Łukasz Fabiański: Legia radzi sobie znakomicie
11.10.2007 04:33
- Ogromnie stęskniłem się za Warszawą. Nie byłem w stolicy od ponad trzech miesięcy, chociaż mam wrażenie, że znacznie dłużej. Gdy wyjdę na piątkowy trening przy Łazienkowskiej, poczuję przyjemny dreszczyk. Nie mogę się doczekać - mówi w rozmowie z dziennikarzem "Życia Warszawy" <b>Łukasz Fabiański</b>, bramkarz Arsenalu Londyn, a wcześniej warszawskiej Legii.
Trener Arsenalu Arsene Wenger powiedział niedawno, że będzie Pan pierwszym bramkarzem reprezentacji. On bardzo rzadko się myli.
- Wiem, ale żeby być pierwszym bramkarzem kadry, trzeba regularnie grać w klubie. Zresztą czasami nawet ten fakt nie wystarcza. Proszę spojrzeć na naszą reprezentację. Pierwszy obecnie bramkarz Manchester United (Tomasz Kuszczak – przyp. red.) jest tylko zmiennikiem w zespole Leo Beenhakkera.
W Arsenalu musi Pan na razie uznać wyższość Hiszpana Manuela Almunii (Jens Lehmann leczy kontuzję, a poza tym podpadł trenerowi – przyp. red.). To nam coś przypomina. Całkiem niedawno o miejsce w Liverpoolu konkurował z Hiszpanem Jerzy Dudek. Pytał go Pan o radę, jak wygryźć rywala?
- Nie podchodzę do tego w ten sposób. Manuel broni na razie naprawdę dobrze. Ja się cieszę, że zagrałem w Pucharze Ligi.
No właśnie – niedawno zadebiutował Pan w oficjalnym meczu Arsenalu (2:0 z Newcastle). Jak się czuje bramkarz, który wie, że dostał na razie tylko jedną szansę i nie może jej zmarnować?
- Szczerze? W ogóle nie odczuwałem tremy. Wiem, że w tym momencie każda moja interwencja było niezwykle istotna, ale gdybym pomyślał, że może się nie udać, to... pewne by się nie udało. Cały czas myślałem pozytywnie.
Tomasz Kuszczak przyznał niedawno, że ma już dość roli drugiego bramkarza w kadrze narodowej. A Pan?
- W tej chwili Artur Boruc zdecydowanie nas przewyższa. Mam na myśli ogranie, doświadczenie. Teraz Tomek zaczyna go gonić. A ja? Proszę nie myśleć, że nie jestem ambitny i zawsze będę się godził z rolą rezerwowego. Po prostu działam zgodnie z maksymą Leo Beenhakkera: krok po kroku...
Beenhakker unika odpowiedzi na pytanie, kto jest pierwszym golkiperem.
- Selekcjoner wprowadził zdrowe zasady rywalizacji. Nie ma pierwszego, drugiego i trzeciego. Gra ten, kto występuje na co dzień w klubie.
Niedawno okazało się, że Arsenal jest najbogatszym klubem na Wyspach. Między majem 2006 i 2007 roku zarobił 200 mln funtów. Czuje Pan ten luksus?
- Jeśli chodzi o sprawy sportowe, to klasa Arsenalu rzeczywiście budzi uznanie. Może w jakimś małym stopniu dokładam do tego swoje trzy grosze. Luksus? Na nic nie narzekam, ale chyba podobne warunki są w innych czołowych klubach.
Daleko ma Pan na stadion?
- Nie, chociaż jeszcze bliżej do naszego ośrodka treningowego – jakieś 15 minut drogi samochodem. Mieszkam w najbardziej wysuniętej na północ dzielnicy Enfield. To praktycznie podlondyńska miejscowość. Ośrodek i stadion Arsenalu też znajdują się na północy miasta. W centrum Londynu czuć metropolię, ale ja mam u siebie całkowity spokój i ciszę.
Nie było kłopotów z ruchem lewostronnym?
- Żadnych. Przechodzenie przez jezdnię też nie jest problemem, zresztą pod światłami są napisy „spójrz w prawo”. Gorzej z korkami, a jeszcze gorzej ze wspomnianym światłami. Są wszędzie...
Po fali masowej emigracji Londyn to prawie polskie miasto. Często spotyka Pan rodaków?
- Tak, ale jeszcze częściej ich słyszę. Mamy głośnych rodaków (śmiech). W Londynie jest również polska gazeta i radio, któremu niedawno udzieliłem wywiadu.
Obserwuje Pan wydarzenia w naszej ekstraklasie?
- Oczywiście! Wiem, że Legia radzi sobie znakomicie. Przyznam, że... lepiej orientuję się w polskiej lidze niż angielskiej. W moim telewizorze odbieram transmisje z Polski. Premier League praktycznie nie oglądam.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.