Domyślne zdjęcie Legia.Net

Ludzkie oblicze Leo Beenhakkera

Michał Maciąg

Źródło: Legia.Net

23.06.2008 13:24

(akt. 20.12.2018 08:49)

Kim tak naprawdę jest Leo Beenhakker? Niby banalne pytanie, oczywista oczywistość, jak to mawiają niektórzy. Każdemu kibicowi, czyli jednemu z miliona polskich selekcjonerów wydaje się, że zna odpowiedź na to pytanie. Jednak, jaka jest prawda? Czy Leo to człowiek ze spuszczoną głową idący korytarzem po przegranych barażach z Belgią? Roześmiany mężczyzna z reklamy? Czy może wreszcie nerwowy, poirytowany starszy pan z konferencji pomeczowych na Euro 2008 ?
Oczywiście to jeden i ten sam człowiek, ale które elementy odgrywają istotną rolę w budowaniu jego osobowości? Wydaje się, że w chwili obecnej Leo jest przegrany. Po meczu z Chorwacją nie dość, że zobaczyliśmy Leo idącego korytarzem ze spuszczoną głową to na dodatek podczas rozmowy z Romanem Kołtoniem był arogancki i nieuprzejmy, co wcześniej raczej mu się nie zdarzało. Ostatnie dni ujawniły nam więcej prawdy o Leo niż całe dwa lata przed EURO. Jednak czy to świadczy o tym, że na jego postać należy patrzeć tylko przez pryzmat ostatnich wydarzeń? Moim zdaniem nie. Pokusiłbym się o położenie EURO na jednej z szal Temidy, na drugiej umieściłbym eliminacje i mecze towarzyskie do wygranej z Czechami. Podczas eliminacji Beenhakker mimo początkowych niepowodzeń dokonał wydawałoby się niemożliwego i awansował z Polską na tą wielką imprezę wyprzedzając w grupie między innymi Portugalię, Serbię, Finlandię, czy Belgię. Jednak nie trzeba tego nikomu chyba przypominać. Wszyscy pamiętamy, do dziś siatki zakładane przez Bronowickiego Simao, czy rozpaczliwy strzał Krzynówka w Lizbonie. Wtedy Leo był uśmiechnięty, rzucał żartami. Pojawiał się na konferencjach prasowych. Prowadził sympozja dla trenerów. Chętnie udzielał wywiadów. Czasem zdarzyło mu się zirytować, gdy jakiś dziennikarz próbował wstawić mu do składu Jelenia czy Brożka, ale to były bardzo sporadyczne wypadki. On miał swoją wizję, jak sam to nazywał swoją filozofię futbolu. Trzymał się jej i realizował, jak się okazało z powodzeniem. Dopóki wygrywał wszyscy byli zachwyceni warsztatem zagranicznego szkoleniowca. Wydawało się, że naprawdę interesuję go Piłka Nożna w Polsce, w jak najszerszym znaczeniu tego słowa. Był z reprezentacją młodzieżową w Kanadzie. Jeździł na turnieje organizowane dla juniorów. Teraz Leo według tak zwanej grupy „reformatorów” z PZPN ma za dużo swobody. Nagle okazało się, że nikt go nie kontroluje. Nikt nie nadzoruje jego pracy. W oka mgnieniu pojawiła się w PZPN autonomiczna, holenderska jednostka organizacyjna. Nie zauważono kiedy powstała i z czyjego pozwolenia. Otóż jest to kompletna bzdura. Leo dostał przyzwolenie pracodawcy na ściągnięcie swoich rodaków do sztabu szkoleniowego reprezentacji. Na pewno nie jest to sytuacja komfortowa dla nas Polaków, że nasze Orły są trenowane niemalże tylko i wyłącznie przez Holendrów. Jednak można było o tym wcześniej trochę pomyśleć. Nie zgodzić się. W końcu to PZPN jest pracodawcą Leo i to do niego należą ostateczne decyzje. W chwili obecnej jest to tylko i wyłącznie element kampanii wyborczej Grzegorza Lato na prezesa PZPN. Postanowił na fali niezadowolenia z rezultatów polskiej reprezentacji podczas EURO zyskać przychylność opinii publicznej oczyszczając sztab szkoleniowy z „holenderskiego pasożyta” i parę głosów rozczarowanych wynikami członków zjazdu wyborczego PZPN. Inna sprawa to obraz Leo. Znowu mogliśmy go oglądać przegranego, idącego ze spuszczoną głową korytarzem wiodącym do szatni po meczu z Chorwacją. Nie był to już ten samo Leo triumfujący, roześmiany, podrzucany przez swoich piłkarzy po wygranych eliminacjach. W tej chwili jest to z pewnością człowiek przegrany. Tu nawet nie o to chodzi co media o nim wypisują. On jest przegrany wewnętrznie, przed samym sobą. Kolejny turniej i kolejne porażki. Jemu nie trzeba tego przypominać. Myślę, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie chciałbym szukać dla niego łatwych usprawiedliwień, ale stąd mogła się brać jego irytacja podczas rozmów z dziennikarzami. Co się zmieniło po EURO? Leo stał się człowiekiem. Tak, jak Zidane po finale Mundialu 2006. Okazało się, że Leo też jest omylny, popełnia błędy, też miewa swoje humory i czasem zdarza mu się nie panować nad emocjami. Leo zstąpił, a może spadł z monumentu i stał się jednym z nas. Na pewno w wielu głowach siedzi pytanie czy zwolnić Beenhakkera? Myślę, że każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na tak postawione pytanie. Na pewno Leo popełnił parę/wiele błędów. To wszystko zależy od oceniającego. Jedno jest pewne, jak mawiał Napoleon „Błędów nie popełnia tylko ten co nic nie robi”. Najważniejsze to wyciągać wnioski zarówno z sukcesów, jak i porażek.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.