok (0:1), natomiast Lech uległ we Wrocławiu Śląskowi 0:2. Zarówno Legia jak i Lech mecz w Poznaniu rozpoczęły zatem z mocnym postanowieniem rehabilitacji.
Od pierwszych minut do ataków z dużo większym przekonaniem ruszyli gospodarze i szybko przyniosło to efekt. W 12. minucie po wybiciu piłki z własnego pola karnego przez legionistów, ta trafiła pod nogi podłączającego się do akcji ofensywnej Roberta Gumnego. Defensor Lecha dośrodkował z prawej strony boiska, a Maciej Gajos, mimo asysty Michała Pazdana, precyzyjnym strzałem głową pokonał Arkadiusza Malarza. Legioniści przez długi czas nie potrafili stworzyć choćby niewielkiego zagrożenia pod bramką Matusa Putnocky’ego. W 27. minucie po raz kolejny zrobiło się za to bardzo groźnie w polu karnym Legii. Po kontrataku warszawską defensywą zakręcił Darko Jevtić, wpadł w „szesnastkę”, ale jego uderzenie poszybowało ponad poprzeczką.
Legia w pierwszej połowie była niemal bezsilna. Bardzo rzadko akcje przenosiły się w okolice strefy obronnej Lecha, a jeśli już tak się działo, bez większych problemów radzili sobie defensorzy „Kolejorza”. W grze Legii brakowało wyraźnie koncepcji, jak zaskoczyć rywala. Drużyna Romeo Jozaka nie radziła sobie zwłaszcza w środku pola, gdzie bardzo często kończyły się jej próby akcji ofensywnych. Lech tymczasem przejął całkowitą dominację na boisku. W 38. minucie udowodnił ją kolejnym trafieniem. Z rzutu rożnego dośrodkował Jevtić, a strzałem głową Malarza pokonał Łukasz Trałka. Dopiero tuż przed końcem pierwszej części spotkania legioniści po raz pierwszy zagrozili bramce Lecha, ale po zamieszaniu w polu karnym piłkę z linii bramkowej wybił Rafał Janicki. Na przerwę legioniści zeszli więc z dwubramkową stratą.
>>> ZOBACZ ZAPIS RELACJI TEKSTOWEJ <<<
W przerwie szkoleniowiec Legii zdecydował się na jedną zmianę w składzie – Michała Kucharczyka zastąpił wracający po kontuzji Guilherme. Na drugą połowę Legia wyszła nieco odważniej, nawiązując wreszcie równorzędną walkę z Lechem. Cały czas brakowało jednak skutecznej finalizacji akcji. Po kwadransie od wznowienia gry znów do głosu doszli gospodarze. Najpierw dużo szczęścia przy interwencji miał Michał Pazdan, który był blisko strzelenia gola samobójczego, a następnie strzał Gumnego minął bramkę Malarza. W końcu jednak Lech dopiął swego. Podanie z głębi pola dotarło do Macieja Makuszewskiego, a reprezentant Polski ze spokojem w sytuacji sam na sam zdobył trzecią bramkę dla „Kolejorza”.
To był prawdziwy nokaut. Legioniści oszołomieni trzema ciosami wyprowadzonymi przez Lecha nie byli w stanie już się podnieść. W 71. minucie mogło być już 4:0, jednak na szczęście dla Legii uderzenie Macieja Gajosa świetnie wybronił Arkadiusz Malarz. Na sześć minut przed końcem pojawiły się nadzieje na zdobycie honorowej bramki. W polu karnym sędzia Szymon Marciniak dopatrzył się przewinienia Lasse Nielsena i odgwizdał „jedenastkę”. Nie był jednak do końca pewien swej decyzji i zastosował wideoweryfikację. Ta dała mu pewność, że lechita jednak nie przekroczył przepisów i decyzja została anulowana. Legii nie było stać na zdobycie bramki i ostatecznie przegrała w Poznaniu 0:3, notując piątą ligową porażkę w tym sezonie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.