Łukasz Turzyniecki: Powrót do Legii to spełnienie marzeń

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

09.02.2023 19:15

(akt. 09.02.2023 19:39)

Łukasz Turzyniecki w 2018 roku pożegnał się z Legią Warszawa, ale po pięciu latach wrócił choć w nieco innej roli. - Po rozczarowaniu związanym z brakiem zdrowia, co stanęło na drodze spełnienia piłkarskich celów, otrzymanie takiej propozycji od Legii traktuję jako nagrodę od losu, od Boga, za te wszystkie niepowodzenia, za bycie cierpliwym, za wstawanie po kolejnych ciosach. To takie fajne spięcie klamrą wszystkiego co związane z piłką nożną - opowiada w rozmowie z Legia.Net "Turzyk".

Po przyjściu z Krasnegostawu do Legii spędziłeś przy Łazienkowskiej pięć lat, bardzo zżyłeś się z miastem, z klubem. Pojawiło się sporo znajomości i wspomnień. Jest coś, co wspominasz szczególnie?

- Trudno zamknąć pięć lat w krótkiej wypowiedzi. Wspomnień jest mnóstwo, w Warszawie dojrzałem. Gdy przyjechałem do stolicy aby spróbować swoich sił w Legii miałem 16 lat. Dla mnie, jako młodego chłopaka było to pierwsze doświadczenie związane ze zmianą drużyny, z przeprowadzką do dużego miasta, z nową szkołą i takimi kolegami. Teraz gdy wracam myślami do tamtych chwil, to są najfajniejsze momenty w moim życiu. Zawarłem przyjaźnie, które przetrwały do dziś, poznałem nowe metody treningowe, uczyłem się jak funkcjonować w klubie i drużynie. W szatni mieliśmy świetnych chłopaków, do dziś jestem z nimi w kontakcie. Część z nich jak Patryk Sokołowski czy Norbert Misiak nadal są związani z Legią. Patryk jest piłkarzem pierwszego zespołu, a Norbert pracuje w dziale skautingu. To świetna sprawa, że nasze losy, po wielu latach, wciąż są związane z Legią. Ale gdybym miał wybrać topowe wspomnienia, to będzie to mistrzostwo Polski juniorów starszych, wicemistrzostwo juniorów młodszych, zdobycie Młodej Ekstraklasy, pierwszy wyjazd na zgrupowanie z pierwszym zespołem i debiut w jedynce w Pucharze Polski. Jest też sporo zabawnych historii z bursy, wiele pięknych wspomnień. Nauczyłem się funkcjonować w systemie szkoła, trening, bursa i nauka. Gdy przypominam sobie ten okres na twarzy pojawia mi się uśmiech.

Wspomniałeś o Patryku Sokołowskim i Norbercie Misiaku. Do kompletu w Legii brakuje jeszcze Bartka Kalinkowskiego, z którym blisko się trzymaliście.

- Bartek aktualnie gra w piłkę w Chojnicach, ale swoją przyszłość chce związać z Warszawą, chce mieszkać w tym mieście, więc możliwe, że wszyscy spotkany się w stolicy.

Mieliście fajną ekipę, ale też razem sporo wygraliście.

- Tak, mieliśmy fajny zespół ale i bardzo mądrych, dobrych trenerów. Mając doświadczenie grania na seniorskim poziomie wiem, że trenerzy jacy nas prowadzili od najmłodszych lat byli naprawdę świetni. Gdy przyszedłem na Łazienkowską to rocznik 94 prowadził trener Jarosław Wójcik z Jakubem Sowińskim. Następnie zespół przejęli Krzysztof Dębek z Radosławem Kucharskim, później drużynę w której byłem prowadzili Dariusz Banasik a po nim Jacek Magiera. Po latach mogę powiedzieć, że to byli znakomici trenerzy. Gdyby nie oni, to tych sukcesów z pewnością by nie było. Tym bardziej, że jak pokazał czas, w naszym zespole nie było wielu talentów, ale nadrabialiśmy charakterem i osobowością. Lubiliśmy przebywać  w swoim towarzystwie, lubiliśmy razem pracować i co ważne twardo stąpaliśmy po ziemi. Dzięki temu jako rocznik sporo wygraliśmy.

Trenerzy Banasik i Magiera do dziś przy okazji różnych spotkań miło cię wspominają.

- Tym bardziej mi miło. Mogę powiedzieć, że łączyła nas z trenerami wyjątkowa więź i gdy się spotykamy po latach, to ta więź nadal jest duża – jest sympatia, wzajemny szacunek. Jestem w częstym kontakcie z trenerem Magierą, mam kontakt z trenerem Sowińskim, podobnie z trenerem Dębkiem. Dla mnie to bardzo wartościowe, bo oznacza że robiliśmy dobrą robotę. Nie tylko na boisku, ale że byliśmy dobrymi ludźmi.

