Luquinhas

Letnie transfery Legii: Kto na plus? Kto na minus?

Redaktor Maciej ZiółkowskiRedaktor Piotr Gawroński

Maciej Ziółkowski, Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

27.12.2019 10:30

(akt. 02.01.2020 23:45)

W letnim okienku transferowym Legia Warszawa przeprowadziła kilka ciekawych transferów. Mowa zwłaszcza o Pawle Wszołku, Igorze Lewczuku czy Luquinhasie, którzy należą do ważniejszych postaci drużyny, a pewnie i ligi. Na całej linii zawiódł z kolei Ivan Obradović, który nie zagrał choćby przez minutę. Zapraszamy do podsumowania nowych nabytków stołecznego klubu

Siedem letnich transferów, siedem historii. Co rzadko się zdarza, przy większości nazwisk można po rundzie jesiennej postawić plusy. Legia trafiła latem z transferami, co pomogło Legii w zajęciu pierwszego miejsca w tabeli na koniec 2019 roku. 

Od dawien dawna przy Łazienkowskiej słychać było o potrzebie pozyskania dobrego skrzydłowego. Latem Legia zatrudniła dwóch graczy, którzy stali się ważnymi ogniwami: Luquinhasa Pawła WszołkaBrazylijczyk zdaje się być największym zaskoczeniem i jednym z największych wygranych rundy jesiennej. Nieznany, tani i robiący wrażenie na boisku. Filigranowy piłkarz pozyskany z CD Aves szybko zdobył sympatię wielu kibiców Legii. Wpływa na to zapewne też charakter: skromność i pokora 23-latka mogą skradać serca co bardziej tkliwych fanów. Na starcie przygody Brazylijczyka z Legią, pojawiały się zarzuty o słabej skuteczności. Zawodnik kreował sporo sytuacji w ofensywie, znajdował się w dogodnych momentach, jednak miał problem ze strzelaniem goli. Z czasem zaczął jednak śrubować statystyki. Najpierw miał dwie asysty, a potem strzelił swojego pierwszego gola w meczu z Wisłą Kraków, gdy pełnił rolę "dziesiątki". Ustawienie zawodnika za napastnikiem okazało się strzałem w... „dziesiątkę”. Luquinhas na nowej pozycji dał drużynie jeszcze więcej. Kreacja, pomysł, umiejętność dryblingu – tym imponował. Był nieobliczalny, w pozytywnym znaczniu tego słowa. "Szybka” noga pozwalała na niezły drybling i zakakujące podania, miał łatwość w zmianie kierunek biegu i myleniu przeciwników. Rywale mieli z nim mnóstwo problemów, a by go zatrzymać często musieli przekraczać przepisy, nawet w polu karnym. Świadczy o tym fakt, że Brazylijczyk był najczęściej faulowanym graczem PKO Ekstraklasy (74). Po meczu z "Białą Gwiazdą", 23-latek dołożył cztery asysty i dwie bramki, które zdobył po powrocie na skrzydło, gdzie wrócił przez problemy zdrowotne Arvydasa Novikovasa.  Ważną cechą Brazylijczyka jest praca w defensywie, co jest istotne przy systemie gry warszawiaków. Jesień w wykonaniu piłkarza była udana. Jeśli wiosną przynajmniej utrzyma formę, nadal będzie pewniakiem w układance Aleksandara Vukovicia.

