Leszek Miklas: Kryzys może być dla ligi oczyszczeniem
02.03.2009 11:08
- Na pewno musimy patrzeć na klub przez pryzmat kryzysu. I myśleć, co zrobić, jeśli nas dopadnie. Dlatego dziś nie możemy powiedzieć, że dokonamy transferów za kilka milionów euro. Jeśli możemy obciąć wydatki, robimy to teraz. Każdy zawodnik jest na sprzedaż. Każdy. Zawsze jest bariera finansowa, po przekroczeniu której oddamy piłkarza. Oczywiście, niechętnie pozbywamy się graczy, którzy są kluczowi. Wtedy musimy wymienić go na zawodnika, który jest nie gorszy - tłumaczy w obszernym wywiadzie dla Polska The Times prezes Legii <b>Leszek Miklas</b>.
Kryzys gospodarczy na świecie odbija się już na klubach w Polsce?
Odczuwa się go dwojako: materialnie - gdy spadają zyski i rynek się kurczy. Często działa to psychologicznie. Gdy człowiek zastanawia się, czy kupić lodówkę, w obliczu kryzysu odkłada ten zakup na dwa miesiące. No i firmy, które sprzedają te produkty, muszą myśleć o przepływach.
Pierwsze, co się obcina, to nie ludzie, tylko koszty związane z reklamą. Właśnie to może mieć bezpośredni wpływ na kluby sportowe. Bo mamy do czynienia ze specyficznym typem sponsoringu. Firmom inwestującym w sport chodzi raczej o długotrwałe budowanie wizerunku. Ale przedsiębiorstwa, które mają nóż na gardle, nie będą myśleć o strategii na dwa, trzy lata. To może być nasz problem.
Idąc tym tropem, Legię mogą czekać poważne kłopoty. W branży medialnej kryzys jest widoczny, a przecież Waszym sponsorem jest ITI.
- ITI żyje z reklamy - to, co wcześniej powiedziałem, jest tu także aktualne - najpierw firmy tną wydatki na reklamę. Jednak pewne inwestycje były przewidziane przez ITI po to, by Legia sama stanęła na nogach. Jeszcze jesteśmy przed tym krokiem. Na pewno musimy patrzeć na klub przez pryzmat kryzysu. I myśleć, co zrobić, jeśli nas dopadnie. Dlatego dziś nie możemy powiedzieć, że dokonamy transferów za kilka milionów euro. Jeśli możemy obciąć wydatki, robimy to teraz.
Prezes Mariusz Walter wezwał Pana i powiedział: Panie Leszku, kurek przykręcony?
- Nasze plany są długookresowe. Wiemy z dużym wyprzedzeniem, na co nas stać. Tu nie ma zarządzania typu: ktoś mnie wzywa i mówi, że dzisiaj mamy tyle, a jutro tyle. Prezes z kieszeni niczego nie wyciąga. ITI to świetnie ułożona firma, która wie, co ma robić.
Jednak w obliczu kryzysu plany często się zmieniają.
- Pewnie. Sytuacja jest trudniejsza i plany są korygowane. Nasze ostatnie transfery to przejaw dużej ostrożności. Nie chcielibyśmy przejeść czegoś, co może być potrzebne za pół roku, gdy sytuacja będzie o wiele lepsza. Ale nasze wydatki na transfery zimowe nie zostały ograniczone w porównaniu do wcześniejszych planów. Nie zakładaliśmy tylko sprzedaży Jakuba Wawrzyniaka. Ale każdy zawodnik jest na sprzedaż. Każdy. Zawsze jest bariera finansowa, po przekroczeniu której oddamy piłkarza. Oczywiście, niechętnie pozbywamy się graczy, którzy są kluczowi. Wtedy musimy wymienić go na zawodnika, który jest nie gorszy.
A sprzedacie Rogera?
- Mówiło się, że Rogera chce pół Europy, ale ja o ofertach nie wiedziałem. Inna sprawa była z Wawrzyniakiem. Panathinaikos szukał piłkarza do środka obrony z lewą nogą. Chcieli piłkarza z Francji, ale negocjacje zakończyły się fiaskiem. I numerem dwa na liście był Kuba. Jak się później dowiedziałem, był długo obserwowany przez przedstawicieli Panathinaikosu w Polsce. Wiem, że Jacek Gmoch i Gucio Warzycha się wypowiadali. Obaj byli na tak. Klub wysłał nam ofertę, kwota była taka, jaką chcieliśmy, i się dogadaliśmy błyskawicznie.
Bierze Pan pod uwagę okrojenie kosztów ludzkich. W Legii jest kilku zawodników, którzy nie grają, a zarabiają ogromne pieniądze. Choćby Grzelak czy Ekwueme.
- W planach rozwoju Legii nie zakładamy kurczenia się. Mam nadzieję, że za dwa i pół roku będziemy mieli budżet dwa razy większy niż teraz. Zresztą nie tylko my. Takich klubów będzie pięć, sześć. Oczywiście zakładamy, że może dojść do roszad zawodników. Ale nie zakładamy, że kadra będzie węższa niż teraz. Nie wszystkie ruchy transferowe to strzały w dziesiątkę, ale zarówno Grzelak, jak i Ekwueme przydadzą się Legii. Zobaczycie Panowie - jeszcze trener Urban was zaskoczy.
