Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legioniści w GKS Bełchatów znów przy Łazienkowskiej

Karolina Januszek

Źródło: Legia.Net

07.12.2008 21:43

(akt. 18.12.2018 13:31)

Pod wodzą <b>Pawła Janasa</b> GKS Bełchatów w tegorocznych rozgrywkach radzi sobie wyjątkowo dobrze. Utrzymuje się w czołówce ligowej tabeli, i jak wielu fachowców sądzi jest piątą drużyną, która obok czwórki faworytów Legii, Polonii, Lecha i Wisły, może zamieszać w walce o najwyższe cele. Pierwsze tegoroczne spotkanie pomiędzy Legią a GKSem odbyło się 11 listopada, wtedy legioniści polegli w Bełchatowie po pięknej bramce strzelonej z rzutu wolnego przez <b>Łukasza Gargułę</b>. Mecz na Łazienkowskiej był zatem swoistym rewanżem za tamtą niefortunną porażkę. Dla obecnego szkoleniowca zespołu z Bełchatowa, Pawła Janasa to spotkanie również miało wyjątkowy charakter. Spędził on bowiem w warszawskim klubie znaczną część swojego życia, zarówno jako piłkarz jak i trener.
Jako trener w sezonie 1995-1996, doprowadził Legię do ćwierćfinału Ligi Mistrzów gdzie uległa ona dopiero Panathinaikosowi Ateny. A warto zauważyć jest to największy sukces polskiej piłki klubowej ostatnich lat w europejskich rozgrywkach. Po pierwszej połowie meczu rozgrywanego 6 grudnia „Janosik” musiał być zadowolony. Choć jego zespół nie był drużyną dominującą, to skutecznie zatrzymywał Legię i utrzymywał się bezbramkowy remis. Długo wydawało się, że taki wynik pozostanie do końca, gdyż mecz nie porywał, a akcje nie zaskakiwały swoją urodą i tempem. Było to jedno z mniej efektownych spotkań w wykonaniu wicemistrzów Polski. Dopiero w drugich 45 minutach Legia przycisnęła bardziej, a GKS zaczął się gubić. Pierwsze dwie bramki padły po ewidentnych błędach bramkarza Kozika. – Gole były prezentami mikołajkowymi dla warszawiaków, których nie powinniśmy sprawić - skomentował całą sytuację trener Janas. Czy bramki te były podarkami dla legionistów czy też nie, dodały one skrzydeł piłkarzom Jana Urbana, którzy zaczęli atakować odważniej. Wynikiem tego była trzecia bramka, wypracowana samodzielnie przez zawodników stołecznego klubu. - Legia była lepszym zespołem i sam wynik mówi za siebie. (...) Szczerze powiem, że dobrze, iż ten mecz się skończył, bo nie wiadomo co by było dalej - stwierdził były selekcjoner naszej kadry narodowej. Janas całe spotkanie oglądał bardzo spokojnie, nie reagował zbyt emocjonalnie na błędy swoich podopiecznych, zapewne wszystko to co działo się na murawie chłodno analizował w głowie. Drugim legijnym akcentem w drużynie gości był Tomasz Jarzębowski, rodowity warszawiak, który lata 1998-2005 spędził na Łazienkowskiej. Za miesiąc zostanie on wolnym zawodnikiem i jak sam deklaruje ma nadzieje przejść w przerwie zimowej właśnie do Legii. Szanse są na to duże, bo zainteresowanie zawodnikiem wykazuje również stołeczny klub. Trener Urban pytany o możliwość jego przejścia do Legii mówi, że chętnie widziałby Tomka w swojej drużynie, a prawdopodobieństwo tego transferu jest duże. Podczas spotkania w Warszawie, Jarzębowski wystąpił w podstawowej jedenastce GKS-u. Legioniści przed spotkaniem rzucili w trybuny koszulki promujące zbliżający się finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jako jedyny zawodnik drużyny gości, przyłączył się do nich właśnie Tomasz Jarzębowski. Kibice zaś powitali popularnego "Jarzę" bardzo gorąco. Kilka razy nawet pozdrawiali go głośnymi okrzykami. Nie ma w tym nic dziwnego gdyż sam zawodnik kilkakrotnie podkreślał, że jest z klubem ze stolicy szczególnie związany. Podczas meczu z jego, miejmy nadzieję przyszłym zespołem, Jarzębowski spisał się całkiem dobrze, był aktywny, starał się "przeszkadzać" jak mógł Chinyamie. Jeśli rzeczywiście w czasie zimowego okienka transferowego piłkarz ten trafi na Łazienkowską, to może być dla Legii sporym wzmocnieniem. Byłby to trzeci rodowity warszawiak w klubie z pewnością noszący L-kę w sercu.

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.