Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia i Zagłębie, Zagłębie i Legia!

Robert Balewski

Źródło:

29.11.2006 10:24

(akt. 24.12.2018 11:05)

Mecz przyjaźni między Legią i Zagłębiem Sosnowiec kończący obchody dziewięćdziesięciolecia klubu był dla kibiców znacznie ważniejszy od rozgrywek Pucharu Ekstraklasy. Frekwencja na trybunie odkrytej była lepsza niż na niejednym spotkaniu ligowym. Nic dziwnego – mecze z przyjaciółmi z Sosnowca trafiają nam się ostatnio bardzo rzadko. Była to więc znakomita okazja do spotkania kibicowskiej braci.
Na meczu oldboyów po godzinie siedemnastej frekwencja była umiarkowana – na Żylecie było około 500 osób, które chętniej niż dopingiem zajmowały się komentowaniem wyczynów swoich dawnych pupili. „Dlaczego Wdowiec się nie wraca, przecież jest lewym obrońcą?” „Pewnie się przekwalifikował”. Nie brakowało zdziwienia ofensywnym ustawieniem na prawej pomocy Marka Jóźwiaka, podziwianiem jego zwodów, nieoglądanych przez całą jego karierę, a najgorętsze dyskusje wzbudził oczywiście Roman Kosecki, którego do występu zagrzewał bez przerwy Wojtek Hadaj. 102 kilo na boisku prezentowało się całkiem dobrze, choć z przekraczaniem przy powrotach linii środkowej obecny poseł miał sporo problemów. Ten mecze był jeszcze w miarę widoczny, ale mgła gęstniała z godziny na godzinę. W miarę zwiększania się frekwencji na Żylecie coraz głośniej rozbrzmiewał hit tego dnia – „Legia i Zagłębie, Zagłębie i Legia”. Wynik rzecz jasna nikogo nie obchodził. Przy wręczaniu „nagród dla zasłużonych” na 90-lecie klubu nie brakowało lekkiego zdziwienia, zwłaszcza ilością nieobecnych, a także pominięciem kilku nazwisk. „A Grotyński?” – pytali starsi kibice. Tuż przed meczem na trybunie odkrytej były pełne już trzy środkowe sektory. Ostatecznie Żyleta zapełniła się niemal w całości, choć część kibiców z Sosnowca miała spore problemy przy wejściu na stadion. Na szczęście problem ten szybko rozwiązano – swoją drogą dziwne jest utrudnianie wejścia przyjaciołom, których wcześniej się zaprosiło. Oprawę z racji mgły zrobiliśmy dla siebie – sektorówka Legii i Zagłębia, stroboskopy i folia aluminiowa. Sosnowiczanie z kolei przywieźli ze sobą flagi i odpalili race – przynajmniej one przebiły się przez mgłę tak, że widać je było na Krytej (podobnie jak nasze fajerwerki z drugiej połowy). Brak widoczności nie przeszkadzał jednak w braku komunikacji słownej między trybunami. Dialogi poprzez mgłę odbywały się dość często „Legia i Zagłębie, Zagłębie i Legia”, „O Zagłębie, o Sosnowiec”, „Warszawa”. Gorzej było z komunikacją przy robieniu fali. Dopingowano rzecz jasna po równo obie drużyny, a sam mecz niespecjalnie kogokolwiek interesował, zwłaszcza, że w drugiej połowie widać było tylko niewielki wycinek boiska. Zresztą doping też był specyficzny – kibice obu drużyn wymieszali się ze sobą, wiele osób oblewało zgodę przed przyjściem na stadion, a pozostali marzyli o tym, by jak najszybciej również udać się na cementowanie przyjaźni i zajęci byli wyborem miejsc konsumpcji złocistego trunku. Głównym, choć raczej niezamierzonym efektem pokazu pirotechnicznego po meczu było zadymienie i tak zamglonych wyjść z Żylety. A kibice tego dnia wyjątkowo spieszyli się z opuszczeniem stadionu – wszak browary nie wypiją się same. Szkoda, że tak rzadko wypada nam okazja do spotkań z przyjaciółmi z Sosnowca na meczach. Pierwsza liga, pierwsza liga, Zagłębie!

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.