Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legioniści o meczu z Utrechtem

Sieku i Gołąb

Źródło:

03.10.2002 07:44

(akt. 04.01.2019 20:39)

Dragomir Okuka: - Nie myślę o drugiej rundzie. Jesteśmy bliżej awansu, niż byliśmy po losowaniu, ale to nie koniec. Utrecht grał bardzo słabo w pierwszym meczu. Za słabo, i teraz wszyscy myślą, że już po sprawie. Tak nie jest, w czwartek zagrają dwa równe zespoły, a sprawa awansu jeszcze się nie rozstrzygnęła. Utrechtu nie można porównać do Barcelony czy Valencii. To nawet nie Feyenoord, Ajax czy PSV. Mieliśmy szansę na ich wyeliminowanie i ją wciąż zachowaliśmy. Teraz jest nawet większa, niż była. Utrecht zagra na swoim boisku na wielkie ryzyko. Niesiony dopingiem kibiców zaatakuje od początku. To dla nich - z jednej strony - groźne, że się pogubią, że za bardzo będą chcieli, że będzie chaos. Ale też musimy bardzo uważać. Jeśli wszystko będzie im się udawało, może być nieprzyjemnie. Trzeba narzucić im nasz styl gry, nie pozwolić zepchnąć się na swoje pole karne. Ważne będzie także zabezpieczenie boków boiska. Stamtąd grozi nam największe niebezpieczeństwo. Uważam, że i bez zdobycia bramki możemy awansować. Najważniejszy będzie spokój w środku pola,przetrzymywanie piłki, koncentracja. Utrecht gra czwórką obrońców w linii. Są szanse na kontry, na prostopadłe podania za plecy obrońców. To prawda, że nie mam szybkich napastników, ale kontrataki nie opierają się tylko na nich. Liczę na pomocników. Trzeba grać, biegać, walczyć i zaskoczyć rywala. Karne? Nie będziemy ćwiczyć. Nie sądzę, by karne rozstrzygnęły o losach awansu. A nawet jeśli tak będzie, to zawsze jest loteria. Najpierw jednak musi do nich dojść, uważam jednak, że tego unikniemy. Po takim wyniku w Warszawie... Aleksandar Vuković: - Nie wyobrażam sobie tego, że nie awansujemy. To byłoby bez sensu. Taka przewaga po pierwszym meczu... Utrecht zagra lepiej niż w Warszawie, ale czy na tyle dobrze, by strzelić nam aż trzy gole i nie stracić żadnego? Wątpię. Będą pomagać im kibice, ale nie wiem, na ile są w stanie sprawić, żebyśmy się pogubili. Na wyjazdach, ze znakomitymi zespołami, graliśmy dotąd słabo, ale.... we wszystkim trzeba umieć dostrzegać pozytywne strony. Rok temu było 1:6 z Valencią, teraz 0:3 w Barcelonie, czyli... zrobiliśmy postęp (śmiech). Ale między Legią a klubami hiszpańskimi różnica była wielka, a teraz między nami a Utrechtem nie ma żadnej. W pierwszym meczu nie spodziewałem się tak wysokiego zwycięstwa. Ale skoro już tego dokonaliśmy, to trzeba to jak najlepiej wykorzystać. Dużo, za dużo na odprawach mówi się o tym, że sprawa awansu nie jest przesądzona, że to nie koniec. Ale, do licha, do przerwy prowadzimy 4:1. Została jeszcze jedna połowa, fakt, że trwająca 90 minut, ale czy gdyby sytuacja była odwrotna, ktoś w Holandii wątpiłby w awans Utrechtu? Pod koszulką Legii będę miał koszulkę z podobizną Kazimierza Deyny, którą dostałem przed pierwszym spotkaniem z Utrechtem. Wtedy przyniosła mi szczęście, strzeliłem gola i od tej pory się z nią nie rozstaję. Zawsze będę w niej grał. Moja forma od meczu z Wisłą idzie w górę. Wszystko zależy od tego, jak łatwo mi się biega. Im łatwiej, tym jest lepiej. Zmęczenie odeszło, forma wróciła. Wiem, że Utrecht zaatakuje od początku, zacznie agresywnie i będzie chciał strzelić bramkę. My musimy odpowiedzieć tym samym, zacząć ostro i zobaczyć, jaka będzie reakcja rywala. Radostin Stanew: - Lubię, jak chyba każdy bramkarz, być "w ogniu", jak coś się dzieje pod bramką, jak jestem w transie... Najgorsze są mecze, w których interweniuje się raz na 45 minut. Wtedy trzeba przez cały czas być skoncentrowanym, bo jeden błąd może drogo kosztować całą drużynę. W Legii mało jest spotkań, w których bronię w meczu po kilka, kilkanaście strzałów. Szczególnie podczas meczów na Łazienkowskiej rywale zagrażają mi średnio raz czy dwa razy w meczu. To niedobre. Tak było np. ostatnio w spotkaniu z Odrą. Na wyjazdach jest pod tym względem trochę lepiej. Przeciwnicy atakują odważniej, nie ma chwili na dekoncentrację czy myślenie o czymś innym niż o meczu.W pierwszym meczu z Utrechtem mieliśmy sporo szczęścia. Co rzut wolny czy rożny, to był gol dla nas. Czasem jednak i dziesięć kornerów albo wolnych z 20 m nie wystarcza, by zdobyć choć jednego gola. Dopisało nam szczęście, a Holendrzy to bardzo dobry zespół, choć może po tym, co pokazali w Warszawie, ktoś może mieć inne wrażenie. Jesteśmy bliżej awansu niż oni, o wiele bliżej, ale nic nie jest przesądzone. Nie zgadzam się z opinią, że w pucharach na wyjazdach gramy o wiele gorzej niż w Warszawie. Ile brakowało do tego, by na Camp Nou był remis? Niewiele. Zawsze mamy jakieś sytuacje. Ale albo gramy ze znakomitą skutecznością, jak w Warszawie przeciwko Utrechtowi, albo w najważniejszych momentach gola nie strzelamy, jak w Barcelonie, kiedy szans nie wykorzystali Radek Wróblewski i Czarek Kucharski. W tym sezonie puściłem dziesięć goli. Tyle samo, co Wisła. To dużo i mało. Żaden bramkarz nie lubi wyjmować piłki z siatki i to jest oczywiste. Pretensję do siebie mam za błąd w Grodzisku, kiedy gola strzelił Moskała. Nie wiem, może mogłem obronić strzał w Ostrowcu. Poza tym nie miałem wiele do powiedzenia. Karne? Nie myślę o nich. Jeśli nie ma gola, to winę ponosi tylko i wyłącznie napastnik. Bramkarza zasługi są żadne, jedynie sprzyja mu szczęście. Przed meczem zawsze... jestem pesymistą. Rozważam warianty najgorsze z możliwych. Ale i te dobre biorę pod uwagę. Jeśli strzelimy gola, to będzie chyba koniec marzeń Utrechtu o awansie. Adam Majewski - Gra z kontry i gol. Jeśli strzelimy bramkę, będzie po sprawie. Stanko Svitlica - Nie można jednak jeszcze powiedzieć, że już awansowaliśmy. Najpierw rozegrajmy spotkanie, a potem rozmawiajmy o tym, z kim chcielibyśmy spotkać się w drugiej rundzie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.