News: Łukasz Broź: Nie czułem się gorszy od Beresia i Jędzy

Łukasz Broź: Nie czułem się gorszy od Beresia i Jędzy

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

16.11.2017 20:15

(akt. 02.12.2018 11:48)

Łukasz Broź wydawał się już pogodzony z losem, a jego przyszłość przesądzona. Po operacji palca Artura Jędrzejczyka wskoczył jednak do pierwszego składu, gra dobrze i wygląda na to, ze na dłużej zagości w pierwszej jedenastce. - Robię swoje na treningach, potem w meczach, a ocena i decyzja co dalej, zależy już tylko od trenera. Dziś szkoleniowiec postawił na mnie, ale nie mogę spocząć na laurach, zdrzemnąć się, tylko pracować jeszcze mocniej. Muszę dostarczać Romeo Jozakowi argumenty, by wciąż na mnie stawiał - mówi w rozmowie z Legia.Net obrońca naszego zespołu.

Piłka jest nieprzewidywalna – zgodzisz się?


- Chyba tak, choć zobaczymy jak skończy się ten sezon. Ale tak, jest nieprzewidywalna, podobnie jak moje już blisko pięć lat w Legii. Cały czas tak to wyglądało, jak ostatnio – czyli zwroty akcji i mało przewidywalności.


Dostawałeś mało szans na grę, wydawało się, że jesteś już pogodzony z losem, dotrwasz do końca kontraktu i odejdziesz. Aż tu nagle „znów jesteś w grze”. Miłe uczucie?


- Wiadomo, fajna sprawa. Poczułem w końcu, że jestem w rytmie meczowym, że mogę dużo dać od siebie temu zespołowi. Grając co tydzień nabieram pewności siebie, czuję się na boisku dużo lepiej. Wcześniej grałem od przypadku do przypadku, a wtedy jest dużo trudniej.  Jak to zwykle bywa, o wszystkim zdecydował przypadek. „Jędza” złamał palec, wskoczyłem za niego, miałem pewność, że zagram kilka spotkań z rzędu i chciałem to wykorzystać, pokazać się z jak najlepszej strony.


Ale co istotne Artur Jędrzejczyk wyzdrowiał, a Ty pozostałeś w pierwszej jedenastce. Pomijając uraz, jakiego nabawił się podczas meczu reprezentacji Polski.


- Udało się w końcu (śmiech). Robię swoje na treningach, potem w meczach, a ocena i decyzja co dalej, zależy już tylko od trenera. Dziś szkoleniowiec postawił na mnie, ale nie mogę spocząć na laurach, zdrzemnąć się, tylko pracować jeszcze mocniej. Muszę dostarczać Romeo Jozakowi argumenty, by wciąż na mnie stawiał.



O ile trudniej jest pracować na treningach na maksimum, dawać z siebie wszystko, gdy i tak wiesz, że za kilka dni zagra twój kolega, a ty usiądziesz na ławce rezerwowych?


- O wiele trudniej. Właściwie to chyba nie jest to do końca możliwe. Gdy długo nie grasz, wiesz, że nic się nie zmieni, nie da się trenować non stop z pełnym zaangażowaniem. W pewnym momencie siłą rzeczy spada determinacja, gdy zespołowi idzie, a wskoczyć do składu jest bardzo trudno. Oczywiście trzeba się starać, bo zawsze może się komuś przytrafić kartka czy kontuzja. Jednak zdarzają się momenty słabsze, bo trener stawia konsekwentnie na kolegę. To normalne, jak w życiu.


A czułeś się kiedykolwiek gorszy od Beresia lub Jędzy?


- Nie, na pewno nie. Tak jest po prostu, że przychodzi jeden czy drugi trener i stawia na innego zawodnika, bo chce, aby złapał pewność siebie czy też bardziej mu odpowiadają jego walory. W takim wypadku ten drugi piłkarz musi cierpliwie czekać i byś sumiennym w wykonywaniu swoich obowiązków. Ale gorszy nigdy się nie czułem, ani nie czuję.



Takiej serii, czyli sześciu meczów rozegranych z rzędu nie miałeś od 2015 roku. Pięć z nich wygraliście, cztery na zero z tyłu. Jako obrońca chyba nie możesz być niezadowolony?


