Liga w loży szyderców
30.04.2008 11:33
27. kolejka Orange Ekstraklasy przyniosła mnóstwo emocji i bramek. Tych pierwszych najwięcej udzieliło się Januszowi Wójcikowi, który zadebiutował w roli szkoleniowca Widzewa Łódź, tych drugich zaś najwięcej padło pod Wawelem oraz w Białymstoku. Kibice wspierający swoje drużyny na stadionach tym razem mieli okazję obejrzeć zachowania i fantastyczne, i fanatyczne, bo ciekawie było wszędzie, choć nie wszędzie atrakcyjność danego spotkania była adekwatna do cen biletów, jakich zażądali organizatorzy. A najbardziej kazali sobie dopłacić w Warszawie, gdzie Legia rozprawiła się wreszcie z mitem niepokonanej, galaktycznej Wisły…
Dla piłkarzy z Łazienkowskiej mecz z nowo kreowanym mistrzem Polski stanowił okazję do zaprzeczenia jakoby „Biała Gwiazda” wygrywać mogła z każdym jak i gdzie chce. Poza tym Legia miała triumfalnie powrócić na pozycję wicelidera, a także wykazać, że młodzież która wyeliminowała Wisłę z Pucharu Ekstraklasy jest w stanie potwierdzić nieprzypadkowość tamtego wyniku. I wszystkie te cele „Wojskowi” osiągnęli w stylu, który nieregularnym obserwatorom Orange Ekstraklasy kazałby się zastanowić czy to aby na pewno goście wygrali rozgrywki z gigantyczną przewagą punktową. Zresztą takich obserwatorów trochę na trybunach zasiadło, pojawili się bowiem managerowie z zagranicy – tak zza tej zachodniej, jak i zza wschodniej.
Tymczasem ich uwagę tylko raz zwróciła gwiazda „Białej Gwiazdy”, a mianowicie Paweł Brożek, przyszły król strzelców rodzimej ligi, i to wcale nie w momencie gdy uzyskiwał dla gości kontaktowego gola, lecz nieco wcześniej – gdy podczas wykonywania karnego pozbawiał Macieja Skorżę ostatnich złudzeń, że ten ma w składzie zawodnika przypominającego Antonina Panenkę. Szkoleniowiec Wisły jakiś czas temu twierdził, że kimś takim jest w jego zespole Jirsak, ale od niedzieli chyba nabrał wreszcie przekonania, że ani Jirsak, ani Paweł Brożek, ani nikt inny nie przypomina sławnego Czecha. Natomiast podopieczni Jana Urbana grali jak z nut, choć tylko przez jedną godzinę, bo potem fałszowali okropnie. Gdy na boisku – przed wyrzuceniem z murawy Dariusza Dudki – siły były wyrównane, „Wojskowi” narzucili przeciwnikowi własny styl, ale już gdy posiadali dwubramkową przewagę, inicjatywę dla odmiany przejęli osłabieni goście. Paradoks? Niekoniecznie, wszak to Legia jako jedyna potrafiła pokonać w bieżącym sezonie Wisłę, a jednocześnie w dojmujący sposób ulec Zagłębiu Sosnowiec. Znasz li drugi taki zespół, drogi Czytelniku? I nie ma na „Wojskowych” żadnej reguły – ciągle mogą zdobyć wicemistrzostwo oraz dwa krajowe puchary, jak też obejść się smakiem i nie ugrać literalnie nic. Chyba nawet osławiona delficka wyrocznia nie byłaby w stanie przewidzieć, jakie wyniki zanotuje na finiszu zespół z Warszawy.
Bo w Legii zbyt wiele spraw przypomina wirtualną rzeczywistość – niby w przerwie zimowej były jakieś wzmocnienia, ale jakby ich nie było; niby klub ma duży budżet, ale pieniędzy na transfery ciężko się doszukać; niby Szałachowski jest od dawna zdrowy, ale ciągle pauzuje przez kontuzje; niby na mecze przychodzą kibice, ale trudno zauważyć ich obecność; niby drużyna jest najsłabsza od lat, ale ciągle znajduje się w ścisłej czołówce ekstraklasy… Nawet właściciel wyraźnie się w Legii pogubił – niby zależy mu na silnej sportowo drużynie, ale co najwyżej jako produkcie ubocznym, wynikającym przede wszystkim z rentowności klubu. Wygrana z Wisłą tylko komplikuje ocenę sytuacji przy Łazienkowskiej, gdzie nic nie jest jednoznaczne. Ale tak już chyba musi być, bo podobno świata – również tego sportowego – nie należy odbierać w kategorii białe-czarne. Od niedawna nawet w kontrastowe stroje legionistów wmieszano inne barwy. Jakże to znamienne.
Tymczasem w innych spotkaniach było nie mniej interesująco. Piłkarze Polonii Bytom modelowo zaprezentowali zbiorową nieporadność w defensywie, czym podarowali gola zawodnikom Ruchu Chorzów, i choć ostatecznie doprowadzili do remisu, to własnych kibiców oraz szkoleniowca doprowadzili wcześniej do szewskiej pasji. Szewską pasję, w pełnym znaczeniu tego frazeologizmu, uzewnętrznił przed kamerami Janusz Wójcik, który klął jak szewc podczas meczu Widzewa z Dyskobolią. Gros wykrzyczanych przez niego epitetów dotyczyło występu bramkarza Fabiniaka i doprawdy trudno przewidzieć jaki wpływ będzie to miało na psychikę golkipera, którego w szerokiej kadrze widział swego czasu sam Beenhakker. W sobotę, Fabiniak już w przerwie gładko przegranego meczu prosił o zmianę... Wygrał za to drugi łódzki klub, ale niewielu mogło obejrzeć triumf ŁKS-u nad drużyną z Bełchatowa, bo spotkanie odbywało się bez udziału publiczności. I właściwie rozwiązana została zagadka trawiąca włodarzy z Alei Unii – otóż zespół grając bez presji kibiców jest w stanie zwyciężyć nawet wicemistrza Polski. W konfrontacji Zagłębia Sosnowiec z Zagłębiem Lubin dobre zawody rozegrał Piotr Włodarczyk, który strzelając bramkę orz wypracowując partnerom następną – jako piłkarz związany sentymentem z Legią – pomścił niejako niedawną porażkę „Wojskowych”, przypieczętował spadek sosnowiczan i nadal, zgodnie ze swoimi deklaracjami, w szaleńczym tempie zbliża się do setnego gola w 1. lidze. Ma już na koncie 92 trafienia. Zabrski Górnik efektownie przegrał z Koroną, która od wstrząsu związanego z aresztowaniem Dariusza Wdowczyka imponuje efektywnością. Czyli nie ma tego złego... Najwięcej bramek padło jednak na boiskach w Białymstoku i Krakowie. Bohaterami obydwu meczów byli panowie W. Najpierw doświadczony Woś z Odry pogrążył Jagiellonię zadziwiając chyba nawet samego siebie, co potwierdziła jego nieskrywana, dzika radość po strzelonych golach, przypłacona kontuzją ręki, a następnie Witkowski z Cracovii zaliczył hat-trick zatrzymując rozpędzonego „Kolejorza”. Lech z marzeniami o europejskich pucharach ani myśli się jednak pożegnać. Piotr Reiss przewiduje sytuację w sposób często właściwy poznaniakom – skupiając się nie tyle na własnej postawie, ile na grze wroga nr 1: „Jestem przekonany, że w którymś z pozostałych meczów Legia zejdzie z boiska pokonana.”. Ciekawe czy wobec takiej pewności postawiłby na to swój majątek u bukmachera?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.