Po pięciu latach w Legii odszedłeś do Puław z myślą o tym by się ograć i wrócić. Grałeś w Wiśle, w II lidze, wszystko od deski do deski. Na tym etapie szło zgodnie z planem.

- To było moje pierwsze zderzenie z futbolem seniorskim poza Legią i poza Warszawą. Pierwszy rok był dla mnie wyśmienity, zagrałem we wszystkich możliwych spotkaniach od pierwszej minuty. Skończyło się awansem. W I lidze rozegrałem zdecydowanie mniej minut. Po tym sezonie skontaktował się ze mną dyrektor sportowy Legii, Radosław Kucharski i zaproponował powrót do Legii – oczywiście zdecydowałem się błyskawicznie.

I to był ciekawy rok z ogromnymi pozytywami jak debiut w pierwszym zespole ale i negatywami jak pierwsza, poważna kontuzja.

- Ten rok był dla mnie fantastyczny. W trzy miesiące z bycia zawodnikiem drużyny I-ligowej wszedłem do kadry Legii Warszawa grającej o mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Oba cele udało się zrealizować. I to był okres z piłką nożną, który będę wspominał do końca życia. Pracowałem przez ten czas z trzema trenerami Romeo Jozakiem, Deanem Klafuriciem, Ricardo Sa Pinto. Miałem możliwość debiutu w pierwszym zespole, w spotkaniu wyjazdowym Pucharu Polski z Bytovią Bytów. W rewanżu zagrałem już od pierwszej minuty – spełniłem swoje marzenie, zagrałem w pierwszym zespole na stadionie przy Łazienkowskiej, to były chwile, których nigdy nie zapomnę.

Pamiętasz każdy szczegół ze swojego debiutu w pierwszym zespole?

- Zdecydowanie tak – to był 25 października 2017, Bytów, zimo strasznie, zgasło światło w trakcie meczu, chwilę po moim wejściu na boisko. Śmiałem się, że tyle energii i stresu zarazem wniosłem na murawę, że aż korki wysadziło. Po latach jest to najcieplejsze, najwspanialsze wspomnienie i ogromny powód do dumy. To najważniejsza rzecz jaką udało mi się osiągnąć w piłkarskim życiu. Wiadomo, że sportowo celowałem wyżej, miałem nadzieję na regularną grę w ekstraklasie, jak nie w Legii, to w innym klubie. Niestety życie potoczyło się inaczej, a zerwanie więzadła krzyżowego w tamtym momencie wyhamowało mój rozwój

Nie ma dobrego momentu na uraz, ale kontuzja gdy w końcu zaczyna się wieść i wszystko idzie w górę jest szczególnie bolesna. Był żal do losu?

- Trudno powiedzieć dlaczego tak się stało. Ale żalu nie było, nie jestem przecież jedynym piłkarzem, którego dotknęła ciężka kontuzja. To była trudna chwila, ale jeśli ktoś chce funkcjonować w sporcie, w piłce nożnej, na wysokim poziomie, to musi się mierzyć z takimi sytuacjami. Wiedziałem, że moja szansa w Legii przyszła bardzo późno – rzadko się zdarzają debiuty wychowanków w wieku 23 lat. Zdawałem sobie sprawę, że mając te lata i będąc zawodnikiem numer 20-22 w kadrze zespołu, wypadając na rok z grania przez kontuzję, będzie mi bardzo ciężko wrócić po urazie na ten sam poziom sportowy w krótkim okresie, by władze klubu rozpatrywały mnie w kontekście gry w pierwszej drużynie.

Dodatkowo były nerwy i niepewność, bo kończył ci się kontrakt z Legią i chwilę przed jego wygaśnięciem przyszła informacja o urazie.

- Tak było, ale klub świetnie zachował się wobec mnie, przedłużyliśmy umowę na czas leczenia i rehabilitacji. I w czasie trwanie tego okresu dostawałem sygnały z Łazienkowskiej, że racji na to, że mój rozbrat z piłką będzie tak długi, a moja forma sportowa będzie niewiadomą, dodając do tego fakt, że nie miałem 18 lat, przestawałem być dla klubu atrakcyjnym aktywem i inwestycją na przyszłość. Podjęliśmy decyzję, że najlepszym rozwiązaniem dla obu stron będzie znalezienie sobie nowego pracodawcy.

I tym pracodawcą był Widzew Łódź. Jak dla piłkarza związanego emocjonalnie z Legią, wybór dość nieoczywisty.

