Maciej Skorża przez rok uczył się Legii
05.11.2011 09:41
Przyszły porażki, jedna, druga, trzecia, kolejna i mur, jaki nowy trener budował wokół siebie, rósł z dnia na dzień. Od zawodników dostał pseudonim Ksiądz, bo zakazów było tyle, że w sumie piłkarze nic nie mogli. Wspólna kolacja? Maksymalnie do 18, kto będzie widziany później, zapłaci karę finansową. Zdjęcia w tabloidach to kilka tysięcy mniej w portfelu, bo dwa razy zdarzyło się, że piłkarze sami wykupowali fotografie od paparazzich. Nie znaczy to, że Skorża był tyranem (choć dyktatorem, owszem).
Wiosną grał o głowę. Zaczął bardzo dobrze, a potem znowu przyszły porażki. Sześć meczów, remis i pięć przegranych. Stres go dobijał. Raz w szatni, po przegranym spotkaniu z Ruchem Chorzów, o mało nie uszkodził Michała Kucharczyka, kopiąc w wózek z brudnym sprzętem. Drzwi od szatni też nie będą Skorży mile wspominać, bo kilka razy potraktował je z woleja.
Drużyna w końcu się odrodziła, kapitalny finisz sezonu i Puchar Polski sprawiły, że Skorża został, bo miał umowę. A zdążył spakować się, pożegnać z drużyną, wyściskać z Miroslavem Radoviciem, którego wskrzesił jedną decyzją. Mało kto wie, ale trener mocno się wahał: zostać czy unieść honorem i złożyć rezygnację. On chciał coś udowodnić, wierzył w tę drużynę. Choć ta wiara ulatywała, kiedy potencjalne transfery nie dochodziły do skutku. Wydawało się, że Michał Żewłakow i Danijel Ljuboja to wciąż mało. A właśnie sprowadzenie tych dwóch graczy zmieniło Skorżę. Polak i Serb przejęli część jego obowiązków. Właśnie latem tego roku trener się zmienił, stał się bardziej otwarty. W końcu zaczął słuchać innych, a po kilku tygodniach, widząc, że zespół coraz lepiej funkcjonuje, usunął się w cień. Piłkarze organizowali spotkania we własnym gronie, skakali sobie nawet do oczu, Skorża stał z boku, nie mieszał się. Nagle jego rolą, pomijamy w tej chwili aspekt piłkarski, stała się profilaktyka, czyli chłodzenie rozgrzanych głów, jak szło dobrze, i mobilizacja, jak bywało gorzej. Nie chodził za nimi, nie kontrolował. Jak zareagował na zdjęcia, na których widać czterech piłkarzy opuszczających nad ranem klub nocny w stolicy? Zamiast kar był uśmiech i szydera. To czasem lepsze niż uderzenie po kieszeni. Inny był też na zewnątrz. Nawet jak nie szło, uśmiechał się, żartował. Odmiana kolosalna. Wreszcie zaczynał być sobą. Niespełna 40-latek uczył się tej Legii przez rok. Ci, którzy chcieli go zwolnić, teraz go kochają, wyściskują po zwycięstwach w Lidze Europy. To specyfika tego klubu, komuś z zewnątrz trudno to zrozumieć.
Autor: Adam Dawidziuk
Cały tekst można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego" oraz w serwisie przegladsportowy.pl
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.