Domyślne zdjęcie Legia.Net

Leszek Miklas: Ocena Urbana - na koniec rundy

Marcin Szymczyk

Źródło:

18.09.2009 08:15

(akt. 17.12.2018 04:50)

Co się stanie z trenerem Legii, jeśli w dwóch najbliższych meczach - z Lechią i Lechem - zespół z Łazienkowskiej nie wywalczy sześciu punktów i zwiększy się strata do Wisły Kraków? Nic. To pewne. - Darzymy trenera pełnym zaufaniem - mówi Miklas. - Zarząd oceni go na koniec rundy jesiennej. I wnioski prześle do właścicieli. W trakcie rundy nie podejmiemy żadnych nerwowych ruchów. Trener i piłkarze mają więc spokój.
- W zeszłym sezonie mieliśmy szansę na trzy trofea, nie zdobyliśmy żadnego. Limit błędów się wyczerpał. Bardzo ważny będzie występ w pucharach. Ostatnie pięć lat w Europie, pomijając nawet Wilno, to było rozczarowanie za rozczarowaniem. W rankingu UEFA nasz współczynnik to tylko 3,583. Wielkim zadaniem nowego sezonu dla Jana Urbana będzie zdobycie tylu punktów, żebyśmy za rok byli rozstawieni w IV rundzie. Oby eliminacji do Ligi Mistrzów - tak mówił prezes Miklas w wywiadzie dla "Gazety" po poprzednim sezonie, w którym Legia trenera Jana Urbana drugi raz z rzędu zdobyła wicemistrzostwo. Przygoda z pucharami zakończyła się meczami z Broendby. Legia skończyła występy w Europie z 4,508 pkt. Jeśli za rok zakwalifikuje się do pucharów, nic jej to nie da. Tak jak obecnie będzie rozstawiona w II rundzie kwalifikacyjnej (od której rozpocznie rozgrywki). W III i IV zostanie dolosowana do przeciwników z wyższym rankingiem. - Patrzymy na to, czy zespół robi postęp w porównaniu z poprzednimi sezonami - mówi Miklas. - Po meczu z Broendby byliśmy przekonani, że tak, że gra lepiej i efektowniej. Zobaczymy, co będzie dalej. Ale żadnych nerwowych ruchów nie będzie, na ocenę przyjdzie czas po rundzie. Zobaczymy, ile mamy punktów straty do lidera, a może to my będziemy na pierwszym miejscu? Nikt nie stawia Urbanowi ultimatum, ale trener i piłkarze wiedzą, że z Lechią i Lechem wygrać muszą. Nie ma ultimatum dla trenera,ale oczekujemy,że drużyna zacznie wreszcie grać skuteczniej - mówi prezes klubu Leszek Miklas Nie mając wcześniej żadnej praktyki. Urban - w prowadzeniu zespołu seniorów, a Trzeciak w pełnieniu obowiązków dyrektora sportowego. Obaj otrzymali w prezencie bardzo kosztowne zabawki. Pana zdaniem jeszcze ich nie popsuli? - Zatrudniając ich w Legii, zakładaliśmy, że pewne błędy mogą zostać popełnione. Dzisiaj nasz dyrektor sportowy już wie, że ocena zawodników dokonywana poprzez klasę ligi, w której grają, nie zawsze jest miarodajna. Że nawet piłkarz z hiszpańskiej Primera Division nie musi błyszczeć w naszej ekstraklasie. Ale trzeba również pamiętać, że dwa lata temu Trzeciak miał wydatny udział w bardzo korzystnej dla Legii sprzedaży do klubów zagranicznych: Fabiańskiego, Janczyka i Bronowickiego. Delikatnie pan to ujął, choć należałoby powiedzieć, że transfery: Arruabarreny, Descargi i Tito, ale też Kumbeva oraz Polaków: Rockiego i Ostrowskiego go byty wielkimi niewypałami. Jak to możliwe, by trener Urban i dyrektor Trzeciak mogli tych piłkarzy pozytywnie zaopiniować? - Pamiętajmy, że nie były to wielkie transfery gotówkowe. Przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu naszym założeniem było wzmocnienie zespołu doświadczonymi zawodnikami z ligi uchodzącej za jedną z najsilniejszych w Europie. Takimi, którzy na dodatek pasują do systemu trenera Urbana, czyli grającymi szybko na niewielkiej przestrzeni boiska. Trener i dyrektor sportowy twierdzili, że trzej Hiszpanie w naszej lidze zrobią karierę. Inaki Astiz, który w Osasunie Pampeluna był tylko rezerwowym a później świetnie grał w Legii utwierdził nas w tym przekonaniu. Nie mieliśmy powodów, by nie wierzyć na słowo Urbanowi i Trzeciakowi. Przecież oni znają hiszpański rynek jak własną kieszeń. Kumbev i Krzysztof Ostrowski okazali się rozczarowaniami, ale z zupełnie innych powodów. Sprowadzaliśmy doświadczonego Kumbeva za niewielkie pieniądze, by był zmiennikiem podatnego na kontuzje Dicksona Choto lub dublerem Astiza. Tymczasem okazało się, że Pance przegrał rywalizację nawet z Szalą i teraz z Jędrzejczykiem. Natomiast Ostrowski po przyjściu do Legii podjął walkę o miejsce w podstawowym składzie. Był jednym z najlepszych zawodników w meczach... sparingowych. Niestety, w spotkaniach ligowych zupełnie mu się nie wiodło. Kilka tygodni temu stracił zapał i koniecznie chciał z Legii odejść. Mówił, że u nas się męczy, że chętnie wróciłby nawet do Śląska Wrocław, w którym zimą spotkało go wiele przykrości w związku z planowaną przeprowadzką do Legii. Ma pan już wariant zastępczy dla trenera Urbana? - Nie, choć obserwujemy również rynek trenerski, tak samo jak piłkarzy, głównie w kraju. Nie wykonujemy jednak żadnych nerwowych ruchów i nie czekamy, aż trenerowi Urbanowi powinie się noga. Przecież znaczyłoby to, że przegrywamy. Pana zdaniem winę ponoszą wyłącznie piłkarze? - Trener również - w końcu jest ich szefem. Kiedy jednak patrzę na obecnych zawodników Legii, to przypomina mi się Czarek Kucharski. Przed laty w pierwszym meczu pucharowym z holenderskim Utrechtem zmarnował sytuację sam na sam z bramkarzem. Tak wściekł się na siebie, że przez tydzień zostawał po treningach i element ten ćwiczył aż do bólu. W spotkaniu rewanżowym z Holendrami znowu stanął oko w oko z ich bramkarzem, ale tym razem gola już strzelił. Takiej piłkarskiej złości oczekuję od zawodników Legii.

Polecamy

Komentarze (22)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.