Luquinhas

Skrzydłowi wnieśli jakość

Luquinhas się sprawdził, podobnie jak drugi ze skrzydłowych. Wszołek wrócił do Ekstraklasy z przytupem. 27-latek podpisał umowę z Legią w połowie września, a już parę dni później miał pierwsze przetarcie w rezerwach. Były zawodnik QPR szybko wszedł na odpowiedni poziom i dostał szansę na grę od trenera Vukovicia. Zaczęło się od roli zmiennika w meczu z Piastem. Po przerwie na mecze reprezentacji, Wszołek wskoczył do podstawowego składu i do końca roku był już pewniakiem. Statystyki mogą zobrazować wkład byłego - póki co - reprezentanta Polski. Skuteczność dryblingu na poziomie 66,7%, 44 procent wygranych pojedynków w ofensywie, średnio 5,11 dośrodkowania w każdym meczu. Stanęło na pięciu golach i pięciu asystach na koniec roku. Gdyby Wszołek miał lepszą skuteczność, bramek mogło być jeszcze więcej, bo trudno odmówić mu umiejętności dochodzenia do sytuacji w polu karnym. Atrybuty fizyczne przydają się w tak siłowej lidze, jaką jest Ekstraklasa. Wpływa to na fakt, że piłkarz potrafi przepchnąć przeciwnika, ale skutecznie walczyć także w defensywie, gdzie wygrał ponad 58 procent pojedynków. - Wszołek jest człowiekiem, który od początku daje do zrozumienia, że jest właściwym transferem. To zaangażowany we wszystko profesjonalista – mówił Vuković po spotkaniu z krakowianami (7:0), gdy piłkarz strzelił gola i miał dwie asysty. Wydaje się też, że coraz lepiej wygląda jego współpraca z bocznymi obrońcami (Jędrzejczykiem, a potem Vesoviciem). Przykładem był gol z Lubina, gdy Czarnogórzec dobrze uruchomił Polaka w sytuacji, w której gola strzelił potem Niezgoda. Jak na razie skrzydłowy dwukrotnie znalazł się w jedenastce kolejki. Wszołek dał Legii dodatkowe opcje w ofensywie, a jego pozycja w drużynie najdobitniej świadczy o jakości transferu. Brak kwoty odstępnego i pozyskanie go z tzw. wolnego transferu tylko podnosi ocenę.

Paweł Wszołek, Dominik Furman

Jak Wszołek we wrześniu, tak w czerwcu do Legii dołączył Igor Lewczuk. Obrońca powrócił na Łazienkowską po pobycie w Girondins Bordeaux. Doświadczenie jest w cenie, choć początki nie były tak kolorowe. Początkowo 34-latek był testowany w roli prawego obrońcy. Rozważano go też w roli stopera. W pierwszych czterech spotkaniach Lewczuk przegrywał rywalizację z Mateuszem Wieteską oraz Williamem Remym. Na boisku pojawił się w Kielcach, gdy rywalizował z Koroną, choć wtedy zagrał na boku. W dwumeczach z Atromitosem i Rangers FC zagrał u boku Jędrzejczyka. Od tego momentu cechowała go solidność i mądrość w grze. Utrzymywał miejsce w składzie do przegranej rywalizacji z Wisłą Płock (0:1). Wtedy jego pozycję przejął Wieteska, ale tylko na dwa mecze. Od 11. kolejki Ekstraklasy zawodnik z Białegostoku grał nieprzerwanie w pełnym wymiarze czasowym, a zszedł z boiska tylko w spotkaniu z Arką Gdynia (1:0). Lewczuk stał się pewnym punktem defensywy Legii i potrafi uzupełniać się tak z Jędrzejczykiem, jak i młodszym o dekadę Wieteską. 

Lewczuk w duecie z kapitanem rozegrał siedem ligowych meczów, a cztery zakończyły się wygraną Legii. Z Wieteską wystąpił za to sześć razy i również warszawiacy wygrywali wtedy czterokrotnie. Doświadczonego piłkarza cechowały nerwowe początki (jak we Wrocławiu, gdzie sprowokował rzut karny), ale po kwadransie zwykle zaczynał się rozkręcać. Na minus działa też sytuacja z Łodzi, gdzie również był prowodyrem podyktowania "jedenastki". 34-latek wygrał w defensywie ponad 69 procent pojedynków, a walcząc o piłkę w powietrzu, zwyciężał w blisko 58% sytuacji. Do tego piłkarz dokładał średnio cztery przechwyty na mecz. Na uwagę zasługuje też skuteczność podań na poziomie 87,8% (696/793). Łącznie w 23 meczach (1857 minut) były gracz Bordeaux strzelił jednego gola (z Widzewem). Całościowo transfer trzeba oceniać pozytywnie. Lewczuk przebył drogę od rezerwowego do gracza pierwszego składu. Raz znalazł się w jedenastce kolejki Ekstraklasy (po meczu z Koroną). Wiosna kreuje się dla Lewczuka jako kolejna runda, w której nadal będzie jedną z najważniejszych postaci bloku obronnego. 

