Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mało dziś mamy takich

Stefan Szczepłek

Źródło:

15.07.2003 13:59

(akt. 01.01.2019 15:15)

Cmentarz na warszawskich Powązkach. Kwatera 256-1-11. Napis na grobie: "Ś.P. Stanisław Mielech, dr praw, dziennikarz, Generalny Inspektor Ceł w Gdańsku w 1939 roku. Żył lat 68". Tylko tyle. Ani słowa o sporcie i Legii. A był on wśród założycieli tego klubu i nadał mu nazwę w roku 1916. Brzmi to trochę niepoważnie, ale żołnierze Legionów Józefa Piłsudskiego, czekając na Wołyniu na początek działań wojennych, grali z nudów w piłkę i założyli wojskowy klub. Nazwa zaproponowana przez "leguna", plutonowego Mielecha narzucała się sama. Legia - od legionów. Wtedy to było normalne, ale po II wojnie - już nie. Stąd WKS, CWKS, a kiedy wreszcie wrócono do pierwotnej nazwy, znaleziono uzasadnienie, które Mielechowi raczej przez myśl by nie przeszło. Powiązano słowo "legia" z legiami rzymskimi, które podbijając Brytanię wprowadzały tam harpastum - grę, stanowiącą pierwowzór piłki nożnej. Taka wersja genezy nazwy Legia była politycznie słuszna. Kierownik ataku Jeden z najlepszych przedwojennych futbolistów Józef Kałuża tak charakteryzował grę Mielecha na łamach tygodnika "Raz, Dwa, Trzy": "Najstarszym przedstawicielem typu kombinacyjnego jest Stanisław Mielech. Od roku 1912 czynny w Cracovii. Razem z Poznańskim tworzyli dwójkę, której specjalnością było zamęczanie przeciwnego pomocnika krótkimi podaniami i zmianą pozycji, by później, bez przeszkody popisywać się ČkawałamiÇ technicznymi, jakich repertuar Mielecha sporo posiadał. Sławne jego biegi z piłką, które zjednały mu przydomek ČmaszynkaÇ kończyły się podaniami nadzwyczaj precyzyjnymi. Pełna pomysłowości gra Mielecha nie była nigdy mechaniczna. Świetny wykonawca pomysłów taktycznych współgraczy, umiał - jak nikt inny - sam chodzić z piłką ku bramce, by tuż przed nią wyłożyć partnerowi piłkę do ostatecznego ulokowania w siatce. Wyjątkowe kwalifikacje Mielecha pozwalały mu być również dobrym łącznikiem i kierownikiem ataku". Mielech grał w Cracovii i był jednym z najlepszych polskich piłkarzy pierwszej połowy lat dwudziestych. Powodów, dla których przeszedł do historii było wiele. Dwa są szczególne. Był zdobywcą pierwszej bramki w dziejach rozgrywek o mistrzostwo Polski - 21 sierpnia 1921 roku, w spotkaniu Cracovia - Pogoń Lwów (2:0). Znalazł się też w składzie pierwszej reprezentacyjnej drużyny, która w roku 1921 zmierzyła się z Węgrami w Budapeszcie. Za partnerów w ataku miał legendę polskiego sportu Wacława Kuchara z lwowskiej Pogoni, wspomnianego Józefa Kałużę z Cracovii, Mariana Einbachera z Warty Poznań oraz Leona Sperlinga z Cracovii. W tym samym roku Mielech zdobył z Cracovią pierwszy tytuł mistrza Polski. W latach 1923 - 1927 grał w Legii, a w 1933 był jej trenerem. Inspektor w Gdańsku Stanisław Mielech, grając w piłkę na najwyższym poziomie, ukończył Uniwersytet Jagielloński. Uzyskał tytuł doktora praw, cieszył się opinią jednego z najwybitniejszych w kraju specjalistów w dziedzinie prawa celnego. Został generalnym inspektorem ceł w Wolnym Mieście Gdańsku. Córka Mielecha - Krystyna, tak wspomina swoje podróże do Gdańska: "Ojciec od 1935 roku był naczelnikiem Urzędu Celnego w Warszawie, a na wiosnę 1939 roku nie tylko jako wybitnego eksperta w dziedzinie prawa, ale i majora Wojska Polskiego przeniesiono go do Gdańska. Zaproponowano mu willę, lecz Niemcy wybijali w niej szyby, więc mimo że miał status dyplomaty, wolał przenieść się jako sublokator do polskiej rodziny. Jeździł z zaufanym kierowcą, panem Biegańskim, pracującym w wywiadzie wojskowym, czyli tzw. Dwójce. Po wybuchu wojny Biegański trafił do obozu w Stutthofie i tam najprawdopodobniej zginął. Kiedy przyjeżdżałyśmy do Gdańska z mamą, z biało-czerwoną chorągiewką na samochodzie, zawsze obrzucano nas ogryzkami od jabłek lub pluto na szyby. Cło, poczta i koleje były polskie, ciągle narażone na niemieckie prowokacje. Przeżyłyśmy też z mamą, zresztą nieświadome zagrożenia, próbę uprowadzenia. Ktoś telefonował, podszywając się pod