News: Maciej Wandzel: Linetty w Legii? Niewiele brakowało

Maciej Wandzel: Linetty w Legii? Niewiele brakowało

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.sport.pl

31.10.2014 11:01

(akt. 08.12.2018 07:51)

- Jesteśmy świadomi, że są w Warszawie inne kluby, które wsparcia potrzebują bardziej. Nie chcemy wyrywać im pieniędzy. Chcemy natomiast, aby władze Warszawy widziały, że Legia ma ogromny potencjał do komercyjnego wykorzystania oraz tworzenia projektów społecznych - mówi w rozmowie z Legia.sport.pl Maciej Wandzel, nowy współwłaściciel Legii.

Po Dariuszu Mioduskim jest pan drugim współwłaścicielem Legii, który pochodzi z Bydgoszczy.


- Tak, mieszkałem tam do ósmego roku życia. Chodziłem na żużel na Polonię i czasem na Zawiszę. Co ciekawe, mój ojciec pracował w jednym z bydgoskich zakładów pokój w pokój z ojcem Zbyszka Bońka. Dobrze pamiętam mistrzostwa świata z 1974 roku - miałem wtedy pięć lat, a my - jako jedyni w kamienicy - mieliśmy czarno-biały telewizor. Wtedy zostałem zdeterminowanym kibicem piłki nożnej. Później z rodzicami przeprowadziłem się do Słupska, gdzie zaraziłem się kolejnymi dyscyplinami. W mieście bardzo popularne były dwie sekcje Czarnych - boks i siatkówka kobiet, które zdobywały mistrzostwo Polski. Był moment, że jeździłem za tymi siatkarkami po całej Polsce. I to były podróże np. ze Słupska do Bielska-Białej.


Mioduski jest właścicielem spokojnym, jego reakcje są stonowane, Leśnodorski działa bardziej pod wpływem emocji. Jaki jest pan?


- Czy Darek jest taki spokojny? Czasami, jak patrzę na jego reakcje, np. na decyzje sędziowskie i różne sytuacje na boisku, to wcale bym tego nie powiedział. Bywa bardzo emocjonalny. Ale rzeczywiście, jest spokojniejszy od Bogusia. Jako główny akcjonariusz musi mieć więcej dystansu. Myślę, że zarówno on, jak i ja nie moglibyśmy być prezesem Legii.


Dlaczego?


- To Boguś najbardziej czuje DNA tego klubu. Do roli prezesa nadaje się idealnie. Wie, że nie da się prowadzić klubu piłkarskiego będąc z boku tego wszystkiego, z boku tej całej otoczki. Trzeba umieć podejmować szybkie decyzje oraz funkcjonować w chaosie i permanentnym kryzysie.


ITI tego nie potrafiło?


- Poprzednich właścicieli odsądza się teraz od czci i wiary, ale nie podejrzewam, że mieli złe intencje. Po prostu nie da się zarządzać klubem, jak typową korporacją - ultrawrażliwą na wizerunek i brak kontrowersji.

Niektórzy po transferach z Lecha do Legii Bartosza Bereszyńskiego, później pana syna Aleksandra, Miłosza Kozaka i ostatnio Krystiana Bielika mówili, że kwestią czasu jest, kiedy pan sam trafi na Łazienkowską. To był grunt pod swój transfer?


- Słyszę czasami takie głosy, ale to absolutna bzdura. Każdy przypadek jest inny. Bartek Bereszyński jest człowiekiem, na którego nie było w Lechu wiary i pomysłu. Sam wielokrotnie mówił, że w Poznaniu nie mieli planu na rozwój jego kariery. Mówiąc po ludzku - nie chcieli go, dlatego miał prawo szukać alternatywy. Ale w końcu stała się sytuacja, którą oceniam dość negatywnie.Okazało się, że dla władz Lecha przejście Bereszyńskiego do Legii było dużym problemem wizerunkowym. Nie pożegnali się z nim tak, jak powinni. Zaczęli grać na niemiłych, sentymentach. Może niewiele osób pamięta, ale Legia po transferze Bartka zaczęła prowadzić rozmowy z Karolem Linettym. Patrząc na to, jak to wyglądało z Bereszyńskim, sam wywierałem wpływ na Legię, aby wycofała się z tych negocjacji. Myślę, że miałem na to znaczący wpływ, choć koledzy z Poznania chyba do dziś tego nie zrozumieli. Życie. Bogusław Leśnodorski wypomina mi to do dziś. Wydaje mi się, że naprawdę niewiele brakowało, aby Karol zagrał na Łazienkowskiej. Tak czy inaczej trzymamy kciuki za jego sukcesy w reprezentacji i dalszej karierze.


Czego oczekujecie od władz Warszawy?


- Porównajmy się z Poznaniem, gdzie kilka lat temu też powstał stadion, a wokół niego pięć boisk treningowych. W Warszawie wszystkie grupy młodzieżowe trenują na jednym boisku. Zajęcia odbywają się od 8 do 20, a jednorazowo przebywa na nim aż 100 osób. Akademię piłkarską i tak chcemy postawić, ale między stadionem i ul. Czerniakowską są tereny, gdzie moglibyśmy wybudować dwa boiska dla młodzieży. W tej chwili prowadzimy na ten temat rozmowy, które wydaje się, że idą w dobrym kierunku. Zobaczymy, co przyniosą.


Jakie realne opcje na budowę akademii widzicie w tej chwili?


- Nadal jest nią Sulejówek. Wszystko okaże się pewnie dopiero po wyborach, ale jeśli wtedy sprawa nie będzie posuwać się do przodu, to wrócimy do innych lokalizacji.


Za stadion płacicie 15 mln rocznie - cztery miliony za czynsz, cztery za podatek, siedem za utrzymanie. Jak to wygląda w porównaniu z innymi klubami w Polsce?


- Przestańmy opowiadać śmieszne rzeczy, że to jest zła umowa dla miasta. Zlikwidujmy ten stereotyp! Mamy najkorzystniejszą dla miasta umowę w całej Polsce, która jest ważna jeszcze 15 lat. Zaraz po nas umowę podpisał Lech. Na początku też płacił około 3 mln za czynsz, ale gdy okazało się, że nie jest w stanie się z niej wywiązywać, to wynegocjował sobie obniżenie stawek i teraz płaci niespełna pół miliona, mając oprócz trybun ogromną powierzchnię komercyjną.


- W innych miastach kluby najczęściej mają wyznaczoną stawkę za mecz. Efekt jest taki, że płacą 30 proc. tego co w Poznaniu. Takie rozliczenia prowadzą do tego, że kluby pokrywają jedynie część kosztów utrzymania stadionu, resztę finansują gminy. My płacimy czynsz, wszystkie koszty utrzymania, podatek od nieruchomości i to są kwoty liczone w kilkunastu milionach rocznie. Żaden klub w Polsce nie wydaje tyle na infrastrukturę stadionu. Lech płaci per saldo połowę tego co my, pozostali dużo mniej - w wypadku Śląska jest to mniej niż 2 mln rocznie. Nasza umowa jest świetna dla samorządu - powstawała jako pierwsza a Polsce, w okresie, w którym przed Euro 2012 panowały nierzeczywiste poglądy na temat przychodów stadionowych. Życie to jednak zweryfikowało.


Zapis całej rozmowy można znaleźć na Legia.sport.pl

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.