Legia - Wisła: Relacja
02.09.2002 09:09
<img src="img/leg_wisla2002_male.jpg" border=1 align=left vspace=7 hspace=7 alt="Byliśmy, jesteśmy, będziemy - pamiętamy. Dziekujemy Ci Kaziu.">Po wspaniałym i dramatycznym meczu, Legia po raz kolejny udowodniła, że tytuł Mistrza Polski jest we właściwych rękach i będzie go z owych rąk szalenie trudno odebrać. To zwycięstwo, piłkarze jednogłośnie zadedykowali legendzie Legii, Kazikowi Deynie, który odszedł od nas dokładnie 13 lat temu. Przed meczem, pamięć "Kaki" uczczono minutą ciszy. Niestety, kibice z Krakowa, podobno "kulturalnej" stolicy Polski nie potrafili uszanować pamięci człowieka, który dla polskiej piłki nożnej zrobił więcej, niż wszyscy piłkarze Wisły razem wzięci. Mówi się trudno i żyje się dalej, a tych około 100 dzikusów niech dalej żyje sobie we własnym, prymitywnym świecie.
Mecz awizowany przez media jako spotkanie jesieni, który miał dać odpowiedź na pytanie: kto w tej chwili w kraju jest najlepszy zakończył się zwycięstwem Legii. Widzowie którzy tego dnia wypełnili stadion Wojska Polskiego niemal do ostatnich miejsc na pewno nie mogli czuć się zawiedzeni. Szybka, twarda gra, efektowne bramki a co najważniejsze zwycięstwo gospodarzy to czynniki które sprawiają, iż piłka nożna jest tak pięknym i zarazem popularnym sportem.
Pierwszy września to szczególny dzień dla wszystkich piłkarskich kibiców w Polsce. Dokładnie trzynaście lat temu, w wypadku samochodowym zginął jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy wszechczasów, Kazimierz Deyna. Tuż przed meczem, na popularnej żylecie zostały rozłożone kartoniki z wizerunkiem „Kaki”. Na minutę stadion ucichł, pogrążony w zadumie. Niestety w tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na skandaliczne zachowanie fanów z Krakowa którzy minutę pamięci wykorzystali na... skandowanie nazwy swojego klubu. Było to o tyle przykre, że Kazio zasłużył się nie tylko dla Legii ale dla całej polskiej piłki.
Po chwili sędzia, Robert Małek dał znak do rozpoczęcia meczu i stadion wypełnił się dopingiem.
Już w drugiej minucie kibice „wojskowych” mieli pierwsze powody do radości. Po ładnej akcji całego zespołu, piłkę w bramce Wisły umieścił grający z meczu na mecz coraz lepiej, Stanko Svitlica. Warszawianie niesieni dopingiem i uskrzydleni szybkim objęciem prowadzenia kilka minut później mogli prowadzić już 2:0. Nie pilnowany w polu karnym Svitlica nie potrafił jednak powtórzyć swojego wyczynu z drugiej minuty i piłka po jego strzale minimalnie minęła słupek bramki Huguesa. Niestety Jugosłowianin już w 10 minucie mógł zobaczyć jak powinno wykorzystywać się takie sytuacje. Po rzucie rożnym i główce Stolarczyka Wisła doprowadziła do wyrównania. Legioniści nie zrażeni utratą bramki, starali się jak najszybciej ponownie objąć prowadzenie ale krakowianie którzy najwyraźniej złapali wiatr w żagle grali dokładnie i niezwykle ciężko było odebrać im piłkę. Przyniosło im to efekt w 19 minucie kiedy po rzucie rożnymi i dość niemrawym wybijaniu piłki przez warszawską defensywę, ładnym, technicznym uderzeniem popisał się Maciej Żurwaski. Od radości do łez tak w skrócie możną by opisać boiskowe wydarzenia pierwszych dwudziestu minut meczu na szczycie. Na szczęście podobnego stwierdzenia można użyć również w kontekście całego meczu z tym, że na koniec to fanom „białej gwiazdy” pozostało jedynie ocieranie łez.
Prowadząca 2:1 drużyna wicemistrza Polski, niespodziewanie cofnęła się do defensywy gdzie na osiemnastym metrze starała się odpierać ataki gospodarzy. Okazało się to zgubne i dziwi tylko fakt, iż widzący coraz groźniejsze sytuacje Legii, trener Kasperczak, nie zdecydował się w przerwie na zmianę tej zachowawczej taktyki. Grający w linii zawodnicy z Krakowa długo jednak utrzymywali korzystny dla siebie rezultat co i raz łapiąc legionistów na spalonym.
W 68 minucie sytuacja uległa zmianie. Rzut różny wykonywał świeżo wprowadzony na boisko Wróblewski. Stojący na ósmym metrze Dudek główkował dokładnie w miejsce gdzie stał Kucharski a ten mocnym strzałem bez najmniejszych problemów pokonał bramkarza Wisły. Na siedem minut przed końcem kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem we właściwym miejscu znalazł się Jacek Zieliński. Po trzech latach znów zdobył bramkę i to taką na miarę trzech punktów nie z byle kim bo w końcu z faworytem walki o mistrzostwo...
Radości jaka panowała na trybunach po tej bramce a także tej jeszcze długo po jego zakończeniu po prostu nie da się opisać. Dziś była to nie tylko radość ale i wzruszenie bo nasi piłkarze wygrali dla swego wielkiego kolegi. Cześć jego pamięci...
Leszek Dawidowicz
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.