Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia na tarczy, kibicom już tego wystarczy

Michał Bronowicki

Źródło: Legia.Net

14.03.2009 06:56

(akt. 18.12.2018 02:04)

Sezon 2005/06, kiedy Legia zmierzała po ostatni, jak na razie, tytuł mistrzowski, był dla kibiców "Wojskowych" komfortowy w tym sensie, że piątkowe zawody drużyna z Łazienkowskiej zazwyczaj wygrywała. Nieznacznie, nieefektownie, ale za to często i dostatecznie regularnie, by zaskoczyć nawet zarząd klubu triumfując na finiszu rozgrywek. Zanim piłkarski weekend rozpoczął się na dobre, fani mieli więc te rozkoszne uczucie spokojnego patrzenia na sobotnio-niedzielne poczynania najgroźniejszych rywali Legii, którzy swoje mecze musieli po prostu wygrać, a czasami tej presji nie wytrzymywali. Tymczasem Legia obecna dostarcza emocji zupełnie różnych od tamtych sprzed trzech lat. Ot, choćby weekend bieżący – przygnębiający już na starcie! Piątkowa porażka Legii wyzwolić może u najgroźniejszych przeciwników – Lecha i Wisły – wyłącznie determinację, która prawdopodobnie przyniesie im komplet punktów. Spali na panewce zamiar Jana Urbana, by "Wojskowi" stanowili sami o sobie, by tylko od gry Legionistów zależało, czy sięgną po tytuł. Niestety, trzeba się będzie podpierać modłami o potknięcie poznaniaków. "Gramy dalej" – zapowiada szkoleniowiec z Łazienkowskiej. Ale co to za gra? Oddać jednak sprawiedliwość trenerowi trzeba; powiedział, że zespół współtworzył bardzo dobre widowisko i rzeczywiście było na co patrzeć, choć żal było oglądać. Defensywa dziurawa była niczym szwajcarski ser, co wykorzystał m.in. Kamil Grosicki, który akurat w Szwajcarii niedawno gościł. I chyba naprawdę chciałby wrócić do stolicy, gdzie w pełni mógłby pokazać swoje możliwości, tylko czy wyłącznie sportowe? Zaangażowania wyjątkowo mu nie brakowało i nawet można pokusić się o stwierdzenie, że zaprezentował się najlepiej spośród, bądź co bądź, zawodników Legii. Wśród pomocników nie objawił się nikt zdolny w trudnych momentach wziąć ciężar gry na siebie. Po Gizie, mimo ogólnie nienajgorszej wiosną dyspozycji, nikt tego nie oczekiwał, bo to nie ta konstrukcja psychiczna, ale gdzie zapodziała się jesienna forma Iwańskiego i kiedy z letargu przebudzi się wreszcie Roger, chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć. A może jednak? Może Ryszard Szul, podpierając się naturalnie wieloma wskaźnikami, umiałby wskazać przyczyny? A jak ocenić Takesure Chinyamę? Zagrał bardzo słabo, czy tylko przeciętnie? Do siatki trafił, trener Urban na konferencji pomeczowej był z niego zadowolony… Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że paradoksalnie z całościowej postawy Chinyamy był również zadowolony Michał Probierz, bo zagrożenie ze strony zawodnika z Zimbabwe do poważnych nie należało. Ale w takim razie któryś ze szkoleniowców zrobił po prostu dobrą minę do złej gry i chyba nietrudno wskazać tego właściwego. Już trzeci raz z rzędu podopieczni Urbana zaczynają ligową rundę, inkasując w pierwszych trzech meczach nie więcej niż cztery punkty. I powielają przy tym stare grzechy. Jak to się dzieje, że outsiderowi wystarczy szaleńczy doping własnej publiczności podnieconej przyjazdem Legii Warszawa, by wyzwolić z siebie wyjątkowe pokłady ambicji i ferworu, co z kolei zaraz przekłada się na korzystny rezultat? Jak to się dzieje, że doświadczona przecież drużyna jaką są "Wojskowi" nie umie sobie z tym poradzić i szybko okiełznać rywala? Ileż to razy w ostatnim czasie kibice z Łazienkowskiej naprzemiennie byli świadkami oddania przez "Wojskowych" punktów słabeuszom i deklaracji, że to w zasadzie wypadek przy pracy, rzecz która nie ma prawa się prędko powtórzyć, chwilowa niemoc? Odpowiedź może być tylko jedna – za dużo. I nie będzie wielkim ryzykiem przewidywać, że mecze podobne do konfrontacji z Jagiellonią niebawem się powtórzą. Kto wie, czy nie wystarczy, że Legia gładko ogra Stal Sanok w Pucharze Polski, a potem pokona u siebie zabrskiego Górnika, by do drużyny chyłkiem powrócił duch samouwielbienia, który już w Gdyni może okazać się przewrotnym demonem, wtrącającym zespół w kolejne tarapaty. Doświadczenia z Wodzisławia, Bytomia, czy Białegostoku nie będą się nawet liczyły, bo "Wojskowi" z błędów żadnych wniosków nie wyciągają, choć naiwni – wbrew logice – wierzą, że tak. Warszawska historia porażek uczy, że przegrani niczego nie nauczyli się z historii.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.