Domyślne zdjęcie Legia.Net

Listkiewicz nie odejdzie z PZPN

Marcin Szymczyk

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

19.04.2008 09:09

(akt. 20.12.2018 17:27)

Na ostatnim zjeździe związku Listkiewicz przeprosił i zgłosił chęć diametralnych zmian. Zmiany oczywiście będą, ale każdy rozumie je na swój sposób. - Jestem pełnomocnikiem UEFA ds. Euro 2012. Nie ma takiej możliwości, abym dalej nim był, nie pełniąc jakieś funkcji w PZPN, a przecież podpisałem z UEFA kilkuletni kontrakt - mówi Listkiewicz. - To wszystko musi się łączyć. Muszę mieć jakiś wpływ na podejmowanie decyzji w PZPN. W przeciwnym razie nie mógłbym być skutecznym pełnomocnikiem UEFA. Najprawdopodobniej Listkiewicz będzie wiceprezesem...
Listkiewicz ma więc znakomite alibi. Musi zostać w PZPN, bo w przeciwnym razie UEFA zacznie się krzywić i mistrzostwa Europy w Polsce będą zagrożone. Europejska federacja powinna przecież mieć wpływ na polski związek poprzez zaufanego człowieka. A czy będzie miała zaufanie do jakiegoś anonimowego menedżera, którego chcą wprowadzić do PZPN politycy z ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim na czele? Oczywiście Listkiewicz, zapowiadając na ostatnim zjeździe rezygnację z funkcji prezesa, o tym wszystkim nie wspomniał, bo i po co. Przed kamerami przeprosiny brzmiały lepiej. - Ja nie stoję ani po stronie rządu, ani po stronie PZPN, czy UEFA. Stoję po stronie wszystkich i wszystkim pomagam. Prezydent Michel Platini to docenia" - mówi Listkiewicz. "Jeśli nagle nie będę mógł pomóc polskiemu związkowi, bo mnie tam zabraknie, nasza sytuacja w UEFA może się pogorszyć. Niech pan zrozumie, że ja nie mogę być w Polsce tylko jakimś konsulem honorowym. Nawet, gdybym chciał… Co na to inni działacze? "Przecież mamy demokrację" - uśmiecha się Grzegorz Lato. Janusz Wójcik mówi wprost: "Wiedziałem, że tak będzie. W PZPN po czternastym września nic się nie zmieni. Drużyna będzie inna, tylko skład ten sam". Zbigniew Boniek też nie jest zdziwiony. -Być może Michał zostanie kimś w rodzaju wiceprezesa do spraw zagranicznych. A Drzewiecki? Minister chyba nie jest najlepiej zorientowany w całej sytuacji. Marzą mu się nowocześni menedżerowie w PZPN. Kilku nawet jest gotowy wskazać. Tylko który działacz będzie chciał współpracować z profesjonalistami? - O składzie nowych władz zadecydują delegaci. Jeśli komuś się zdaje, że wrócimy do lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych, kiedy ministrów przynoszono w teczkach, to się myli. PZPN to niezależne stowarzyszenie - mówi Listkiewicz. - Groźba zawieszenia przez polityków? W latach stalinowskich zawieszono PZPN. Ale te czasy już nie wrócą. W razie gdyby Drzewiecki wreszcie się zorientował, że o żadnych menedżerach nie ma mowy, Listkiewicz będzie miał kolejne alibi. Kilka dni temu wysłał do Ministerstwa Sportu i Turystyki pismo, w którym prosił ministra o przedstawienie kandydata (podkreślając oczywiście, że musi być spoza środowiska piłkarskiego) na prokuratora sportowego. Nieszczęśnik miałby współpracować z Wydziałem Dyscypliny i odpowiadać za walkę z korupcją, dopingiem i chuligaństwem, czyli za wszystko to, z czym PZPN nie daje sobie rady i od czego chce mieć święty spokój. Kompetencje prokuratora zostały w liście dokładnie określone - prowadzenie postępowań, składanie wniosków, zawiadamianie prokuratury. Generalnie nic, co naruszyłoby spokój i wypełniało wolny czas członków zarządu PZPN. Jeśli Drzewiecki nadal będzie się upierał, że w PZPN nic się nie zmienia i trzeba coś z tym zrobić, Listkiewicz uruchomi znajomości. W zasadzie kilka pochwał Beenhakkera i Platiniego, połączonych z żalem nad dymisją prezesa i groźbami skierowanymi w stronę "reformatorów", powinno załatwić obecnemu prezesowi dobrą posadę w PZPN na kolejne lata. Beenhakker dzwonił niedawno do prezesa, mówiąc mu, że nie wyobraża sobie PZPN bez niego i że generalnie z każdym innym działaczem będzie mu się ciężej współpracować. A Platini? To przyjaciel Listkiewicza od ponad dziesięciu lat. Jeśli Michał mówi, że w Polsce nie ma korupcji, to Michel wierzy, że rzeczywiście tak jest. - Rozmawiałem wczoraj z delegatami UEFA. Wszyscy chcieli, abym został w związku. Niektórzy nie rozumieli, dlaczego rezygnuję. Nie mogłem im jednak obiecać, że zostanę. O tym przecież zadecydują delegaci - uśmiecha się Listkiewicz. Delegaci - wiadomo: nie odsuną przecież od władzy swojego pracodawcy, twórcy kilkunastu komisji i wydziałów, w których każdy znalazł coś dla siebie. Listkiewicz w wyborach na prezesa PZPN poprze Strejlaua, Piechniczka czy Latę (to naprawdę bez różnicy kogo), a w zamian otrzyma poparcie od nowego prezesa. Kilku innym delegatom coś obieca jak zawsze. Jest jeszcze jedna kwestia - po co mu to wszystko? Mało się nasłuchał i naczytał? Pycha, męska duma czy zwykła żądza władzy? A może to i to? - Ja dużo w życiu przeżyłem i naprawdę dużo jeszcze mogę przeżyć - zapewnia.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.