- W tamtym momencie, po roku leczenia się i rehabilitacji, nie miałem wielu opcji do wyboru. Nie mogłem wybrzydzać i przebierać w ofertach. Musiałem realnie spojrzeć na życie – na to ile mam lat, na to że nie grałem przez rok w piłkę. Chcąc wrócić do dobrej dyspozycji musiałem grać i propozycja Widzewa była dla mnie bardzo interesująca.  

- Rozstanie z Legią było dla mnie trudne emocjonalnie. Dzień przed wyjazdem do Łodzi, pojechałem ostatni raz na Łazienkowską, do szatni aby zabrać swoje rzeczy. Towarzyszyła mi moja dziewczyna, obecnie już żona. Było przed godziną 23, na stadionie nie było nikogo poza ochroną, światła wygaszone, kompletne zaciemnienie. Towarzyszył nam jedynie pan ochroniarz, który miał tego dnia dyżur nocny. To był dla mnie bardzo emocjonalny moment gdy zabierałem swoje rzeczy, pakowałem je z szafki do walizki. Razem z panem z ochrony wynosiliśmy kolejne pudełka późną nocą. Pojawiły się łzy, wiedziałem iż to moje pożegnanie z Legią. Nawet dziś jak do tego wracam, to mam ciarki na plecach i gęsią skórkę na ciele. Dla mnie był to wtedy koniec najpiękniejszej przygody w moim życiu i zamknięcie etapu będącego spełnieniem marzeń.

Spotkałeś się w Łodzi z jakimiś żartami lub miałeś jakieś nieprzyjemne sytuacje z tego powodu, że jesteś z Legii, że identyfikujesz się z tym klubem?

- Nie, nie było takich sytuacji. Ja nigdy nie kryłem się z tym skąd przyszedłem, jakiemu klubowi kibicuję i z tego powodu był taki cichy szacunek. Nie obnosiłem się z tym, ale też tego faktu nie ukrywałem, nie wypierałem się ani wartości jakie wyznaje, ani swojej przeszłości. Zdawałem sobie sprawę, że muszę do swoich obowiązków podchodzić nad wyraz profesjonalnie. Ja w Łodzi walczyłem o to by dalej robić to co lubię czyli grać w piłkę. Można powiedzieć, że dalej walczyłem o swoje marzenia tylko już w innym miejscu. A to było też przecież z korzyścią dla Widzewa. Dzięki takiej postawie zyskałem jakąś akceptację. A sam dzięki grze w Łodzi nauczyłem się wiele piłkarsko i życiowo. W Legii funkcjonowałem jako piłkarz numer 20-22 w hierarchii a to oznaczało, że nie było na mnie żadnej presji. Wzrok kibiców, dziennikarzy nigdy nie skupiał się na mnie, bo byłem jednym z graczy drugiego szeregu. W Łodzi było inaczej, byłem graczem od którego zależało o wiele więcej, pojawiła się presja i było to fajne doświadczenie. Widzew był wtedy w połowie drogi do powrotu do Ekstraklasy.

Trochę pograłeś w II lidze, często przy wypełnionych trybunach. To też chyba wartościowe doświadczenie?

- Tak i jest to rzecz, którą mam w swoim bagażu doświadczeń. Będąc w akademii Legii dopiero wchodzi się do futbolu seniorskiego, nie ma możliwości by spotkać się z taką presją i oczekiwaniami z jaką zawodnicy muszą się mierzyć grając w Ekstraklasie, czy w tamtym momencie w Widzewie. Teraz będę mógł chłopakom w akademii Legii o tym opowiedzieć i się tym z nimi podzielić, służyć im radą.

Po Widzewie podjąłeś próbę ataku Ekstraklasy grając w Zagłębiu Sosnowiec w I lidze. W pierwszym sezonie grałeś wszystko, w drugim było z tym znacznie gorzej.

- W pierwszym sezonie w Sosnowcu miałem fajny czas, ciepło wspominam ten okres. Czułem, że w końcu wracam na odpowiednie tory, że pojawia się szansa by dać sygnał sobie i otoczeniu, iż jestem gotów zrobić kolejny krok. Niestety znów w takim najmniej odpowiednim momencie przydarzyła się kolejna, poważna kontuzja, wiążąca się z operacją i roczną przerwą.

Nie załamałeś się i spróbowałeś jeszcze swoich sił w Olimpii Elbląg. Czemu tego nie kontynuujesz?

- To był bardzo krótki epizod, zagrałem tam w dziesięciu meczach. Zadzwonił do mnie dyrektor akademii Legii, Marek Sledź z propozycją powrotu. I  nie zastanawiałem się nawet chwili. Możliwość przyjechania do mojej wymarzonej Legii, wrócenia do rozdziału który wydawał się być zamknięty, wywołała u mnie dużą radość. Nie miałem wątpliwości, że chcę z takiej możliwości skorzystać.