ojca. Miałyśmy się stawić w określonym miejscu, gdzie czekał na nas samochód, rzekomo wysłany przez ojca. Tyle że on nic o tym nie wiedział. Kiedy trzeba było wysłać ważne meldunki do Warszawy lub odebrać instrukcje z Ministerstwa Skarbu, ojciec jeździł do Gdyni, aby prowadzić rozmowy z tamtejszego budynku Poczty Polskiej, nienarażonego na niemiecki podsłuch". Pułku już nie było Melchior Wańkowicz, w swojej książce "Westerplatte", pisząc o pierwszych dniach wojny w Gdańsku, wspomina także i o takim wydarzeniu: "Przywieziono do Victoria Schule i działaczy polskich. Do naczelnego inspektora ceł dra Mielecha (znanego w swoim czasie piłkarza) strzelano przy aresztowaniu, pobito jeszcze przed przywiezieniem do Victoria Schule, stawiano pod ścianą z rękami w górę przed plutonem egzekucyjnym...". Córka wspomina, że aresztowanego ojca Niemcy wymienili na moście na zatrzymanego przez Polaków niemieckiego konsula. Dzięki temu uratował życie. Natychmiast ruszył na Wschód na poszukiwanie swojego pułku. Ale pułku już nie było. Został internowany i wojnę spędził na Węgrzech, w Jugosławii i w Niemczech. Kronikarz futbolu Był wybitnym dziennikarzem. Specjalizował się oczywiście w futbolu, o którym miał prawo pisać i mówić jak mało kto. Przed wojną pracował w "Kurierze Porannym", "Kurierze Sportowym", "Stadionie", "Raz, Dwa, Trzy", "Przeglądzie Sportowym", był sprawozdawcą Polskiego Radia z meczu Niemcy - Polska w Berlinie. W latach 1929 - 1933 pełnił godność prezesa Związku Dziennikarzy i Publicystów Sportowych RP. Po wojnie, w 1946 roku, został pierwszym zastępcą prezesa PZPN, legionisty jak on - Władysława Bończy-Uzdowskiego. Od roku 1947 aż do śmierci w 1962 związany był z "Życiem Warszawy", gdzie przez wiele lat tworzył duet z innym wybitnym dziennikarzem - Stefanem Sieniarskim. Podpisywał się na ogół skromnie. St. Miel. Kiedy trafiłem do redakcji sportowej tego pisma na początku lat dziewięćdziesiątych, znalazłem w niej istne skarby, którymi przez kilkadziesiąt lat nikt się nie zainteresował. Były to trzy opasłe tomy kronik polskiego i światowego futbolu, opracowywane przez Stanisława Mielecha od zakończenia wojny. W grube zeszyty formatu A-4 wklejał artykuły z prasy polskiej, francuskiej, niemieckiej, angielskiej i radzieckiej, teksty swoje i wielu innych polskich dziennikarzy. Wpisywał składy reprezentacji Polski od jej pierwszego meczu, maszynopisy pełne statystyk i pisane własnoręcznie notatki. Znajdował się tam także bilet na słynne dla Polski mistrzostwa Europy w boksie, w roku 1953. Ostatnia notka pochodzi z 1 listopada 1962 roku i dotyczy meczu juniorów Rumunia - Polska. Trzy tygodnie później Stanisław Mielech już nie żył. "Gole, faule i ofsaidy" Jest autorem książek wyjątkowych. Pierwsza to "Style, szkoły i systemy w piłce nożnej" (1955), druga - "Gole, faule i ofsaidy" (1957), trzecia - "Sportowe sprawy i sprawki" (wydana w roku 1963, już po śmierci autora). Mielech przygotował także materiały do przedwojennej części monumentalnego dzieła "Legia 1916 - 1966. Historia, wspomnienia, fakty", wydanego na pięćdziesięciolecie powstania klubu. Na pewno to, co ukazało się w książce, nie wyszło spod jego pióra. Można nawet powiedzieć, że zawarte w niej słowa nie odpowiadały jego intencjom. Nie żył już jednak od czterech lat. Jak by jednak nie było, przyznać trzeba, że ta księga Legii nie miała sobie równych, nadal jest czymś wyjątkowym wśród monografii klubów polskich, a porównać ją można tylko z jubileuszową księgą Pogoni Lwów z roku 1939, na wzór której była zresztą robiona. Piłka mielechówka Wspomina Bohdan Tomaszewski: "Na początku lat trzydziestych założyłem z dwoma braćmi oraz kolegami Międzyszkolny Klub Sportowy ČWyścigÇ. Zgłosiło się do nas 30, może 40 chłopaków. Graliśmy w Warszawie, z kim się dało i gdzie się dało. Ja byłem bramkarzem, a potem łącznikiem. Stanisław Mielech, którego my, mali chłopcy nie znaliśmy, ogłosił na łamach ČKuriera PorannegoÇ akcję zbierania piłek dla takich drużyn jak nasza. Pod redakcję gazety na placu Dąbrowskiego przyszło kilkuset chłopaków. Moja drużyna