Kiedy Legię stać będzie na to, by rywalizować ze średniakami europejskimi o takich zawodników jak Jacek Krzynówek.
- Gdy będzie miała budżet trzy razy większy i wynagrodzenia będą rosły w podobnym tempie, będzie to realne. Nie chcę mówić o konkretnej dacie. W porównaniu jednak z klubem ze środka tabeli Bundesligi mamy inne atuty. Pomijam już nawet kwestie mentalne i językowe dla zawodnika. Ale cały czas będąc w czołówce, możemy grać w europejskich pucharach. Oczywiście trudno tym argumentem zachęcić piłkarza, dając mu 1/3 mniej. Ale gdy się oferuje 15 proc. mniej, staje się wszystko realne.
Czyli jakiego budżetu potrzeba?
- W granicach 120-150 mln zł. Wtedy będziemy mogli rywalizować ze średniakami europejskimi. Kiedy to nastąpi? Myślę, że za dwa, trzy lata budżety w Polsce będą dwukrotnie wyższe niż teraz. A za kolejne trzy lata osiągną poziom, o którym mówimy.
Tyle że budżety zachodnich klubów też będą rosły.
- Będą, ale nie w takim tempie. Tam rezerwy na wzrost są niewielkie. Kontrakty telewizyjne zostały tak wyśrubowane, że trudno oczekiwać, że będą wyższe. Wpływy z biletów też nie będą większe, bo stadiony mają określoną pojemność. Sponsorzy też nie dadzą więcej. W Polsce rezerwy są ogromne. Związane głównie z rozbudową infrastruktury, co wpłynie na większe zainteresowanie telewizji. A co za tym idzie - na atrakcyjność dla sponsorów, którzy dostrzegą w lidze partnera.
Chce Pan powiedzieć, że kryzys światowy może mieć dla polskiej piłki pozytywne aspekty?
- Zawsze jest tak, że kryzys ma jakieś pozytywy. Jedno jest pewne: zarobki piłkarzy w Europie nie będą już rosły w takim zastraszającym tempie. Bo one zaczynają rozmijać się z przychodami klubów. To też wina inwestorów, przede wszystkim w lidze angielskiej, którzy przestają wiązać wydatki na piłkarzy z przychodami klubu. Mówiąc wprost: przepłacają zawodników z własnej kieszeni. I psują rynek. Abramowicz czy szejkowie, którzy sponsorują angielskie kluby, spełniają swoje hobby. Mając kilka miliardów euro, można kupić kolejny jacht. Ale przy zakupie klubu dochodzi prestiż.
Kto by wiedział, kim jest Abramowicz, gdyby nie Chelsea? W Rosji kilka osób wiedziało. W Londynie nikt o nim nie słyszał. Teraz traktuje się go jak londyńczyka. To samo Arabowie. A wkrótce do piłki wejdą Hindusi. Działa to trochę na takiej zasadzie: patrzcie, jesteście zależni od dawnych kolonii. To potrzeba kreowania wizerunku. Jednak nie ma to nic wspólnego z rynkiem. Bo taki inwestor mówi: ja wam dam trzy razy więcej na transfery, kupcie sobie, kogo chcecie. To psucie rynku dostrzega UEFA. Ale nie za bardzo wie, co z tym zrobić. Próbuje ustalić pensje zawodników proporcjonalne do budżetu. Ale protestują kluby rosyjskie czy ukraińskie, które nigdy nie będą miały przychodów z rynku na poziomie porównywalnym do klubów angielskich, a ambicje mają już takie same albo większe.
Zabawka ma to do siebie, że się nudzi.
- Piłka nożna się nie nudzi. Bo nie ma gwarancji sukcesu. Mogą panowie włożyć 4 mld w klub i nic. Superludzi nie da się za to stworzyć. Różnica między zawodnikiem, który kosztuje 5 mln, od tego za 50 mln jest często medialna.
Wracając do Polski, na lato Legia przewiduje większe wydatki na transfery?
- Nie wiadomo, co będziemy robić i w jakich rozgrywkach grać. Nieustannie będziemy poszukiwać zawodników na pozycję lewego pomocnika i napastnika. Choć może być to niepotrzebne, jeśli Grzelak i Szałachowski będą zdrowi.
Co z rozmowami z Rogerem? Jego kontrakt kończy się w grudniu...
- Złożyliśmy mu ofertę w czasach, gdy nie było kryzysu. I nie zaakceptował jej. Boję się, że będzie bardzo trudno się porozumieć. W razie fiaska negocjacji moglibyśmy się dogadać, że sprzedajemy go w czerwcu, żeby jeszcze coś zarobić. Ale nie zawsze się tak negocjuje, jak się chce. Nie handlujemy maszynami do szycia, tylko mówimy o człowieku. Nie wiem, jaka była wartość Rogera po Euro. Dużo zależy od tego, jak będzie grać w reprezentacji. Jeśli będzie zdobywał takie bramki jak z Walią, tylko z tego powodu będzie drogi.
Rozmawiali: Piotr Wierzbicki, Rafał Romaniuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.