Legia w prasie historycznej - Historia finału z Lechem
11.04.2011 14:41
Już w najbliższą sobotę ligowy szlagier, Lech – Legia, mecz który zwłaszcza w ostatnich latach budzi ogromne emocje. Na stadionie Lecha przy Bułgarskiej, który zazwyczaj jest zapełniony do połowy, tym razem z pewnością zobaczymy komplet widzów. Jednak w przeszłości mecze obydwu drużyn nie były obarczone tak dużym ciężarem gatunkowym i nie umywały się chociażby do meczów Legii z klubami śląskimi, czy też potyczek z krakowską Wisłą.
Był maj 1980 roku. Legia od kilku dobrych lat nie potrafiła wznieść się na szczyt ligi notując miejsca gdzieś w środkowych częściach tabeli. Sezon 1979/80 też nie należał do zbytnio udanych. Najkrótsza droga do europejskich pucharów wiodła, a jakże – przez Puchar Polski. W finale na Legię czekał właśnie Lech Poznań. „Kto wzniesie pucharowy toast” – pytał w przeddzień meczu na pierwszej stronie Przegląd Sportowy. „Wszystko przemawia za Legią.” Przede wszystkim doświadczenie. "Wojskowi" do tej pory 5-krotnie sięgali po Puchar, a udział przy wszystkich triumfach miał ówczesny pierwszy trener Lucjan Brychczy. „Dlaczego miałby nie mieć chrapki na kolejne trofeum?” Tymczasem Lech po raz pierwszy w swojej historii awansował do finału Pucharu Polski i w przewidywaniach dziennikarzy ekipa prowadzona przez Wojciecha Łazarka nie miała zbyt wysokich notowań.
Jak informuje PS w Warszawie nie ukrywano, że mecz z Lechem w finale PP to najważniejszy moment sezonu. Pozycja w lidze wcale nie gwarantowała awansu do Pucharów (jakże wiele analogii do obecnej sytuacji). „Legia wyraźnie stęskniła się za europejskimi zmaganiami. Jej najmłodsi sympatycy nie pamiętają kiedy to grały w Warszawie takie kluby jak Feyenoord, Athletico Madryt, czy AC Milan.”
Tymczasem w Częstochowie, miejscu pojedynku, wszystko zapięte było na ostatni guzik. Miasto przygotowane było na tłumne przybycie kibiców z Warszawy i Poznania. Jednak jak informuje prasa, jeszcze przed meczem zaczęło dochodzić do chuligańskich ekscesów i starć pomiędzy kibicami obu drużyn.
Na boisku niepodzielnie rządziła Legia, a przebieg tego finału miał nadzwyczaj jednostronny przebieg. Do przerwy "Wojskowi" prowadzili 3:0 i było już - jak to zgrabnie ujęto - po balu. W drugiej połowie Legia tylko kontrolowała mecz, wyprowadzając kolejne zabójcze ataki. Do dwóch bramek Marka Kusty po jednym trafieniu dołożyli Witold Sikorski, kojarzony bardziej z Lechem Mirosław Okoński oraz Adam Topolski. Szczególnie bramka tego ostatniego była przedniej urody. Topolski pięknie przymierzył z rzutu wolnego z odległości 20 metrów i pokonał stojącego w bramce Lecha… swojego szwagra Piotra Mowlika. „Strzał tak piękny i silny, że mimo że szwagier wyczuł intencje nic nie mógł zrobić” – ekscytowali się dziennikarze, śledząc przy tym rodzinne konotacje obu piłkarzy. Adam Topolski, najlepszy obrońca Polski! – śpiewali warszawscy fani. Mało kto dziś pamięta, że w pierwowzorze znanej kibicowskiej przyśpiewki figurowało właśnie nazwisko popularnego defensora. Dwie bramki Majewski, dwie bramki Topolski i Legia ma Puchar Polski! Wówczas szósty w swojej historii. „Puchar w dobrych rękach” – podsumował mecz w poniedziałkowym wydaniu Przegląd Sportowy.
Cieniem nad wiktorią w Częstochowie, położyły się wybryki pseudokibiców, którym gazety poświęcały również wiele miejsca. W jednej z oficjalnych korespondencji czytamy: „…za plecami prawdziwych sympatyków do Częstochowy zjechały męty i mąciciele, dla których sposobem wyżycia się nie jest doping, lecz wszczynanie bójek, awantur, niszczenie prywatnego i społecznego mienia...”. O ile nie ma i nie może być wątpliwości co do jednoznacznej i negatywnej oceny tych wybryków, o tyle również trzeba się cieszyć, że w roku 1980 nie było jeszcze Gazety Wyborczej, która chcąc wszystko skrupulatnie opisać, musiałaby wydać specjalny dodatek, a to w trudnych latach 80., czasach ograniczeń przydziału na papier mogłoby okazać się niemożliwe.
Niecałe dziesięć dni później Lech Poznań przyjechał na Łazienkowską rozegrać mecz tym razem w ramach rozgrywek ligowych i również został odprawiony z kwitkiem. Legia wygrała 1:0 po dość przeciętnym meczu i bramce w 88. minucie. Czy w tym sezonie też przyjdzie Legii zagrać w odstępie kilkunastu dni ligowo-pucharowy dwumecz z poznaniakami? Jeśli, tak to należy tylko życzyć takiego rozwoju wypadków jaki stał się udziałem legionistów ponad 30 lat temu.
Wykorzystano fragmenty archiwalnych numerów „Przeglądu Sportowego” (8-18.05.1980)
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.