- Tak, to prawda. Zawsze w głowie mam by najpierw zabezpieczyć tyły, zagrać na zero, a jeśli uda się z przodu przeprowadzić jakąś fajną akcję ofensywną, to tylko dodatkowy, duży plus. Jeśli jest asysta czy bramka, to już w ogóle bajka.


Co się zmieniło, że w końcu wasza gra troszeczkę zaskoczyła i zaczęliście punktować? Co takiego pozmieniał trener Romeo Jozak wraz ze sztabem szkoleniowym?


- (Po dłuższym zastanowieniu) Wydaje mi się, że doszliśmy do takiego stanu, do takiego momentu, że konieczne było świeże spojrzenie na sytuację w szatni. Potrzebny był ktoś, kto oczyścił atmosferę, wpuścił powietrze, szeroko otwierając drzwi czy okno. Przyszedł trener Jozak, wniósł trochę nowych słów, trochę charakteru i dyscypliny. Postawił drużynę do pionu, a była taka potrzeba – tak mi się przynajmniej wydaje. W szatni jest dwudziestu kilku facetów, każdy ma inny charakter, często trudny. Zawodnicy muszą być  świadomi na co mogą sobie pozwolić, a czego robić im nie wolno. Jeśli chodzi o sprawy czysto piłkarskie, nowy sztab wpaja nam do głów różne niuanse, które na boisku pewnie mogą mieć duże znaczenie. Nie od razu wszystko zaskoczy, ale krok po kroku wszystko zaczyna funkcjonować lepiej.


Na to, że zagraliśmy kilka meczów na zero z tyłu miało wpływ kilka czynników, ale moim zdaniem główny jest taki, że graliśmy takim samym składem, pojawiła się stabilizacja. Im więcej z kimś grasz, tym lepiej go poznajesz, wiesz, gdzie zagrać piłkę, gdzie pobiec i czy będziesz miał asekurację. To podstawowe rzeczy, które trzeba cały czas szlifować. To warunek pewnego automatyzmu w grze.



Zarówno w mediach, jak i wśród kibiców, przewija się temat waszego złego przygotowania fizycznego. To jak z tym jest, jak Ty się czujesz? Nie miałeś sił na pełne 90 minut gry?


- Ja nie grałem, więc ciężko mi powiedzieć (śmiech). Za trenera Magiery wystąpiłem tylko w spotkaniach z Marienhamn i wtedy czułem się wyśmienicie, to była moja gra! Dawno tak swobodnie nie poruszałem się z piłką. Później był jeszcze tylko występ w Puławach. Grając tak rzadko, trudno mi mówić o tym, jak wytrzymywałem trudy meczów.


To co szwankowało za trenera Magiery i teraz się zmieniło?


- Nie chciałbym już rozpamiętywać tej sytuacji. Piłkarze popełniają błędy, trenerzy też. To wszystko już za nami.


Wracając do teraźniejszości. Wygrywacie, ale wszystko jest na styku, sami podkreślacie po meczach, że chcecie grać lepiej. Co musicie poprawić?


- Taki jest czas, taki moment – potrzebowaliśmy przede wszystkim wygranych, punktów i przełamania się. Cel był taki, by zabezpieczyć tyły, wychodzić z kontrą i w ten sposób zagrażać bramce przeciwnika. Może czasem mieliśmy trochę szczęścia, może rywal miał sytuacje, ale sumując szczęście było po naszej stronie. Nie gramy jeszcze tak, jakbyśmy chcieli, ale biorąc pod uwagę nasze perypetie, wszystko zmierza ku dobremu. Punktujemy, idziemy w górę tabeli i za chwilę możemy zostać liderem. Jesteśmy wobec siebie krytyczni. Widzimy wady, ale też plusy – np. to, że nabieramy pewności siebie. Coraz częściej zmieniamy strony, gramy piłką na jeden czy dwa kontakty, potrafimy przyspieszać akcje.



Chorwacki szkoleniowiec miał trudne wejście do zespołu – patrz sytuacja po meczu z Lechem. Już wszystko wyjaśnione?


- Wejście czyli mecz z Lechem i jego okoliczności. To nie były dla nikogo miłe 24 godziny, na psychice każdego z nas w jakimś stopniu się to odbiło. Teraz to już jest przeszłość, wszystko do zapomnienia. Powiedzieliśmy sobie z trenerem, że gramy w jednej drużynie, jedziemy na tym samym wózku i albo wszyscy się na nim utrzymamy, ale wszyscy spadniemy z hukiem.


