Legia dla każdego
17.11.2008 10:31
Chciałbym uroczyście oświadczyć, że w piątek, 14 listopada, na stadionie Legii skończyła się Żyleta. Wiadomość nie jest tak radosna, jak ta o komunizmie w interpretacji <b>Joanny Szczepkowskiej</b>, ale coś jednak mówi o przełomie, jaki dokonał się w polskim futbolu. Żyleta była miejscem kultowym. Tam powstawały najlepsze pomysły na oprawy, jakich zazdrościła Legii cała Polska. Stamtąd dochodził do piłkarzy najlepszy doping. Zawodnikom Legii rosły od niego skrzydła, a ich przeciwnikom ze strachu rozwiązywały się buty.
Reprezentacja Polski wolała grać na Łazienkowskiej niż na Stadionie Śląskim, bo w Chorzowie czegoś takiego jak Żyleta nie było. "Sen o Warszawie" intonowany przez Żyletę brzmiał jak "You'll Never Walk Alone" w wykonaniu trybuny Kop w Liverpoolu. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ciemna strona Żylety. Niestety, bywała ona też miejscem, gdzie rodzi się agresja, chamstwo, nietolerancja, co przeobraziło się w końcu w wojnę kibiców z klubem, który podobno mają w sercu ("Legia to my"), odmawiając innym prawa do takiej samej, a może zdrowszej, miłości.
Na trwającym półtora roku bojkocie władz klubu stracili wszyscy. Kiedy kibice postanowili pożegnać Żyletę przed rozbiórką stadionu, na Łazienkowską wróciło życie. Maciej Iwański, który gra w Legii od kilku miesięcy, był w szoku, bo do tej pory nie miał okazji się przekonać, jaka to jest siła. Wrócił doping, flaga "sektorówka" z panoramą Warszawy, żadnych obraźliwych haseł pod adresem gości z Wrocławia ani ITI, bez którego nie byłoby dzisiejszej Legii. Było miło, czyli tak, jak chcemy, żeby było, kiedy idziemy na mecz. To, że prawie każdy widz z Żylety wziął sobie na pamiątkę fotelik, na którym siedział w piątek, uważam za czyn o znikomej szkodliwości społecznej. I chociaż zgody na tę samowolę Legia nie wydała, to nie dała też zakazu. I kiedy zdezorientowani ochroniarze, a za stadionem policjanci, widząc wychodzących kibiców z fotelikami pod pachą, pytali władze Legii, co zrobić, usłyszeli w odpowiedzi: nic.
Może ten gest też da do myślenia bojowo nastawionym kibicom. Tym bardziej że i wśród dotychczasowych kontestatorów widać rozłam. Oficjalnie mówią, że porozumienie z władzami Legii nie jest możliwe. Prywatnie - że cała ta wojna i bojkot nie mają sensu, tylko honor nie pozwala im się wycofać. Niedziela była na Łazienkowskiej dniem otwartym. Rodziny z dziećmi przyszły zwiedzić stadion, zrobić sobie zdjęcie na tle resztek po Żylecie i dotknąć prawdziwych piłkarzy. Widać było na oko, że większość tych ludzi na mecze nie chodzi, być może z obawy o swoje bezpieczeństwo. Może po zbudowaniu nowego stadionu, obok którego stanie pomnik Kazimierza Deyny, to się wreszcie zmieni.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.