Marcin Mięciel w rozmowie z weszło.com
22.10.2012 10:15
Ustalmy na początek. Marcin Mięciel w czwartoligowym UKS Łady to już tylko czysta rekreacja. Nie myśli pan o powrocie do gry w piłkę na poważnie.
- Tak, na sto procent zakończyłem karierę zawodową. Zostałem wprawdzie poproszony przez znajomego, żebym pomógł w czwartej lidze. W klubie niedaleko mojego domu. Ale dzieje się to już na dość dużym luzie. Przychodzę, kiedy chcę, kiedy mam czas i nic więcej. Na razie zagrałem tylko w dwóch meczach i szczerze mówiąc, po operacji, którą przeszedłem w ŁKS-ie, nie jestem już raczej gotowy nawet na czwartą ligę. Myślałem, że gra się tutaj trochę łatwiej, że nie trzeba tyle biegać, a jednak – to już nie te czasy.
Aż tak się posypało zdrowie? Jeszcze w ŁKS-ie te wyniki badań były bardzo dobre.
- Rok bez piłki, po operacji kolana, zrobił swoje. Pierwsze sześć tygodni, kiedy chodziłem jeszcze o kulach, to był dla mnie dramat. Nic nie robiłem, a cały czas źle się czułem. Po osiemnastu latach ciągłych treningów, organizm nie najlepiej reagował na brak ruchu. Żadnej rehabilitacji nie przechodziłem, bo i po co, skoro postanowiłem skończyć karierę, więc kiedy po pięciu miesiącach po raz pierwszy poszedłem do lasu, stwierdziłem, że jest problem, że ciężko mi się biega. Dopiero teraz zacząłem się trochę więcej ruszać. Chodzę na siłownię, biegam, gram w oldbojach Legii. Wreszcie normalnie funkcjonuję.
No i w kadrze tylko pięć występów. Dziś tyle to ma byle kopacz.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Tu też trochę szczęścia mi zabrakło. Pierwsze powołanie dostałem na Słowację za Apostela. Siedziałem na ławce, dwa razy miałem wchodzić, to najpierw „Świerszczu” dostał czerwień i mnie cofnęli. A później, gdy stałem już przy linii, „Kosa” schodząc zdjął koszulkę i dostał drugą żółtą. No i nici z debiutu. Później, jako dziewiętnastolatek, jeździłem praktycznie na każde zgrupowanie. Ja, Citko i Sagan – było trzech takich młodych, którym trener powoli dawał szansę. Potem znowu pojechałem na młodzieżówkę i złamałem nogę. Powoływali mnie i Wójcik, i Boniek, ale zawsze dostawałem jakąś połówkę i tak mnie odrzucali. Wiem, jak to brzmi, ale trochę inne były czasy. Człowiek naprawdę musiał się wyróżniać, żeby grać w reprezentacji. Byli Podbrożny, potem „Kowal”, Citko w gazie. Jak poszedłem kiedyś, jeszcze jako młody chłopak, na mecz Legii i zobaczyłem, jak „Kowal” pogrywa z Podbrożnym, to sobie nie wyobrażałem, że kiedykolwiek ja mógłbym tak z nimi.
Z drugiej stony, Mięciel był wtedy w Warszawie idolem nastolatek. Kawasaki Ninja, odpowiednia stylówka, fryzura, ubiór. Trochę się pan odróżniał.
- Dzisiaj to normalne. Ale wtedy faktycznie miałem jakiś taki swój styl, dzięki któremu chyba trochę częściej mogłem zaistnieć np. w prasie. Każdy patrzył, jakim przyjechał motorem i tak dalej. Tyle że to nie był żaden lans. Bardziej spełnianie swoich dziecięcych marzeń. Koledzy mieli motocykle, jakieś MZ-ki, Jawy. Mnie, jako dzieciaka, nawet na taki nie było stać, więc kiedy w Legii dostałem pierwsze większe pieniądze, od razu pojechałem po samochód i super motor. Ale to było dla mnie, nie na pokaz.
Piotr Mosór na tym motorze zdążył sobie nawet więzadła zerwać, zgadza się?
- Oj, no coś tam było (śmiech).
I później symulował, żeby wyglądało, że to na treningu.
- Wywalił się niechcący. O szczegóły to już trzeba Piotrka pytać.
Kończąc karierę, mówił pan: nie chcę robić sobie długiej przerwy. Chcę od razu działać.
- Na początku myślałem o trenerce. Zrobiłem już nawet kurs UEFA. Została mi tylko obrona pracy, którą pisałem, analizując grę napastników na ostatnim mundialu. Tyle że trener, trochę tak, jak piłkarz – dostaje ofertę i musi jechać, czasem na drugi koniec Polski. Dlatego poszedłem w menedżerkę. To jest praca w trochę innym trybie. Na razie współpracuję z Mariuszem Piekarskim, będę chciał zrobić licencję. Zobaczymy, jak to się rozwinie.
Wiem, że był pan też dogadany z Legią w sprawie pracy w jej akademii.
- Miałem to nawet wpisane w kontrakt z Legią. Poczekamy, zobaczymy. Na razie kończę kurs i zajmuję się trochę inną działalnością. Klub ma dobry pomysł, jak powinna wyglądać szkółka. W wielu miejscach na Zachodzie jest to podobnie zorganizowane. W każdej grupie wiekowej działa jeden były piłkarz i jeden trener stricte po szkole, na przykład z AWF-u. I to się sprawdza. Jeden wie, jak kopnąć piłkę, bo sam to kiedyś robił. Może wiele rzeczy pokazać dzieciakowi. A drugi ma znowu jakąś wiedzę teoretyczną.
Zapis całej rozmowy z Marcinem Mięcielem można przeczytać http://www.weszlo.com/news/12401-Mieciel_po_zakonczeniu_kariery_Moglem_wypic_piwo_pogrillowac_Nic_mnie_nie_gonilo
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.