Lewczuk był najstarszym graczem pozyskanym latem przez Legię. Najmłodszy był z kolei Wojciech Muzyk, który podpisał z Legią czteroletni kontrakt. Wcześniej golkiper reprezentował Olimpię Grudziądz, z którą awansował do pierwszej ligi. 21-latek przez pierwszą rundę przede wszystkim terminował przy Łazienkowskiej. W ramach pobierania nauk, golkiper z Suwałk był wysyłany na mecze rezerw. Gdy Muzyk" bronił dostępu do bramki, legioniści w trzeciej lidze czterokrotnie zwyciężyli, cztery razy zremisowali i raz przegrali. W dwóch spotkaniach Muzyk zachował czyste konto. W meczu z Polonią w Ząbkach (3:0), obronił także rzut karny. Przyszłość dla Muzyka jest póki co niezmienna. Będzie trenował, ma się rozwijać i czekać...

Wojciech Muzyk

Walerian Gwilia trafił na Łazienkowską po dobrej rundzie spędzonej na wypożyczeniu w Górniku Zabrze. Legia uprzedziła Ferencvaros i pozyskała gracza z macierzystego FC Luzern. Runda jesienna ma dla Gruzina dwa odcienie. Do końca września 25-latek grał od początku do końca niemal w każdym spotkaniu. W ciągu dwóch miesięcy, wliczając kwalifikacje do Ligi Europy, zdobył trzy bramki i miał sześć asyst. Wszechstronny pomocnik był przeważnie ustawiany tuż za napastnikiem. Kibice mogli zapamiętać jego doskonały występ w Atenach z Atromitosem i bramkę w końcówce spotkania z Koroną Kielce. Gruzin pokazał, że doskonale operuję piłką, ma dobrą wizję pola gry i dokładnie podaje (82,8%). Sytuacja "Vako" zmieniła się w październiku. Kontuzja na zgrupowaniu reprezentacji spowodowała, że rozpoczął spotkanie z Lechem na ławce. Jego miejsce w środku przejął Luquinhas. Brazylijczyk zdał egzamin i wychodził na murawę kosztem Gwilii. Zawodnik dostawał szansę od trenera Vukovicia w końcówkach kolejnych spotkań. Jednym z nich był mecz z Widzewem (3:2), gdzie jego gra nie napawała optymizmem. W przegranym meczu z Pogonią (1:3) za kartki pauzował Antolić i Gwilia rozegrał pełne spotkanie. Kolejne tygodnie wyglądały dla reprezentanta Gruzji lepiej pod względem czasu gry. Miało to też przełożenie na statystyki: gol z Koroną, bramka i asysta w PP z Górnikiem Łęczna. Wtedy, jak i we Wrocławiu, w oczy rzucały się problemy wychowanka Metalista Charków ze skutecznością. Wystarczy zauważyć, że tylko 34,6% jego uderzeń leciało w kierunku bramki. Ciekawy jest za to fakt, że po podaniach Gruzina jego koledzy zdołali oddać aż 69 strzałów. W końcówce rozgrywek dla 25-latka brakowało miejsca w podstawowym jedenastce. – Gwilia grałby w podstawowym składzie, ale mogę wystawić tylko jedenastu, a nie dwunastu graczy - przyznaje Vuković. Były zawodnik Górnika jest ważnym graczem dla serbskiego trenera, ale w tej chwili pełni rolę jednego z pierwszych zmienników. Nie zmienia to faktu, że piłkarz jest przydatnym wzmocnieniem Legii. 