ubrana była na biało-czerwono, stanęła jak na boisku, czym nawet naraziła się na drwiny. Ale wyszedł do wszystkich z redakcji wysoki, tęgi pan, spojrzał na nas i powiedział: ČTak właśnie powinni się prezentować prawdziwi sportowcyÇ. To był redaktor Stanisław Mielech. W nagrodę zaproszono nas na mecz Polska - Szwecja, przed którym na stadionie Legii pan Mielech wręczył nam nowiutką piłkę. Nazwaliśmy ją mielechówką. O ile mi wiadomo o takim szczęściu mogło mówić około 80 drużyn. Po latach, kiedy pracował w ČŻyciu WarszawyÇ, a ja byłem młodym dziennikarzem, przypomniałem mu o tym spotkaniu. To była wybitna postać". Dobry dom Stanisław Mielech miał trzech braci i trzy siostry. Większość rodzeństwa wcześnie zmarła. Najstarszy brat, walczący w obronie Lwowa, został zamordowany przez Ukraińców. Młodszy, po służbie na froncie włoskim w armii austriackiej, zmarł na gruźlicę. Mielech w latach trzydziestych też chorował na gruźlicę gardła, ważył już 40 kg i mógł jeść tylko jajka. Leczono go nowoczesną metodą wypalania rentgenem, ale dopiero tybetańskie zioła przywróciły mu zdrowie. Potem miał taki apetyt, że przez drugą połowę życia był już tęgim, nobliwym panem. W Warszawie znalazł się z miłości. Przyjeżdżał z Krakowa w konkury do Zofii Zabielskiej. Jej brat - Jerzy Zabielski był znanym szermierzem, dwukrotnym olimpijczykiem, a nawet brązowym medalistą olimpijskim z Amsterdamu. Ceniono go także jako dziennikarza sportowego oraz autora karykatur piłkarzy Cracovii z lat dwudziestych, zamieszczanych w wychodzącym wówczas w Krakowie "Przeglądzie Sportowym". Po ślubie, w roku 1921, Stanisław Mielech przeniósł się do Warszawy i zamieszkał na Żoliborzu. Jego jedyna córka - Krystyna zrobiła w Akademii Sztuk Pięknych dyplom z malarstwa, była scenografem w filmie i TVP. W mieszkaniu na Dobrej, zajmowanym przez Mielechów od roku 1949, a stanowiącym po wojnie salon towarzyski dla piłkarzy i dziennikarzy, znajdują się dwa duże portrety Stanisława Mielecha, namalowane przez córkę. Na jednym siedzi nad szachownicą, na drugim trzyma w ręku skrzypce. Na obydwu elegancko ubrany w dobrym krakowskim przedwojennym stylu - krawat, koszula z długim kołnierzykiem, kamizelka i marynarka. Jakby siedział w swojej ulubionej kawiarni u Bizanca, przy Plantach. Skrzypce i szachy - Ojciec świetnie pływał, grał w tenisa, uwielbiał szachy, a skrzypce nie są przypadkowym rekwizytem. Często wieczorami mama siadałam do pianina, a tata towarzyszył mi na skrzypcach - wspomina córka. - Wszystko zmieniło się w roku 1955. Pojechał na mecz do Krakowa i tam doznał zawału. Tak się złożyło, że w szpitalu trafił na doktora Godlewskiego, który był siostrzeńcem słynnego piłkarza i kolegi ojca z Cracovii - Ludwika Gintla, z którym korespondował po jego wyjeździe do Izraela i który przysyłał mu stamtąd lekarstwa. Ale to już był inny ojciec. Więcej czasu spędzał w domu, wyklejał albumy wycinkami z gazet, a interesował się wszystkim. Jego teksty odnosiłam do redakcji "Życia Warszawy". Historyk prasy sportowej Bogdan Tuszyński tak w książce "Prasa i sport 1881 - 1981" kończy notkę biograficzną Stanisława Mielecha: "Żył lat 68. W tym 50 lat w służbie sportu, a 41 w służbie dziennikarstwa sportowego. Takich jak on niewielu mieliśmy i mamy w swoim gronie". Dokonania Stanisława Mielecha na kilku polach działalności są absolutnie wyjątkowe. Był żołnierzem Legionów, tworzył historię polskiej reprezentacji w piłce nożnej, grał w Cracovii, założył Legię i dał jej nazwę, dwukrotnie organizował rozgrywki ligowe w Polsce, bronił interesów Polski w Wolnym Mieście Gdańsku, był wiceprezesem PZPN, a przez kilkadziesiąt lat dziennikarzem, piszącym do najważniejszych gazet. Pełnił funkcję kierownika działu sportowego "Życia Warszawy". Napisał wyjątkowe książki o polskim futbolu. Był też laureatem nagrody miasta stołecznego Warszawy. Nie ma jednak w tej Warszawie żadnych dowodów pamięci po nim. Ani nazwy ulicy, ani trybuny na Legii, ani tablicy na domu przy ulicy Dobrej, w którym spędził ostatnich 13 lat życia.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.