I jedziecie, jesteście na drugim miejscu, a zaraz możecie być liderem. Mimo wcześniejszego kryzysu i wielu zawirowań. O czym to świadczy?


- Takie są uroki naszej zwariowanej ligi? (śmiech). Gdybyśmy nie byli w kryzysie, to mielibyśmy dziś osiem – dziesięć punktów przewagi nad drugą drużyną w tabeli.


Liga jest tak słaba, że nawet Legia w gorszej dyspozycji, wciąż daleka od ideału, może ją wygrywać? Legia przerosła ekstraklasę?


- Mamy mimo wszystko silny zespół, budowany przez lata i gdyby nie różne sytuacje, który były kryzysowe, to powinniśmy mieć już wypracowaną niezłą zaliczkę nad resztą stawki. Wszystkiego jednak przewidzieć się nie da, a w futbolu szczególnie. Na szczęście zaczęliśmy punktować, nabierać pewności siebie i idziemy do przodu. Gramy w Legii – klubie, który od kilku lat dominuje w Polsce i musimy patrzyć głównie na siebie. Ale jest w naszej lidze kilka zespołów, które potrafią grać w piłkę i trzeba się z nimi liczyć zawsze.



Dużo dał Wam powrót do Legii Inakiego Astiza? Mam wrażenie, że były mecze, kiedy jego doświadczenie było bezcenne.


- To prawda, Inaki wniósł wiele spokoju w całą defensywę, dobrze się ustawia i kieruje naszą grą. Dobrze mi się z nim gra, bo to piłkarz, który dużo mówi. Na boisku i poza nim zresztą też. Podpowiada, pokrzykuje, potrafimy się wymieniać uwagami w trakcie spotkania, rozmawiać ze sobą i tłumaczyć poszczególne zachowania.


Przed nami mecz na szczycie z Górnikiem. Jak ważne będzie to spotkanie?


- Pod każdym względem będzie to ważny mecz. Pełny stadion, spotkanie, którego stawką jest pozycja lidera. W tym momencie trudno sobie wyobrazić fajniejszy mecz przy Łazienkowskiej. Górnik gra dobrą piłkę, często ofensywną. To zapowiada duże emocje.


Dla ciebie postawa Górnika to duże zaskoczenie?


- Zdecydowanie, to przecież beniaminek, a radzi sobie naprawdę imponująco. Można im tylko pogratulować miejsca w tabeli i liczby punktów. Ale zrobimy wszystko, aby w niedzielę po meczu być w zdecydowanie lepszych nastrojach niż zabrzanie



Przed wami siedem meczów – jakie cele? Chcecie być liderem? Ostatnio jak nim byliście na koniec roku, to mistrzostwa nie było, a jak atakowaliście lidera z dalszej pozycji, to odrabialiście stratę z nawiązką.


- Znowu te statystki, a ja nigdy nie zwracam na nie uwagi. Nawet jeśli tak było, to nie jestem przesądny. Będziemy liderem na koniec roku i zdobędziemy tytuł mistrzowski na koniec sezonu – taki jest nasz cel. Na pewno nikt z nas nie odpuści meczu, aby przez zimę być na drugim miejscu (śmiech).


Potem czeka was zasłużony odpoczynek, święta, nowy rok. Spragnieni już jesteście tych dni wolnych. Latem nie ma czasu, sezon zlewa się z drugim sezonem.


- Bardzo pomagają nam te przerwy na mecze reprezentacji. Dostajemy zwykle trzy dni wolnego i jest chwila na oczyszczenie głów, ostudzenie emocji. Po tych dniach każdy wraca jakby z podładowaną baterią do pracy.


A co dalej? Zdaje się, że wygasa twój kontrakt z klubem. Były już jakieś rozmowy na ten temat?


- Jeszcze nie wygasa, jeszcze pół roku. Zobaczymy co będzie, czas pokaże. Na pewno dla wszystkich, w tym dla mnie, im wcześniej poznam swoją przyszłość, tym lepiej. Mam żonę, dwójkę dzieci i trudno mi się będzie spakować z dnia na dzień i gdzieś przeprowadzić.


Polecamy

Komentarze (52)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.