Walerian Gwilia

Nieco zwariowane miesięce ma za sobą Arvydas Novikovas. Litwin związał się z Legią jako wyróżniająca się postać ligi, ale jego początek w Warszawie nie był zachwycający. Skrzydłowy frustrował swoimi akcjami i złymi decyzjami. Chwilowy błysk nastąpił w Kielcach, gdzie w meczu z Koroną zdobył bramkę. Potem powrócił do nieskutecznej gry. Pierwsze osiem spotkań w barwach Legii można było spisać na straty. 29-latek dodatkowo nabawił się kontuzji i stracił całą końcówkę kwalifikacji do Ligi Europy. Po powrocie do zdrowia, Vuković starał się odbudować nowego gracza obdarzając go bardzo dużą dawką zaufania. We wrześniu zagrał w dwóch z czterech spotkań ligowych wchodząc z ławki, w obu przegranych z Wisłą Płock (0:1) i Lechią Gdańsk (1:2). Nic nie wskazywało na zmianę sytuacji Litwina. Dobry los jednak przyszedł po przerwie na rywalizację kadr. "Arvi" strzelił gola z Lechem, a wygrana była przełomem tak dla zespołu, jak i dla samego gracza. Od tej pory jego gra zaczęła wyglądać lepiej. Novikovas stał się skuteczniejszy, wykorzystywał swoją szybkość i wygrywał więcej bezpośrednich rywalizacji z przeciwnikami. W rundzie jesiennej dryblował ze skutecznością 47,8% oraz wygrał 40,9% pojedynków w ofensywie. Do tego dokładał średnio 3,8 dośrodkowania na mecz ze skutecznością 30,1%. - Początek sezonu zawsze jest trudny, tak samo miałem w Jagiellonii i w Niemczech, ale później się rozkręcałem. Zawsze mam wysoką pewność siebie, czasem mam jej za dużo i to jest problem - opowiadał skrzydłowy. Litwin dalej występował w pierwszym składzie wygrywając z Arką (1:0) i Górnikiem Zabrze (5:1), z którym zdobył bramkę. Dobrą dyspozycję zawodnika przerwały problemy z sercem. Spotkanie z Koroną (4:0) rozpoczął od początku, jednak na boisku przebywał zaledwie 20 minut. Sprawa okazała się poważna, a Litwin musiał przejść zabieg ablacji serca. Nie był to pierwszy raz, bo podobne problemy pojawiły się gdy był zawodnikiem VfL Bochum. Sumarycznie: Novikovas w dziewiętnastu meczach strzelił cztery gole i miał trzy asysty. Skrzydłowy wraca do pełni sił, a ostatnio zasiadł na ławce w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Transfer na plus, choć pozostawiający nieco wątpliwości. Być może wiosna pozwoli je rozwiać. 

