Legia będzie celować w zawodników z kartą w ręku?
24.04.2009 01:45
- Przy Bułgarskiej przeżyłem dużo pięknych chwil, ale w weekend sentymenty pójdą na bok. Mam taką naturę, że zawsze chcę wygrać, a moim obecnym pracodawcą jest Legia. A jeśli chodzi o miłość do barw klubowych, to najbliżej mi do Gwardii Koszalin, której jestem wychowankiem - mówi na łamach "Dziennika" <b>Mirosław Trzeciak</b>. Były napastnik Lecha Poznań, a obecnie dyrektor do spraw rozwoju sportowego Legii Warszawa twierdzi, że faworytem niedzielnego pojedynku obu klubów jest klub ze stolicy.
Boi się pan trochę niedzieli? Ten jeden mecz może zdecydować o mistrzostwie Polski, a co za tym idzie, rzutować na ocenę pańskiej pracy przy Łazienkowskiej.
- Strach? Nic z tych rzeczy. W Warszawie presja jest cały czas, a do tego ostatnimi czasy atmosfera wokół klubu jest fatalna. Jestem przyzwyczajony do tego, że nie jestem ulubieńcem mediów, i ten jeden mecz niczego w mojej ocenie nie zmieni.
A może nie boi się pan, bo jest pan spokojny o wynik?
- Spokojny to może za dużo powiedziane, ale uważam że w obecnej formie jesteśmy faworytem tego spotkania. A jeżeli nasi pomocnicy zaprezentowaliby pełnię swoich możliwości, to nasze szanse na zwycięstwo w niedzielę oceniam bardzo wysoko.
Pańska polityka, aby w pierwszej kolejności kupować zawodników z Mazowsza, potem Polaków, a na końcu graczy z zagranicy, jest nadal aktualna?
- Oczywiście. To jest ideał, do którego cały czas dążymy.
Dlaczego więc zabieracie na obóz przygotowawczy trzech czarnoskórych zawodników niemających podpisanych kontraktów z klubem, zamiast dać szansę młodym chłopakom z regionu? W ostatnim okresie Legii sprzątnięto sprzed nosa kilku utalentowanych piłkarzy pochodzących z Mazowsza.
- Jeden z testowanych przez nas w zimę zawodników, Evans Chikwaikwai był królem strzelców pierwszej ligi Zimbabwe. Dobrze prezentujący się w naszej lidze Takesure Chinyama, z którego Legia jest bardzo zadowolona, królem strzelców w swoim kraju nigdy nie był. Dlatego grzechem byłoby nie przetestować takiego gracza.
Załóżmy scenariusz, że w niedzielę Legia przegra, a bramkę dla Lecha zdobędzie Robert Lewandowski, którego mogliście mieć w swojej drużynie. Nie będzie panu – osobie odpowiedzialnej za transfery - głupio?
- Dlaczego? Roberta nie sprzątnięto nam wcale sprzed nosa, prowadziliśmy z nim rozmowy, nie dochodząc do porozumienia. To się zdarza. Robertowi z całego serca życzę jak najlepiej.
Legia w przyszłym sezonie będzie zapewne grać w europejskich pucharach. Czy jest szansa, że Legia wyda wreszcie dużo pieniędzy na transfery?
- Bardzo mała. Będziemy raczej celować w zawodników z kartą w ręku. Ewentualnie w grę wchodzić mogą wypożyczenia. O wydawaniu pieniędzy na graczy można będzie mówić dopiero wtedy, gdy uda się kogoś dobrze sprzedać.
Czy wszystkie pieniądze z ewentualnej sprzedaży zawodników pójdą wtedy na wzmocnienia?
- Na takie rozwiązanie nie możemy sobie niestety pozwolić. Jest kryzys i część zysków z transferów zostanie przeznaczona na inne wydatki.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.