Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia: A miało być tak pięknie

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

31.08.2005 11:28

(akt. 27.12.2018 19:30)

Kiedy ITI przejmowało Legię, wszyscy spodziewali się, że warszawski klub na arenie piłkarskiej stanie się potęgą na miarę nowego właściciela, który rządzi rynkiem medialnym. Minęło półtora roku, a Legia przypomina osiedlową telewizję
- Wierny kibic jest czymś ważniejszym niż wierna żona - obwieścił w lutym zeszłego roku Mariusz Walter tuż przed przejęciem klubu przez koncern ITI. W pubie pod trybuną krytą, gdzie padły te słowa, wśród obecnych tam kibiców zapanowała euforia. Nad Łazienkowską znów zaświeciło słońce: długi miały być spłacone, a paka trenera Dariusza Kubickiego - przegonić w lidze Wisłę Kraków. Optymiści już widzieli mocną Legię grającą na jesieni w Lidze Mistrzów. Rzeczywistość okazała się brutalna. Rację mieli twardo stąpający po ziemi, którzy wątpili w szybką metamorfozę. Pierwszą przeszkodą w budowaniu "wielkości" okazały się... grunty przy Łazienkowskiej. Ziemia obiecana W filmie Andrzeja Wajdy poznajemy losy trzech zaprzyjaźnionych przemysłowców, którzy szybko przekonują się, że by osiągnąć sukces w biznesie, trzeba podjąć bezwzględną walkę. Owa bezwzględność nie była obca trzem właścicielom ITI, Mariuszowi Walterowi, Janowi Wejchertowi i Bruno Valsangiacomo, ale na ich drodze stanął twardy Szeryf Stolicy. Prezydent Lech Kaczyński szybko ogłosił, że to miasto zbuduje stadion, a przy przetargu nikt, nawet ITI, nie będzie faworyzowany. To samo dotyczyło kwestii późniejszego użytkowania obiektu. Zaczęły się schody. Zamiast o aspekcie sportowym, prezes Walter mówił o kasie mającej płynąć szerokim strumieniem do klubu dzięki nowemu stadionowi. Wkrótce rozgorzała wojna z CWKS o herb. - Pracujemy nad nowym herbem Legii - niespodziewanie oświadczył Jan Wejchert. Grono optymistów topniało równie szybko, jak śnieg na wiosnę. Tymczasem piłkarze grali nieźle, ale Wisły nie dogonili i sezon zakończyli na drugim miejscu w tabeli. O dwóch takich... Lato 2004 r. zamiast transferów wielkich nazwisk przyniosło wiele szokujących dla fanów wieści. Horrendalna podwyżka cen biletów i karnetów sprawiła, że za przyjemność oglądania Legii trzeba było płacić najwięcej w kraju. Oburzonych kibiców prezes Walter zgasił pytaniem: "A ty, co zrobiłeś dla Legii?", jakby zdzieranie gardła, jeżdżenie za klubem po Polsce czy wreszcie kupowanie biletów zupełnie się nie liczyło. Na osłodę kibice dostali nowe menu na stadionie, ale nachosy i popcorn nie wzbudziły ich entuzjazmu, bo na Łazienkowskiej od zawsze chodziło się w przerwie meczów na legendarną kiełbaskę sprzedawaną zza krat. Wszystkie te decyzje obciążały już konto prezesa Piotra Zygo i Jacka Bednarza, wówczas jeszcze rzecznika prasowego, a wkrótce dyrektora sportowego, którzy z miejsca stali się wrogami bywalców obiektu przy Łazienkowskiej 3. Nikt nic nie wie Sezon 2004/05 zaczął się od wojny podjazdowej skierowanej przeciwko trenerowi Kubickiemu. Prasa zwalniała go niemal codziennie, a włodarze Legii tajemniczo milczeli. "Kubie" nie udała się odsiecz wiedeńska i jego piłkarze pechowo odpadli z Pucharu UEFA po meczach z Austrią Wiedeń. Wreszcie był powód, by szkoleniowcowi podziękować za współpracę, a prezes Zygo zaczął serial komediowy pt. "Szukamy trenera". Najpierw jego bohaterem był Josef Chovanec. I nie tylko ze względu na pochodzenie Chovanca ten odcinek przypominał przysłowiowy czeski film. Kiedy po tygodniach negocjacji Josef Ch. miał stawić się w Warszawie, pomysł ten w ostatniej chwili zablokowała jego żona. Włodarze klubu nie stracili rezonu i wymyślili sobie Dariusza Wdowczyka. "Wdowiec" szybko zrezygnował z ciepłej posadki w Kielcach i... został na lodzie. Bo prezes zadecydował, że da szansę tymczasowemu trenerowi Jackowi Zielińskiemu. Prowizorka trwała w najlepsze również w przerwie zimowej, bo transferowym hitem według klubu miał być Aleksandar Vuković. Czas pokazał, że Serb nie radzi sobie w Legii tak, jak wcześniej w słabiutkim greckim klubie Ergotelis. Zwiastunem boiskowej żenady było oficjalne zdjęcie piłkarzy ze zgrupowania w Turcji. Każdy ubrany po swojemu, wyglądający jak uradowany turysta, a nie jak profesjonalny piłkarz. Gang Olsena W rundzie wiosennej legioniści prezentowali się jak słynni duńscy włamywacze kierowani przez łebskiego Egona. Podobnie jak kompani przywódcy kopenhaskiego gangu powtarzali, że jest "klawo jak cholera", choć wcale nie było. Zamiast łupów (zwycięstw) były spektakularne wpadki (porażki). Ta najbardziej wstydliwa miała miejsce na wyjazdowym meczu z Cracovią, gdzie warszawski gang pokazał, jak w parę chwil spartolić mecz. Niewykorzystany karny w ostatniej minucie i stracony gol kilkadziesiąt sekund później - klawa robota! Lepiej miało być w przyszłym sezonie - znów mamienie kibiców wzmocnieniami składu i lepszą grą. I znów, jak zwykle, nic z tego nie wyszło. Ba, jest jeszcze gorzej. Siedem meczów i ledwie jedna wygrana to zatrważający wynik, a w klub przestają już wierzyć nawet najzagorzalsi fani. Nie chcą wydawać majątku na oglądanie "popisów" piłkarzy i stadion świeci pustkami. Odyseja kosmiczna 2010 Legii nikt nie jest w stanie podskoczyć w lidze, a w Europie wojskowi walczą jak równy z równym z Barceloną czy Chelsea. O piłkarzy ze stolicy biją się prezydent Realu Florentino Perez i Silvio Berlusconi, władca Milanu. A 40 tysięcy kibiców cieszy się z bramek na pięknym obiekcie im. Kazimierza Deyny. Niestety, to science fiction, bo sukcesem Legii w najbliższym czasie nie będzie finał Ligi Mistrzów, a zaledwie Pucharu Polski. Aoturzy: Grzegorz Rudynek, Maciej Baranowski

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.