Arvydas Novikovas, Andre Martins

Serbska ciemna strona mocy

Czas na wielki, czerwony minus. Trudno o pozytywne słowa wobec pozyskania Ivana Obradovicia. Jest największym rozczarowaniem letniego okienka i to być może w całej Ekstraklasie. Serb przychodził do Polski jako piłkarz z ciekawym CV. Miał na koncie grę w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy oraz w kadrze. Występował w Realu Zaragoza czy Anderlechcie. Fakt jego zaległości treningowych był jasny, ale nikt nie przypuszczał, że skala przerośnie wszelkie wyobrażenia. Zawodnik trenował, ale nie poprawił się na tyle, aby włączyć się do walki o skład. Sześciokrotnie "zszedł" do trzecioligowych rezerw. Jego występy były poprawne, ale też nie porwały. Gdy wydawało się, że przechodzi na jasną stronę mocy, pojawiały się urazy mięśnia czy pleców. Brakuje mu boiskowego tempa, dynamiki w grze. To jedyny piłkarz, pomijając bramkarzy, z którego nie skorzystał szkoleniowiec Legii. To mówi samo za siebie. Obradović zawiódł na całej linii. Byłoby idealnie, gdyby wiosną wybudził się ze snu i stał się kolejną opcją w defensywie. Wiarę w serca sztabu szkoleniowego czy kibiców musi jednak wlać nikt inny, jak sam piłkarz. Ivan ObradovićDwojako można spojrzeć na kwestię Kacpra Kostorza, który podpisał kontrakt z Legią blisko rok temu. Pierwszą rundę spędził na wypożyczeniu do Podbeskidzia Bielsko-Biała, a latem pojawił się przy Łazienkowskiej i został w kadrze. Oddając mu kilka słów - wciąż jest melodią przyszłości. Pod koniec rundy dostał trzy szanse do pokazania się od Vukovicia. Przy Łazienkowskiej widzi się go bardziej w roli napastnika niż skrzydłowego. Najdłużej zagrał w ostatniej kolejce z Zagłębiem Lubin, gdy przebywał na boisku przez ponad dwadzieścia minut. Można się spodziewać, że wiosną też dostanie swoje okazje do pokazania umiejętności. Trzeba też odnotować, że grając w pięciu meczach rezerw, zdobył trzy bramki.  

Kacper Kostorz

Cenna sprzedaż

Latem Łazienkowską targał wiatr zmian. Do klubu trafiło siedmiu zawodników, ale pożegnań także nie brakowało. Jedne były słodsze, inne z posmakiem goryczy. Sebastian Szymański był w tamtym okresie najcenniejszym aktywem wicemistrzów Polski i został sprzedany za około 5,5 mln euro. Transfer 20-latka dał radość każdej ze stron. Legia zarobiła dobre pieniądze. Dinamo Moskwa zyskało gracza podstawowego składu. Agenci gracza dostali prowizję. A sam pomocnik dzięki niezłej grze w Rosji trafił do reprezentacji Polski, gdzie buduje coraz mocniejszą pozycję. Jesienią były legionista rozegrał dziewiętnaście meczów, strzelił gola i miał asystę. Letnie okno transferowe bylo najlepszym pod względem sprzedaży za kadencji prezesa Dariusza Mioduskiego. Wcześniej po stronie zysków brakowało konkretnych kwot. Szymański był pierwszym czynnikiem zmiany. Potem warszawiacy nieźle zarobili na spieniężeniu kart zawodniczych Carlitosa oraz Sandro Kulenovicia

Sandro Kulenović

Hiszpan przed transferem miał problemy z grą w Legii. Pomijając cały wątek, który elektryzował legijne środowisko, piłkarz z czasem przestał dostawać szanse w wyjściowym składzie Legii. Sprzedaż gracza oczyściła atmosferę, a Legia skończyła rundę z najlepszą ofensywą w PKO Ekstraklasie. Wyszło na plus, bo Legia zarobiła blisko dwa miliony euro. I nie zmienia tego fakt, że część tej kwoty otrzymała Wisła Kraków. Czystym zyskiem było również pożegnanie Kulenovicia, który wpadł w oko cyklonu i nie ze swojej winy, polaryzował kibiców stołecznego klubu. Ten zapisał w tabeli dochodów kolejne dwa miliony i historia się dokonała. Powracanie do przeszłości nie ma większego sensu. Teraźniejszość okazuje za to statystyki obu napastników. Carlitos w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zdobył pięć bramek w dziewięciu meczów i zapewne może być zadowolony. Tak z dorobku, jak i z zarobków (ok. miliona euro za rok gry). 20-letni Chorwat wrócił do domu i mógł czerpać nauki z występów jego zespołu w Lidze Mistrzów. Kulenović zagrał w krajowych rozgrywkach przez 24 minuty, grał też w zespole młodzieżowym, a rok kończył z urazem. Pozorny krok w tył, może w przyszłości zaowocować dwoma skokami w przód. Młodzieżowy reprezentant swojego kraju znalazł się w końcu w najznamienitszej lokalnej kuźni, z której w świat wypuszczono już mnóstwo talentów. 

