Domyślne zdjęcie Legia.Net

Maciej Iwański: Blisko, ale daleko

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

04.05.2009 08:35

(akt. 17.12.2018 19:52)

- Teraz wszystkie mecze są ważne, a każdy kolejny najważniejszy. Im bliżej końca sezonu, stawka jest coraz większa i większe obciążenie psychiczne. Teraz gramy o wszystko i nawet nie dopuszczam do siebie myśli o możliwości jakiegokolwiek niepowodzenia. Wierzę, że zdobędziemy wszystko, co jest do wygrania. Owszem, to tylko piłka nożna i aż piłka nożna, wiele może się zdarzyć. Ale ja zawsze jestem optymistą i w nas wierzę - mówi rozgrywający Legii <b>Maciej Iwański</b>.
Jak się panu oglądało mecz z ławki rezerwowych? W lidze to pierwszy taki przypadek w tym sezonie. - Troszkę na stojąco, troszkę na siedząco, bardzo nerwowo. Chce się pomóc, ale za bardzo nie ma się jak. Chce się podać do kolegi, ale zaraz człowiek uzmysławia sobie, że siedzi na ławce rezerwowych. Przede wszystkim było bardzo nerwowo. Jak człowiek jest na boisku, koncentruje się na grze, to nie ma czasu na nerwy. Akurat tego dnia obchodził pan jubileusz, 150. spotkanie w ekstraklasie. - Tym lepiej, że mecz z ŁKS-em wygraliśmy w taki sposób. Nie prowadzę statystyk, takie jubileusze to raczej wasza, dziennikarzy sprawa, wy je przypominacie. A ja przy takich okazjach tylko patrzę, że człowiek jest coraz starszy (śmiech). 150 meczów to dużo czy mało? - To dopiero mój szósty sezon w ekstraklasie. Z tego co pamiętam, przez ten czas opuściłem może 10 spotkań mając jakieś drobne urazy. Nawet jak siedziałem na ławce rezerwowych, to wchodziłem na murawę. Trener stwierdził po meczu, że brakuje panu „iskry", jaką miał pan jesienią. - Nie wiem czy brakuje. Ci co mnie znają, wiedzą, jaki jestem. Dla mnie drużyna jest ważniejsza niż jakieś moje widzimisię na boisku. Przyzwyczaiłem wszystkich, że strzelam bramki, asystuję, a na wiosnę tego było mało. Pana wejście na murawę zdecydowanie ożywiło grę Legii. - I o to chodziło. Żeby wejść na kilka minut i pociągnąć drużynę do przodu. Myślę, że stworzyliśmy kilka okazji w końcówce spotkania, które mogliśmy wykorzystać. Wszystko tak się ułożyło, że dopiero ta ostatnia dała nam zwycięstwo. Zresztą, jeszcze przed moim wejściem na murawę także były dobre okazje i tylko swojej nieskuteczności zawdzięczamy, że wcześniej nie zdobyliśmy tego gola. Co myśli się wykonując rzut rożny i wiedząc, iż to może być ostatnia okazja w meczu? Kombinuje? Koncentruje? Czy kopie piłkę ile sił jak najbliżej bramki? - Takie stałe fragmenty to częsty element naszych treningów, więc dużo je ćwiczymy. Czasem uderza się piłkę mocniej w kierunku bramki, czasem rozgrywa z partnerem. W sobotę przede wszystkim skoncentrowałem się na precyzji. Nie musiałem mocno kopać piłki. Najistotniejsze było to, aby spadła w określone miejsce. Wypatrywał pan w polu karnym Roberta Sieranta? - Oczywiście (śmiech). Wypatrzyłem jeszcze kilku. I naszych i przeciwnika. Wszystko idealnie zbiegło się w czasie i piłka wpadła do bramki. Jednak dużą pracę wykonali biegnący w kierunku bramki moi koledzy. Jeśli by tego nie zrobili, to kto wie, czy zdobylibyśmy tego gola. Ponoć takie spotkania hartują drużynę. - Bardziej konsolidują zespół, rodzą nowego ducha. Można to było poczuć w szatni, po meczu, gdzie wszyscy byli szczęśliwi. Owszem, tym razem być może dopisało nam szczęście i dzięki niemu wygraliśmy. Ale my doskonale wiemy, że musimy walczyć dalej. To nie jest tak. że pokonaliśmy ŁKS i jesteśmy blisko celu. Nie. Tak naprawdę, to jesteśmy bardzo daleko. Mnie cieszy jeszcze coś innego. To, że w tym spotkaniu pokazaliśmy charakter. Nie zważając na nic dążyliśmy do tego, aby w strzelić w końcu tego zwycięskiego gola. Nie załamywaliśmy się. I to nas wzmocni. Pokazaliśmy, że zależy nam na tym, co robimy i w dalszym ciągu jesteśmy zależni tylko od wyników, jakie my osiągniemy. Przed wami mecz rewanżowy z Ruchem Chorzów a następnie wyjazd do Krakowa. To najważniejszy tydzień w tym sezonie. - Wszystkie mecze są ważne, a każdy kolejny najważniejszy. Im bliżej końca sezonu, stawka jest coraz większa i większe obciążenie psychiczne. Na tę chwilę gracie o wszystko. Ale za kilka dni możecie zostać z niczym. - Nie zastanawiam się nad tym, bo ja nawet nie dopuszczam do siebie myśli o możliwości jakiegokolwiek niepowodzenia. Wierzę, że zdobędziemy wszystko, co jest do wygrania. Owszem, to tylko piłka nożna i aż piłka nożna, wiele może się zdarzyć. Ale ja zawsze jestem optymistą i w nas wierzę. Rozmawiał: Adam Dawidziuk

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.