Domyślne zdjęcie Legia.Net

Marcin Rosłoń: Trafiłem do pięknej bajki

Marcin Szymczyk

Źródło: Życie Warszawy

26.09.2005 09:23

(akt. 27.12.2018 14:30)

- Każde 90 minut spędzone na boisku w meczu ekstraklasy, czy w rywalizacji z FC Zurich, pozwala mi na tyle okrzepnąć, że kolejne spotkanie jest dla mnie spokojniejszym przeżyciem. Nie usypia mojej czujności, ale pozwala uwierzyć w siebie. Podbudowuje mnie także trener, który po meczu z Polonią powiedział: Brawo Rosół, solidny występ - powiedział piłkarz Legii <b>Marcin Rosłoń</b>
- Mimo że ma Pan już 27 lat, w derby Warszawy zagrał Pan po raz pierwszy. - Ale grałem w małych, w III lidze. Nawet strzeliłem gola rezerwom Polonii. Ale to nie miało przełożenia na emocje. W piątek czułem dużą adrenalinę. Były to dla mnie derby wyjątkowe. Urodziłem się w Warszawie, jestem wychowankiem Legii, całe życie mieszkam na Ursynowie, do obu szkół chodziłem blisko Legii, pracuję w Canal+, który siedzibę ma tuż przy stadionie. Moje życie jest więc związane z Legią, a gra w derby była spełnieniem – po wielu latach – marzeń. Bardzo podobał mi się doping i atmosfera na stadionie. Szkoda tylko, że kibice rzucali racami. W końcu i ja byłem wewnątrz tego cyklonu, byłem częścią całej pięknej bajki. - Jest Pan najbardziej zagadkowym piłkarzem. Mimo 27 lat ma Pan na koncie tylko 10 występów w ekstraklasie. - Takich jak ja mogło być w Legii więcej. Legię było i jest stać na ściąganie zawodników z kraju, więc wychowanków traktuje się tu po macoszemu. W derby w kadrze Polonii było pięciu wychowanków, w Legii tylko ja. Przez ten czas spędzony w Legii, jeżdżąc na zgrupowania z pierwszym zespołem, a później patrząc na wszystko z boku, z poziomu drugiej drużyny, albo rezerwowego, wcale nie czułem się niedowartościowany. Układ był sympatyczny, ale nie dawał nadziei na rozwój. Dlatego rozpocząłem pracę w Canal+ i zacząłem się realizować w tym kierunku, w którym się kształciłem, czyli dziennikarstwie. Wszystko było więc w porządku. Ambicja ma jednak to do siebie, że nie pozwala człowiekowi o wszystkim zapomnieć. Czekałem na szansę i się doczekałem. Jacek Zieliński wystawił mnie w grudniu ubiegłego roku w meczu z Wisłą Płock. Od tego momentu wszystko ruszyło z kopyta i pojawiły się kłopoty bogactwa. Ale okazało się także, że mogę pogodzić te dwie prace. Wciąż komentuję mecze, choć już z wyłączeniem ligi polskiej. - Ostatnio wstąpił Pan w związek małżeński. Kiedy znajduje Pan czas dla swej lubej? - Żona także pracuje w telewizji. Obecnie prowadzi w dwójce teleturniej „Burza mózgów”. Ostatnio nie widujemy się, bo ma nagrania odcinków. Jeśli ma chwilę wolnego, okazuje się, że ma audycję w Radiu Bis. Nie mamy czasu nawet na miesiąc – lub chociaż – weekend miodowy. Przyzwyczailiśmy się do tego i być może właśnie to pozwala nam tworzyć harmonijny związek. Dopingujemy się wzajemnie, wiemy co znaczy praca w telewizji i nikt nie ma do drugiego pretensji. - Czy koledzy z redakcji podczas transmisji meczu Legii traktują Pana w komentarzach ulgowo? - Są obiektywni. Nie robią z tego nabożeństwa, traktują mnie jak każdego innego zawodnika. Z pewnością trudniej wymawia się im moje nazwisko, bo w pracy zwracają się do mnie po imieniu. - Czuje Pan presję kibiców, trenerów, kolegów? - Czuję, że w tych wszystkich osobach mam wsparcie. Daję sobie radę z tym, co jest dookoła, pozostaje tylko to, co mam w głowie. Jeżeli w niej jest zbyt dużo myśli, chcę coś zrobić ponad normę, za dobrze, wówczas łatwo o błąd. A ja, grając obecnie na pozycji stopera, nie mogę ich popełniać. Każde 90 minut spędzone na boisku w meczu ekstraklasy, czy w rywalizacji z FC Zurich, pozwala mi na tyle okrzepnąć, że kolejne spotkanie jest dla mnie spokojniejszym przeżyciem. Nie usypia mojej czujności, ale pozwala uwierzyć w siebie. Podbudowuje mnie także trener, który po meczu z Polonią powiedział: Brawo Rosół, solidny występ. - Jest Pan bardziej piłkarzem czy dziennikarzem? - Jestem piłkarzem, a komentuję mecze, bo to jest moja pasja. Ile można spotykać się z kumplami, przerzucać pilotem kanały w TV, czy leżeć na kanapie, podjadać co chwilę z lodówki. Praca w Canal+ jest także moim kredytem na przyszłość, kiedy skończę grać w piłkę. To także furtka do pracy w innych zawodach.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.