Pozalegijne ciernie

Kolejnym zarobkiem było posłanie w świat Jakuba Ojrzyńskiego, który zamienił Legię na lidera Premier League, Liverpool. Młody bramkarz odszedł do zespołu juniorskiego, ale zdarza mu się trenować razem z pierwszym zespołem. Co się stanie później? Przyszłość pokaże. Ostatnie miesiące nie były łaskawe dla wielu graczy opuszczających Legię latem. Michał Kopczyński przez problemy zdrowotne nie zdołał zadebiutować w słabo radzącej sobie Arce Gdynia. Tomasz Jodłowiec w ostatnim dniu okna transferowego wybrał Piast Gliwice, ale 476 minut spędzonych na boisku nie brzmi wybornie. W przypadku doświadczonego pomocnika Legia znalazła się jednak na pewnym plusie - nie musi już płacić dość wysokiego kontraktu, a przy tym zarobiło około 100 tysięcy euro. 

Cristian Pasquato

Gracze, którym skończyły się umowy z Legią, w większości mają za sobą trudne okresy. Kasper Hamalainen potrzebował czasu zanim znalazł klub, a w FK Jablonec rozegrał ledwie 120 minut w sześciu meczach. Czechy póki co nie są jego ziemią obiecaną. Cristian Pasquato wrócił do Włoch, lecz gra w czwartej lidze... Nie wymaga to dalszego komentarza. Arkadiusz Malarz związał się z Łódzkim Klubem Sportowym. Postawa samego bramkarza z meczu na mecz jest coraz lepsza, lecz sam zespół momentami - cytując Franciszka Smudę - sprawia wrażenie jakby "walczył o spadek". Z kolei Miroslav Radović zdecydował się na rozbrat z piłką nie występując jesienią w żadnym klubie. 

Jaskółka

Promyczkami optymizmu dla byłych legionistów muszą pozostać Adam Hlousek oraz Michał Kucharczyk. Pierwszy wrócił do kraju, a w Viktorii Pilzno jest szanowanym zawodnikiem, który zagrał w dziewiętnastu meczach i przebywał na murawie przez 1439 minut. Efektem są gol oraz trzy asysty. "Kuchy" miał z kolei trudny początek, usłany kontuzjami. Urał musiał dopiero dać się pokochać Kucharczykowi. Gdy się wyleczył, zaczął grać w Jekaterynburgu. W mocnej lidze rosyjskiej 28-latek wystąpił osiem razy przez 332 minuty. Kolejna runda będzie decydowała o przyszłości skrzydłowego, gdyż ten ma kontrakt tylko do końca sezonu.

A na koniec? Iuri Medeiros. Niektórzy widzieli w nim zbawiciela Legii, Salvadorem jednak nie został (Salvador legijny, Agra, również miewa się przeciętnie, bo nie gra). Obrażalskiego Portugalczyka zweryfikowała 2. Bundesliga. Były piłkarz Sportingu został sprzedany do FC Nurnberg za blisko dwa miliony euro. Jego klub jest szesnasty, walczy o utrzymanie, a trener Jens Keller, jak i jego poprzednik, Damir Canadi, nie są największymi zwolennikami talentu 25-latka. Medeiros rozegrał jedenaście spotkań, wystąpił przez 554 minuty, a w statystykach pozostaje zero. W trzech ostatnich spotkaniach 2019 roku były gracz Legii zasiadał tylko na ławce. 

Transferowe lato było korzystne dla Legii. Budżet płacowy został oczyszczony, Legia zarobiła, a pozyskani gracze potrafili zakończyć rok na pozycji lidera w PKO Ekstraklasie. Mówi się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Zima przy Łazienkowskiej powinna być łatwiejsza. Rewolucja już zakończona. Teraz przed władzami Legii co najwyżej porządki, choć może się zdarzyć, że trzeba będzie uzupełniać brakujące ogniwa. Ale czy w stolicy ten schemat to coś nowego?

Polecamy

Komentarze (130)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.