Rozstawałeś się z szatnią przy Łazienkowskiej, a wróciłeś do szatni w Książenicach. Sporo się zmieniło by nie rzecz, że to zupełnie inna Legia.

- Zmieniło się mnóstwo, nie ma co ukrywać. Chwilę po rozmowie z dyrektorem Śledziem, gdy usłyszałem jakie klub ma wobec mnie oczekiwania, spotkałem wiele osób z którymi miałem przyjemność wcześniej pracować czy jako dzieciak czy później zawodnik kadry pierwszego zespołu. Zaczynając od trenerów, ludzi w mediach klubowych, po panią Iwonę i panią Wiesię z pralni. Byłem na treningu pierwszego zespołu, tam ze znajomych twarzy pozostał trener Krzysztof Dowhań, Inaki Astiz, który jest w sztabie. Z piłkarzy jest tylko Artur Jędrzejczyk. Ja w Legii byłem od 16 do 24 roku życia. Dojrzewałem w strukturach Legii. Ludzi, których tu spotkałem, byli dla mnie nauczycielami, oni mnie wychowywali i pomagali. Gdy spotkałem ich ponownie wiedziałem, że powrót do Legii był jedynym słusznym wyborem.

Wracasz do Legii nieco w nowej roli. Oprócz tego, że będziesz tym doświadczonym zawodnikiem w rezerwach, masz być również analitykiem.

- Dokładnie tak i dla mnie to jest duża nobilitacja. To dla mnie duży zaszczyt, że klub postanowił mi na tyle zaufać, by powierzyć mi rolę nie tylko funkcjonowania w zespole rezerw i pomagania młodych chłopakom z akademii na boisku i poza nim, ale też rysując przede mną ścieżkę kariery już po zakończeniu grania w piłkę. Nie ukrywam, że nawet o tym nie śniłem. Grając w Sosnowcu skończyłem etap studiów, napisałem pracę licencjacką o Legii – dokładnie o zarządzaniu motywacją na przykładzie drużyny Legii Warszawa do lat 17. Po rozczarowaniu związanym z brakiem zdrowia, co stanęło na drodze spełnienia piłkarskich celów, otrzymanie takiej propozycji od Legii traktuję jako nagrodę od losu, od Boga, za te wszystkie niepowodzenia, za bycie cierpliwym, za wstawanie po kolejnych ciosach. To takie fajne spięcie klamrą wszystkiego co związane z piłką nożną. Czuję w związku z tym dużą odpowiedzialność by nie zawieść ludzi, którzy mi tak bardzo zaufali.

Jak to będzie czasowo wyglądało? Więcej czasu będziesz spędzał w szatni i na boisku czy może w biurze i na analizach?

- Póki  co na pierwszym miejscu są obowiązki związane z grą w piłkę czyli byciem piłkarzem. Po treningu natomiast przebieram się i idę do biura by poznawać oprogramowanie służące do analizy, podglądać pracujących analityków, ich pracę i uczyć się jej. Jestem oddelegowany do analityka drużyny do lat 16. Staram się czerpać jak najwięcej wiedzy od bardziej doświadczonych kolegów. Bardzo cieszę się z tej roli.

A jak się czujesz od strony komputerowej, w programach do analizy?

- Wdrażam się w to wszystko, ale nie mam problemów z posługiwaniem się komputerem, z poznawaniem oprogramowania. Wręcz przeciwnie, sprawia mi to dużo frajdy.

Nie będziesz pobierał wynagrodzenia piłkarskiego, tylko występował ze statusem amatora. Natomiast będziesz zatrudniony w dziale analizy i stamtąd będzie pochodzić twoja pensja.

Tak, wszystko się zgadza. Korzystając z okazji, chciałbym bardzo podziękować dyrektorowi Śledziowi za daną mi szansę i zaufanie. Dla mnie to naprawdę dużo znaczy znowu być w legijnej rodzinie, znowu założyć koszulkę Legii. Dla mnie to zobowiązanie do jak najlepszej pracy.

Z celów krótkoterminowych – realny jest jeszcze awans rezerw do II ligi w tym sezonie?

- Dopiero wchodzę do tej drużyny, poznaję kolegów. Jest za wcześnie na to pytanie, byłoby mi niezręcznie o tym mówić już teraz. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że dla funkcjonowania klubu jak i samych zawodników, ten awans jest bardzo potrzebny. Zrobię wszystko by pomóc trenerowi i chłopakom. A co z tego wyjdzie to się przekonamy.

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.