Liga w loży szyderców
14.11.2007 10:09
W czternastej kolejce Orange Ekstraklasy, strzelonych zostało zaledwie jedenaście bramek. Gorzej było w tym sezonie tylko raz. Na nienajlepszą grę snajperów z całą pewnością wpłynęła jednak atmosfera – zarówno ta na trybunach, związana z presją wyników, jak i mroźna, jesienno-zimowa aura, która bardziej kazała chyba myśleć piłkarzom o cieple domowego ogniska, niż o uganianiu się za futbolówką.
W Poznaniu, po ostatniej porażce Lecha z Jagiellonią, kibice otwarcie zamanifestowali swoje niezadowolenie z postawy drużyny. Na meczu z Polonią Bytom zjawiło się ich zaledwie piętnaście tysięcy, a to przecież jedna ze słabszych frekwencji przy Bułgarskiej w ostatnim czasie. „Kolejorz”, który dotąd raczył swoich fanów pokaźną liczbą goli strzelanych na własnym stadionie, tym razem trafił do siatki rywala tylko raz, ale czy można się dziwić, skoro jednemu z najskuteczniejszych napastników Lecha – Hernanowi Rengifo, po raz pierwszy przyszło grać w śniegu i kopać pomarańczową piłkę?
Na warunki atmosferyczne narzekano również w Chorzowie, gdzie Ruch zamierzał gładko pokonać outsidera ligi – ŁKS. To, że goście nie strzelą gola, wydawało się pewne, gdyż łodzianie od dziewiątej kolejki konsekwentnie grają z przodu „na zero”, jednak to, że bramki nie zdobędą również „Niebiescy”, którzy przez całą drugą połowę występowali z przewagą jednego zawodnika, mocno zaskoczyło i poirytowało kibiców przybyłych na stadion. W tej sytuacji, zdawałoby się najgłupszy wyczyn meczu – sprokurowanie czerwonej kartki przez Mladena Kaszczelana, okazał się całkiem rozsądnym posunięciem, bo ŁKS wiele nie stracił, a sam Czarnogórzec mógł z politowaniem oglądać kolegów zmuszonych do biegania po ośnieżonej murawie.
Nieoczekiwaną wygraną gości zakończyło się spotkanie Odry Wodzisław i Cracovii. „Pasy” odniosły pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie, a trener Majewski po meczu promieniał. Promieniał również Marcin Cabaj, który obronił strzał z rzutu karnego. Tuż przed „jedenastką” do golkipera Cracovii podszedł jego kolega z drużyny – Dariusz Pawlusiński, i namawiał Cabaja do rzucenia się w prawy róg bramki. Ale nie od dziś wiadomo, że bramkarze to niepokorni indywidualiści, dlatego wszelkie sugestie zdały się na nic, a Cabaj wybrał lewy róg – dokładnie ten sam, który upodobał sobie niefortunny strzelec Odry, Marcin Nowacki. No cóż, jedni nazwą to intuicją, inni przekorą, ale jedno jest pewne – Pawlusiński okazał się dla Cabaja równie wartościowym doradcą, co swego czasu Giza dla Majewskiego piłkarzem.
O Piotrze Gizie mówiło się po meczu Legia – Jagiellonia najwięcej, przynajmniej w odniesieniu do piłkarzy. To właśnie niechciany w Krakowie pomocnik, którego wyszkolenie techniczne podobno może imponować, przedstawił jak nie należy składać się do strzałów na bramkę. Była to prezentacja dość wszechstronna, bo zawierała m.in. pokaz jak nie wykorzystać sytuacji sam na sam z bramkarzem i jak, będąc nie pilnowanym, uderzyć piłkę z dwunastu metrów wysoko nad poprzeczką. Pewną wartością w tym wszystkim był fakt, że przynajmniej kibice Legii, obserwując z narastającą złością kolejne zmarnowane okazje, mieli sposobność rozgrzać się do czerwoności. Tym bardziej, że partnerzy Gizy szybko złapali ten sam rytm i poszli za przykładem swojego kolegi, konsekwentnie, do ostatniego gwizdka zaprzepaszczając wszelkie sytuacje na strzelenia gola. W efekcie warszawianie tylko zremisowali, przypominając sobie jednocześnie, jak smakuje zdobycie jednego punktu, czego nie doświadczyli od marcowego pojedynku z Cracovią. Stracili tym samym miano drużyny bezkompromisowej.
O bezkompromisowość przy Łazienkowskiej postarał się jednak ktoś inny, a mianowicie delegat PZPN – Andrzej Tomaszewski, który w przerwie, nieprzejednanie nakazał przerwanie meczu i zdjęcie wywieszonej przez kibiców gości, rzekomo rasistowskiej flagi. To wprawdzie nie jego miał na myśli znany sympatyk Legii – Muniek Staszczyk, gdy śpiewał w jednym z utworów „Był zawsze trochę z boku, na bakier trochę był...”, a jednak słowa te dobrze oddają sylwetkę Tomaszewskiego. Niby funkcja delegata zmusza go do roli osoby stojącej z boku, ale on sam nierzadko znajduje pretekst, aby skupić na sobie powszechną uwagę; niby powinien znać przepisy, których przychodzi mu dopilnować, ale w rzeczywistości jest z nimi na bakier. To wskutek decyzji Andrzeja Tomaszewskiego piłkarska Polska oglądała kuriozalne działania organizatorów próbujących zasłonić sporną flagę, i to dzięki niemu – paradoksalnie – została ona wyeksponowana w mediach. Staszczyk jasno i mądrze stwierdził niedawno, że rasizm dyskwalifikuje kibiców, ale co musi zrobić delegat, żeby dyskwalifikacja objęła jego?
Swoją drogą, obserwujący piątkowy mecz, wysłannicy Racingu Santander nie mogli wybrać w minionej kolejce lepszego spotkania, by zobaczyć jakimi prawami rządzi się polski futbol. Szkoda tylko, że nie obejrzeli bramek.
Bramki obejrzeli za to kibice Widzewa, choć satysfakcji nie przyniosło im to żadnej, bo w spotkaniu łodzian z Koroną gole strzelali wyłącznie piłkarze z Kielc. Na nic zdały się zdwojone wysiłki Grzegorza Piechny, który bardzo chciał przypomnieć się swojemu byłemu klubowi i trafić wreszcie do siatki po powrocie do Orange Ekstraklasy. Dziwna niemoc Piechny trwa jednak jak zaklęta, ale magia nie ma z tym nic wspólnego – piłkarzowi Widzewa potrzeba zwyczajnie nieco lepszej formy, a być może znów będzie czarował, jak dwa sezony temu. Na razie, w dogodnych sytuacjach, „Kiełbasę” zjadają nerwy. Ile więc przyjdzie mu czekać na ponowne trafienie w polskiej lidze? No cóż, Jerzemu Brzęczkowi zajęło to dwanaście lat, ale w sobotę wreszcie się doczekał i celnym uderzeniem zapewnił Górnikowi punkt w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. W następnej kolejce Górnik zagra z Widzewem, może niech Piechna po prostu poradzi się Brzęczka?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.