Marcin Żewłakow: W Legii jest mały margines błędu
16.11.2015 12:48
W Leicester potrafili np. wytropić zawodnika za mniej niż pół miliona funtów, którego dziś wyceniają na 25. Riyah Mahrez przychodził z drugiej ligi francuskiej, a Jamie Vardy z... tamtejszej okręgówki.
- Podejrzewam, że najzwyczajniej w świecie w Leicester mogli pozwolić sobie na takie ryzyko. Legia jest o tyle niewygodnym zespołem, że nie ma tutaj wielkiego marginesu bezpieczeństwa dla nowego transferu. Nawet jeśli jest to wyselekcjonowany zawodnik i pracownicy drużyny uznają, że się przyda. Chodzi o pewne różnice. Klub pozyskuje kogoś z III ligi, ale wszyscy wokół oczekują, że od razu wejdzie do pierwszego zespołu i zrobi szum. Brakuje dla niego okresu przejściowego. W bardzo obiecujących klubach takich jak Zagłębie Lubin czy Cracovia jest łatwiej. To ekipy, które mogą się pokusić o dobry wynik, ale nie mają założenia, że muszą bić się o tytuł. Legia nie może sobie pozwolić na zawodnika, który wchodząc do zespołu – mówiąc językiem branżowym - nie odpali.
Przykład Chrisa Smallinga. Dziś stanowi materiał na kapitana Manchesteru United, do którego przychodził z Fulham, które niewiele wcześniej wynalazło go w... Sunday League.
- No właśnie. Manchester United by sobie na coś takiego nie pozwolił, bo ryzyko byłoby zbyt wielkie. Leicester podejmuje ryzyko, ale wie, że nie odbije się to tak negatywnym echem. Oczywiście zakładając scenariusz, że dany piłkarz by się nie przyjął… Leicester City to zespół, który przeważnie sprzedaje piłkarzy z dużym zyskiem, więc mowa o dużych profitach. Nie ma tradycji i kultury, żeby podobne czynności wykonywano regularnie w Chelsea i Manchesterze United czy City. Kluby bazują na bardziej sprawdzonych produktach. Ryzyko w postaci tzw. "chybił-trafił" jest zminimalizowane jak to tylko możliwe.
Czyli wolicie graczy, o których jednak gdzieś się już coś mówi.
- W Legii nie można decydować się na coś, co może nie wypalić. Łatwiej się przestawić na granie w najwyższej klasie rozgrywkowej w zespole z niższych pozycji. Presja jest inna, nie zabija, nie przytłacza w taki sam sposób. Legii i Lechowi zawsze wypomina się ewentualne błędy na rynku transferowym.
Agenci trochę wywrócili świat transferów do góry nogami. Dziś to oni rozdają karty.
- Menedżerowie są teraz największym nośnikiem informacji dotyczącym danego piłkarza. Doskonale znają swojego klienta. Warto podkreślić, że dziś agenci sięgają także po piłkarzy drugoligowych. Przyznam, że sam jeżdżę na takie rozgrywki. Przyglądam się zawodnikom pod różnym kątem, staram się to przełożyć jakoś na realia ekstraklasy i ocenić jego przydatność pod kątem Legii. Wiadomo, że Legia i Lech nie mogą budować zespołu opartego na niższych klasach rozgrywkowych. Ustala się pewną hierarchię potencjalnych nabytków. Przede wszystkim najpierw patrzy się na to, czy piłkarz od razu wejdzie do pierwszej jedenastki. Następny w kolejce - czy będzie uzupełnieniem osiemnastki. Ma urosnąć później. Są też transfery w perspektywie, gdzie ocenia się zawodnika w kontekście tego, gdzie będzie za dwa lub trzy sezony. Każdy transfer może być udany lub nie. O nieudanych mówi się przede wszystkim wtedy, gdy klub płaci spore pieniądze i dotyczy to – mówiąc kolokwialnie - "produktu" gotowego. Udane to takie, które owocują kilkukrotnym zyskiem i to przynosi największą satysfakcję.
Zapis całej rozmowy z Marcinem Żewłakowem można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Super Expressu".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.